- O wyczynach kolejnego pirata drogowego, który zamieszcza w sieci filmiki ilustrujące jazdę ponad 300 km/h na drogach publicznych, pisaliśmy kilka dni temu
- Według byłego policjanta, eksperta BRD, ustalenie sprawcy tego wykroczenia to kwestia czasu
- Okazuje się, że na podstawie krótkiego nagrania w kiepskiej jakości można ustalić dokładne miejsce, gdzie doszło do wykroczenia oraz dokładną godzinę. Wystarczył do tego jeden szczegół
- Mamy oficjalne stanowisko policji w sprawie tego konkretnego przypadku
"Jechał bezpiecznie, skończcie z donosami, ograniczenia prędkości na autostradzie należy zlikwidować" – komentuje filmik jeden z internautów. Inny dodaje: "Pięknie idzie to BMW. A was p...." (tu pojawia się stek niecenzuralnych określeń w stosunku do osób, które nie rozumieją, że należy się szacunek osobie, która przekracza 300 km/h na drodze publicznej, i dowód, że to miało miejsce, zamieszcza w sieci). "Pusta autostrada to co za problem, że ziomeczek sobie ciśnie fajnym autkiem?". Inny jednak zauważa, że autostrada nie była całkiem pusta, ale też nie kryje podziwu: "trochę za późno mruga długimi, ale tak poza tym spoko".
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPrzeważają jednak komentarze krytyczne – zwłaszcza ci, co uciekali w ostatniej chwili z lewego pasa przed piratem drogowym, wiedzą, że w takiej sytuacji nie ma żartów. Jeśli ktoś jedzie 300 km/h i wyprzedza samochód jadący przepisowe 140 km/h, to różnica prędkości jest taka sama, jakby samochód jadący 160 km/h przejeżdżał tuż obok samochodu stojącego w miejscu. Ścigania piratów drogowych jeżdżących stuningowanymi beemkami domagają się też ci, którzy doświadczyli poganiania światłami na autostradzie. Także ci, którzy widzieli zdjęcia spalonego auta, w którym kilka miesięcy temu zginęła rodzina wracająca z wakacji po uderzeniu w tył przez innego mistrza prostej, Sebastiana M. Ten pirat drogowy również potrafił rozpędzić swoją beemkę do ponad 300 km/h, a teraz czeka na ekstradycję z Dubaju.
Internauci szybko ustalili, że 305 km/h to prawdopodobnie nie jest najwyższe osiągnięcie kierowcy, który wrzucił do sieci filmik z jazdy autostradą A2. Na innym nagraniu (nie ma pewności, że to ten sam samochód, choć na pewno ten sam model) widać 330 km/h, a nagranie licznika najwyraźniej ktoś robił "z ręki" podczas jazdy.
Nie tylko nagrania z kamerki świadków – policja "bierze" także filmy krążące w sieci
Nadkomisarz Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego KGP informuje, że rocznie policja prowadzi kilkadziesiąt tysięcy spraw dotyczących wykroczeń i przestępstw, w których dowodem są nagrania nadsyłane przez świadków tych zdarzeń. Przedmiotem postępowań są jednak także publikacje pojawiające się w przestrzeni internetowej. "W pracy tej pomocni są m.in. monitorujący Internet funkcjonariusze pionów do walki z cyberprzestępczością" – informuje nadkomisarz Opas.
Z oczywistych względów najłatwiejsze z punktu widzenia organów ścigania są nagrania nadsyłane przez świadków zawierające komplet informacji niezbędnych do ustalenia przebiegu zdarzenia oraz sprawcy. Potrzebne są: data i godzina zdarzenia (miejscowość, nr drogi, nazwa ulicy), dane pojazdu (marka, nr rejestracyjny), dane zgłaszającego (imię, nazwisko, adres do korespondencji, nr telefonu kontaktowego). Oczywiście w przypadku publikacji na prywatnych profilach społecznościowych wszystkich tych danych nie ma – pirat drogowy nie ma interesu w tym, aby zostać namierzonym i ukaranym. Często widać jednak więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. To ważne, bo aby kogoś ukarać za popełnienie wykroczenia drogowego, trzeba m.in. wiedzieć, gdzie dokładnie miało ono miejsce – przynajmniej, na jakim odcinku drogi.
Co widać na filmiku poza prędkością i czy policja też to widzi?
Policjanci twierdzą, że na filmikach zamieszczanych w sieci widać więcej, niż wydaje się ich autorom. Nie mając dużego doświadczenia w analizie tego typu materiałów, zrobiliśmy proste ćwiczenie: sprawdziliśmy, co zdołamy ustalić w ciągu 10 minut, dokładnie oglądając filmik zamieszczony przez pirata drogowego jadącego BMW M850i.
