- Likwidacja szkód przez ubezpieczyciela może być naprawdę kosztowna. Płacąc za OC, nie myślimy o tym, że możemy wjechać np. w Ferrari, a takie przypadki się zdarzają
- Warta pokazuje, że niektóre z pozoru bardzo błahe szkody mogą mieć kosztowne konsekwencje. Bez ubezpieczenia sprawca miałby ogromne problemy
- Naprawa zderzaka w jednym Ferrari kosztowała niemal tyle, co nowe Porsche 718 Cayman albo kawalerka. Naprawa innego modelu z Maranello była warta znacznie więcej niż przeciętne roczne zarobki Polaka
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Co jakiś czas podnoszą się głosy, że ubezpieczenie OC jest niepotrzebnym wydatkiem i nie powinno być obowiązkowe, bo każdy odpowiada za siebie. Cóż, po ulicy jeżdżą różne samochody, a człowiek nie jest nieomylny, więc każdemu może się zdarzyć spowodowanie kolizji i to w najmniej spodziewanym momencie. Co gorsza, po ulicach jeżdżą też bardzo drogie samochody, trafienie na Ferrari albo Lamborghini wcale nie jest takie rzadkie. W takich przypadkach naprawy często przekraczają wartość przeciętnego auta jeżdżącego w Polsce.
Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo
Wjechał w Ferrari, którego powstało tylko 499 sztuk
Dowodem na to są dwie szkody, które Warta likwidowała właśnie w samochodach Ferrari. Obie były z pozoru błahe i łatwe w naprawie, ale ostateczna ich wartość jeży włos na głowie!
Pierwsza z nich dotyczy Ferrari Monza SP1, czyli jednomiejscowego supersamochodu wzorowanego na modelach z lat 50. Pod jego maską drzemie silnik V12 o mocy 810 KM. Wyprodukowano tylko 499 egzemplarzy. Wartość? Około 8 mln 300 tys. zł.
W taki pojazd wjechał kierowca płacący w Warcie 400 zł za OC. Efektem kolizji był uszkodzony zderzak. Choć była na nim jedynie rysa, nadawał się do wymiany, bo pojazd musiał być przywrócony do stanu sprzed kolizji. Naprawa oryginalnego zderzaka obniżyłaby wartość tego wyjątkowo drogiego auta.
Jak chwali się ubezpieczyciel, był to najdroższy taki element w historii firmy, a koszt likwidacji szkody wyniósł 324 tys. zł. Za tą kwotę moglibyśmy wyjechać z salonu nowiutkim Porsche 718. Suma wydaje się ogromna, choć jest to jedynie około 4 proc. wartości tego Ferrari. To tak jakby zderzak do auta o wartości 10 tys. zł kosztował 400 zł.
Warto podkreślić, że podana kwota nie jest ceną samego elementu, ale kosztami likwidacji szkody, na które składają się również: opłata za robociznę, ewentualny samochód zastępczy i zakup samego elementu. Krótko mówiąc, to koszt doprowadzenia samochodu do stanu sprzed szkody i ewentualne dodatkowe wydatki (dotyczy naprawy z OC) związane z tym, by poszkodowany nie pozostał bez środka transportu podczas naprawy auta
- Przeczytaj także: Polska wyróżnia się w Europie apetytem na superdrogie auta
Drogi wjazd na lawetę
Druga ze szkód dotyczy Ferrari Scuderia Spider 16M - modelu, który wraz z drugim takim samym egzemplarzem był transportowany przez przewoźnika do Dubaju. Pech chciał, że najazd na lawetę nie był dostosowany do tak nisko zawieszonego samochodu i podczas wprowadzania go na lawetę zderzak obtarł o podłoże. Element z tworzywa został mocno uszkodzony w dolnej części.
Zniszczenia były dość poważne, zdecydowanie większe niż w przypadku wcześniejszego przypadku. Naprawa zajęła więc sporo czasu, a wartość szkody wyniosła około 90 tys. zł.
Oczywiście to uszkodzenie nie było naprawiane z OC sprawcy, a z ubezpieczenia korporacyjnego przeznaczonego dla przedsiębiorców. Nietrudno jednak uzmysłowić sobie, że pokrycie szkód z własnej kieszeni zdecydowanie przekraczałoby to, co zarobił przewoźnik na tym transporcie.
Można to przełożyć na AC w przypadku samochodów. To pokazuje, że jeśli auto stanowi dla nas dużą wartość, to taka polisa również może się przydać.
Warto też zauważyć, że — jak mówi przysłowie — wypadki chodzą po ludziach. Dlatego, mimo że ubezpieczanie się kosztuje, to pozwala oszczędzić wielu nerwów. Właśnie te dwa przykłady pokazują, dlaczego OC jest obowiązkowe.