BMW, którego kierowca prawdopodobnie doprowadził do wypadku z udziałem Kii na autostradzie A1, poruszało się z prędkością nawet ponad 300 km/h. Sprawą od początku zainteresowali się internauci, którzy żądali wyjaśnień i odnalezienia sprawcy zdarzenia.

Nie uwierzyli oni bowiem pierwszym doniesieniom policji o tym, że trzyosobowa rodzina z Kii zginęła przez "nieustalone zjechanie i uderzenie w bariery". Dzięki nagraniu przypadkowego kierowcy i relacjom z miejsca zdarzenia, szybko odkryli, że "nieustaloną przyczyną" było rozpędzone BMW.

Tragiczny wypadek na A1. Aresztowanie dzięki internautom

Po nagłośnieniu wypadku sprawą zainteresował się Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro. Po jego interwencji najpierw sprawdzono odczyty z komputera pokładowego BMW, a następnie za Sebastianem M., prawdopodobnym sprawcą wypadku, wydano list gończy. W końcu mężczyzną został zatrzymany w Dubaju, gdzie obecnie czeka na ekstradycję.

Teraz okazuje się, że internauci mogli mieć też rację w kwestii próby zamiatania pod dywan tej sprawy. Szybko bowiem zaczęli podejrzewać, że domniemany sprawca wypadku ma krewnych w policji, którzy mogą mu pomagać uniknąć odpowiedzialności. Policja te informacje zdementowała.

Wypadek na A1. Dwie notatki z miejsca zdarzenia

Jak ustaliła "Rzeczpospolita", prokuratura odnalazła w dokumentach sprawy dwie notatki z miejsca zdarzenia. Jedna ma być zgodna z przebiegiem wypadku na A1 i jest w niej informacja o uczestniczeniu w tym zdarzeniu samochodu BMW.

Druga z kolei ma się pokrywać z zeznaniami Sebastiana M. i być sprzeczna z pierwszą notatką. Dokument ten ma datę wcześniejszą niż data przesłuchania kierowcy BMW. Co więcej, miała być ona sporządzona przez wysokiej rangi oficera policji.

"Rz" dodaje również, że decyzję, by nie zatrzymywać kierowcy BMW, podjął prokurator, będący na miejscu zdarzenia, opierając się na ustaleniach policji. Obecnie trwa kontrola działań policjantów, którzy obsługiwali tragiczny wypadek.