- Poznaliśmy markę i model samochodu: było łatwo, ponieważ autor nagrania i właściciel kilku profili w różnych mediach społecznościowych, chwali się m.in. BMW M850i o mocy 800 KM. Wygląd kokpitu widoczny na filmie potwierdza, że to ten samochód.
- Wiemy, że szaleńcza jazda miała miejsce na polskiej autostradzie – widać to po kolorystyce i kształcie znaków, jednak same napisy na znakach i tablicach są na filmie całkowicie nieczytelne – prędkość jest zbyt duża.
- Podpowiedź znajdujemy na... zegarach samochodu, na których wyświetlany jest widok nawigacji. Czytelny jest napis "Autostrada Wolności". Wiemy już, że zdarzenie miało miejsce na autostradzie A2. Na wyświetlaczu widzimy kształt węzła autostradowego, który auto właśnie mija.
- Otwieramy mapy Google na telefonie i w odpowiednim powiększeniu porównujemy kształty poszczególnych węzłów autostradowych na autostradzie A2 z grafiką wyświetlaną na zegarach auta. Po kolejnych dwóch minutach wiemy już, że prawdopodobnie filmik został nagrany na wysokości miejscowości Trzciel. Po kształcie grafiki widzimy, że BMW jechało w stronę zachodniej granicy Polski.
- Otwieramy Google maps na komputerze, tym razem interesuje nas widok rzeczywisty trasy na wysokości węzła Trzciel. Zyskujemy pewność, że to na pewno to miejsce – widzimy te same tablice, które w złej jakości widać na filmiku (tym razem czytelne) oraz znaki drogowe.
- Znamy godzinę – widać ją na wyświetlaczu auta (23:36).
- Wizerunek właściciela profilu jest widoczny w sieci, ustalenie imienia i nazwiska zajmuje chwilę (ale potwierdzenie takich danych to zadanie dla organów ścigania)
Okazuje się, że faktycznie w ciągu dosłownie kilku minut udało się tylko na podstawie kiepskiej jakości filmiku ustalić na pewno więcej, niż chciał nam pokazać jego autor. Okazuje się przy tym, że policja najwyraźniej też to ustaliła, a być może więcej. Mamy potwierdzenie, że zajęto się tą sprawą.
Rzecznik Komendy Głównej Policji: "W interesującej Pana sprawie czynności prowadzi właściwa miejscowo jednostka, którą jest KWP w Gorzowie Wielkopolskim i gdzie mogła mieć miejsce ta sytuacja".
Ponad 300 km/h – co grozi kierowcy?
Nawet najbardziej absurdalne przekroczenie prędkości to nie jest przestępstwo, a jedynie wykroczenie – dopóki nie dojdzie do wypadku lub poważnego zagrożenia wypadkiem. Choć to jedynie wykroczenie, to maksymalna kara, która grozi za taki czyn, jest surowa: to może być grzywna do 30 tys. zł, 30 dni aresztu, kara ograniczenia wolności. Jeśli dla kogoś 30 tys. zł grzywny to mało, sąd może dołożyć zakaz prowadzenia pojazdów nawet na 3 lata.
Groźba poważniejszych konsekwencji pojawia się, dopiero gdy dojdzie do wypadku. To jednak, jak uczy doświadczenie, jest kwestią czasu. Problem nie polega na tym, że pirat drogowy wypadnie z drogi lub utraci panowanie nad pojazdem "bez powodu". Najczęściej do wypadków z udziałem kierowców poruszających się z ekstremalnymi prędkościami dochodzi, gdy inny kierowca źle oceni prędkość pirata drogowego, wykona nerwowy albo spóźniony manewr. Do wypadku na autostradzie A1 doszło, gdy kierowca Kii zjechał na prawy pas, by ustąpić szybciej jadącemu BMW. Było jednak za późno – kierowca BMW zdecydował się już na wyprzedzanie z prawej strony, doszło do zderzenia.
Dowiedz się więcej:
- Tragedia na A1. Nie żyją trzy osoby
- W wypadku na A1 zginęły trzy osoby, w tym dziecko. Rodzina apeluje o pomoc
- Tragiczny wypadek na A1. Posłanka składa interpelację, policja odpowiada oświadczeniem
- Niejasności wokół tragedii na A1. Posłanka o "szokującym zachowaniu policji"
- W wypadku na A1 zginęła cała rodzina. Nowe informacje
- Tragiczny wypadek na autostradzie A1. Co da się odczytać z rozbitego auta i ze spalonego wraku?