Zwolennicy teorii spiskowych od dłuższego czasu twierdzą, że problemy z półprzewodnikami to tylko pretekst do ograniczenia produkcji aut z silnikami spalinowym – ich zdaniem koncerny w rzeczywistości chcą w ten sposób uniknąć konieczności płacenia za nadmierną emisję flotową – więc wycinają pod byle pretekstem z oferty auta spalinowe i zmuszają klientów do zakupu modeli elektrycznych.

No cóż – ta teorie w ostatnich dniach mogła się nieco zachwiać, bo Volkswagen ogłosił, że czasowo wstrzymuje produkcję także uchodzących za priorytetowe dla koncernu modeli ID.3 oraz ID.4. Oczywiście, wstrzymanie to ma wynikać z ograniczonej dostępności podzespołów niezbędnych do ich produkcji. Dotychczas zakłady w Zwickau (tam, gdzie niegdyś produkowano Trabanty) oraz w Dreźnie – w przeciwieństwie np. do fabryk w Wolfsburgu czy w należących do koncernu zakładów Skody w Mlada Boleslav – nie zgłaszały poważniejszych problemów z utrzymaniem produkcji.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Wstrzymanie produkcji aut elektrycznych – klienci poczekają dłużej

Według ostrożnych szacunków, na skutek wstrzymania produkcji, z taśm w dwóch lokalizacjach nie zjedzie w terminie ok. 5 tys. aut elektrycznych, co przełoży się na wydłużenie czasu oczekiwania na zamówione auta. Z informacjo przekazanych przez niemiecki portal branżowy Automobilwoche.de wynika, że powodem decyzji o tymczasowym ograniczeniu produkcji jest brak podzespołów niezbędnych do wyprodukowania sterowników elektronicznych.

Volkswageny i Cupry muszą poczekać, Bentley i Lamborghini bez opóźnień

Oczywiście, problemy dotyczą także aut z napędem spalinowym – m.in. nadal trwają ograniczenia produkcji w saksońskim Chemnitz. Dla czekających od miesięcy na zamówione Volkswageny, Seaty czy Skody pocieszeniem zapewne nie będzie fakt, że w miejscu, gdzie kiedyś produkowano Trabanty, teraz bez większych opóźnień wytwarzane są nadwozia do aut marek Bentley i Lamborghini.