Do zdarzenia doszło na ulicy Bronisława Czecha w Warszawie. Policjanci ze stołecznej drogówki zauważyli kierowcę Toyoty, który przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Funkcjonariusze ruszyli w pogoń za mężczyzną. Mężczyzna zignorował sygnały świetlne radiowozu i nie zatrzymał się do kontroli.

"Kierowca zaczął w sposób niebezpieczny oddalać się w kierunku Wesołej, po czym zawrócił w kierunku Warszawy, a przy ulicy Wawerskiej zjechał na jezdnię dla kierunku przeciwnego i jechał pod prąd" - tłumaczą funkcjonariusze ze stołecznej policji.

Przeczytaj także: Policjanci przecierali oczy ze zdumienia, gdy zobaczyli pasażera motocykla

"Na wielu odcinkach znacznie przekraczał dopuszczalną prędkość, zmieniał w sposób nieprawidłowy i niebezpieczny pasy ruchu, nie ustępując pierwszeństwa innym pojazdom, a następnie jezdnią dla kierunku przeciwnego zmuszał jadące pojazdy do niebezpiecznego hamowania i zatrzymania" - dodają.

Na nagraniu z wideorejestratora zamontowanego w radiowozie widać, że uciekający mężczyzna jechał z prędkością prawie 160 km/h w miejscu, gdzie ograniczenie prędkości wynosi 100 km/). Kiedy jechał pod prąd, inni, jadący prawidłowo kierowcy, byli zmuszeni do niebezpiecznych manewrów.

Przeczytaj także: Kierowcę BMW pogrążyło to nagranie. Dostał aż 5 tys. zł mandatu

Finalnie kierowcę Toyoty Prius udało się zatrzymać dopiero kilka minut później na ulicy Wierzchowskiego, gdzie drogę zablokował mu inny policyjny radiowóz.

"Kierujący był trzeźwy, ale wstępne badania wykazały, że kierował pojazdem, będąc pod wpływem środka odurzającego" - przekazali w mediach społecznościowych policjanci.

"Ścigany samochód odholowano na parking depozytowy, kierowcy zatrzymano prawo jazdy, a on sam został zatrzymany i osadzony w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych. Dalsze losy kierowcy rozstrzygnie sąd" - dodali funkcjonariusze.