Przez lata chłodnica była niezbędnym elementem każdego samochodu spalinowego. Bez niej trudno było utrzymać pod kontrolą odpowiednią temperaturę silnika. Jeszcze ponad sto lat temu eksperymentowano z prostymi konstrukcjami o różnym przekroju rurek, nie dbając o odpowiednią osłonę przed kurzem i innymi zabrudzeniami. Co więcej, według Mercedesa pierwsze 40 lat historii motoryzacji oznaczały, że chłodnicy nie traktowano jako elementu wyróżniającego markę. To, co było niezbędne dla inżyniera, było niestety powszechnie ignorowane przez ówczesnych stylistów. Aż do czasu.
Mercedes przekonuje, że przełom nastąpił w 1931 r., kiedy pojawił się model 170 (typ W15). To w nim chłodnicę zamontowano za ochronną kratką zintegrowaną z maską pojazdu. Zadbano nawet o takie detale jak wzór plastra miodu, chromowana ramkę i doskonale znaną gwiazdę. Dostrzeżono wówczas, że dzięki odpowiedniej osłonie samochód zyskuje nie tylko niepowtarzalny styl, zyskuje własną "twarz"
Garnitur w prążki, off-road i kaprysy klientów
Wizerunek zmieniał się tak samo, jak trendy w modzie. W Mercedesie uznano, że można spokojnie łączyć funkcję ochronną i dekoracyjną. Styliści nawiązywali nie tylko do sportowych tradycji (przede wszystkim wąski otwór z poziomymi żebrami i dużą gwiazdą jak w 300 SL zwanym pieszczotliwie skrzydlakiem). Szukano nawiązań do eleganckiej odzieży (pionowe żebra nawiązujące do garnituru w prążki dla Mercedes-Maybach) czy jazdy off-road (grill Klasy G). Próbowano także zaangażować klientów, oferując stylizację grilla zależnie od linii wyposażenia (osobne wzory dla Elegance czy Avantgarde w Klasie C W204).
Jaka technika, takie wyzwania. Wraz z rozwojem elektromobilności okazało się, że tradycyjna osłona spełnia już zupełnie inną rolę. Konwencjonalna chłodnica stała się zbędnym dodatkiem we współczesnym modelu elektrycznym. A skoro można się było bez niej obyć, to inżynierowie zyskali prawdziwe pole do popisu. Za charakterystyczną płaską osłoną starczyło miejsca na różne czujniki od radaru poprzez kamery po Lidar. Idealny zespół drogich komponentów, który może znacząco wpłynąć na wysokość szkody w przypadku typowej miejskiej stłuczki. To nie tylko ból głowy dla ubezpieczyciela, ale także właściciela samochodu. Ryzyko szkody całkowitej jest większe, niż mogłoby się wydawać.