• Współczesne systemy wykrywania pieszych znacznie lepiej radzą sobie w ciągu dnia niż w nocy. Ryzyko wypadku rośnie wraz z pogarszaniem widoczności
  • Dzięki zastosowaniu układów wykrywających pieszych i aktywujących awaryjne hamowanie w USA ograniczono liczbę wypadków z pieszymi o ponad 25 proc.
  • Liczba ofiar śmiertelnych wśród pieszych rośnie w USA. W okresie od 2009 do 2021 r. odnotowano wzrost aż o 80 proc. Większość pieszych (ok. 75 proc. ofiar) ginie w USA podczas nocnych wypadków
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Gdyby wierzyć reklamom, już dawno nie powinno być wypadków na drogach. To oczywiście duże uproszczenie, ale jakże łatwo o wspomniany wniosek, gdyby bezgranicznie wierzyć marketingowym zapewnieniom producentów samochodów. Coraz łatwiej bowiem o przeświadczenie (o ile nie zajrzymy do instrukcji obsługi i nie przeczytamy wszystkich zastrzeżeń), że dzięki zaawansowanej elektronice współczesne auta wykryją potencjalne zagrożenia i ochronią nas przed wypadkiem. Albo przynajmniej ograniczą skutki potencjalnej kolizji, dzięki redukcji prędkości czy wspomaganiu w próbie ominięcia przeszkody. Niestety w rzeczywistości bywa inaczej o czym alarmują badacze amerykańskiego instytutu bezpieczeństwa ruchu drogowego IIHS.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

W ciemności nie tylko kierowca przegapi pieszego

Z testów IIHS wynika, że skuteczność układów awaryjnego hamowania i wykrywania pieszych znacząco spada wraz z pogarszaniem się widoczności. Innymi słowy, im ciemniej za oknem, tym łatwiej o sytuację, gdy elektronika nie wykryje pieszego i nie aktywuje się układ automatycznego hamowania. Z 23 przebadanych pojazdów większość wypadła poniżej oczekiwań podczas nocnych testów. David Harkey, prezes IIHS, wyjaśnia – "To zniechęcające, że tak wiele średnich SUV-ów i małych pickupów wypada słabo w testach nocnych, ponieważ badania wskazują, że tego typu pojazdy są bardziej niebezpieczne dla pieszych".

W testach uwzględniono kilka scenariuszy doskonale znanych nie tylko z amerykańskich dróg. W nocy (przy oświetleniu takim, z jakim mamy do czynienia przy księżycu w pełni) badano bowiem reakcję układów na osobę dorosłą przechodzącą przez jezdnię oraz idącą wzdłuż drogi (skrajna część wyznaczonego pasa ruchu). Za dnia zaś sprawdzano, czy samochody unikały potrącenia dziecka wybiegającego na drogę zza zaparkowanych pojazdów.

Nawet na suchym bywa kiepsko

Zależnie od testu samochody poruszały się z prędkościami ok. 20 km/h i 40 km/h (kolizja z ruchem poprzecznym) oraz ok. 40-60 km/h (ruch równoległy) po suchej nawierzchni. Skrupulatni badacze uwzględnili nawet oświetlenie (światła mijania lub drogowe oraz układy z asystentem świateł) zastosowane w pojazdach. Znamienne, że w niektórych autach nawet włączenie świateł drogowych niewiele pomogło.

Im wyższa prędkość, tym było gorzej. Najłatwiej było o wypadek w postaci najechania na pieszego poruszającego się wzdłuż krawędzi drogi. Niemal wszystkie samochody nie były w stanie uniknąć zderzenia przy prędkości ok. 60 km/h. Wyjątkiem okazał się Nissan Pathfinder. Dobre noty "znakomity" uzyskały także Toyoty Camry i Highlander oraz Ford Mustang Mach-E, które w najtrudniejszych próbach przynajmniej zwolniły na tyle, by złagodzić uderzenie.

Marnie, gorzej lub najgorzej

W przypadku samochodów z notą "zaawansowany" (Honda Accord, Hyundai Palisade, Hyundai Sonata, Nissan Frontier, Nissan Murano, Subaru Outback i Subaru Ascent) zwykle kolizji udawało się uniknąć przy niższych prędkościach (do 40 km/h). Pozostałe zaś nie reagowały wcale lub redukcja prędkości była minimalna, co sklasyfikowano notą "podstawowy" (Chevrolet Traverse, Ford Explorer, Ford Maverick, Ford Ranger, Volkswagen Atlas, Volkswagen Tiguan).

W teście IIHS nie zabrakło także aut, którym nie udało się osiągnąć nawet najniższej akceptowanej noty. To Chevrolet Malibu, Honda Pilot, Nissan Altima i Toyota Tacoma, czyli modele, których próżno szukać w europejskich salonach.