Grand Prix Europy, Walencja, 2012 r. Foto: EFECREATA / Shutterstock
Grand Prix Europy, Walencja, 2012 r.

Walencja, 24 czerwca 2012 r. Trwa hucznie nazwane Grand Prix Europy, które po niespodziewanym przebiegu wygrywa Fernando Alonso reprezentujący wtedy barwy Ferrari. Hiszpan wyprzedził m.in. Kimiego Raikkonena w Lotusie i Michaela Schumachera, który kończył karierę w Mercedesie. Tłumy widzów na wybudowanych trybunach, ładna pogoda, portowa lokalizacja w trzecim pod względem liczby mieszkańców mieście Hiszpanii. Kto by wtedy pomyślał, że za 10 lat obrazki z tego miejsca będą wyglądać jak na poniższym nagraniu? Oto jeden z wielu filmików, które można znaleźć w internecie.

Obecnie można trafić jedynie na pozostałości po ulicznym torze. Wartościowe rzeczy pewnie zostały wywiezione lub rozkradzione. Valencia Street Circuit wygląda jak miejsce żywcem wyjęte z miasta duchów. Gdzieniegdzie znajdują się asfaltowe sekcje prowadzące donikąd, zarośnięte chwastami i zaśmiecone. Zostały jedynie bariery bezpieczeństwa, wymalowane na asfalcie nazwy sponsorów oraz "tarki" przy zakrętach. Wzdłuż niektórych stworzono deptaki.

Nie ma tu oczywiście żadnych informacji, że w tym miejscu nie tak dawno ścigały się bolidy F1. Zamykane ulice na czas wyścigu są normalnie użytkowane, a o całej reszcie po prostu zapomniano. Teren nie jest zamknięty. Nie można na niego wjechać samochodem, ale poodsuwane bariery umożliwiają swobodne wejście i sentymentalny spacer. Pozostały też hale portowe, w których mieścił się pit lane z garażami serwisowymi. W niektórych miejscach są jeszcze ślady gumy z kół ruszających bolidów.

Grand Prix F1 w Walencji, 2010 r. Foto: EFECREATA / Shutterstock
Grand Prix F1 w Walencji, 2010 r.

W sumie karuzela F1 gościła w Walencji przez pięć sezonów (od 2008 do 2012), chociaż początkowa umowa miała obowiązywać przez siedem. Od tego czasu nie odbyło się tam ani jedno Grand Prix. Pomysł organizowania dwóch wyścigów F1 w jednym kraju od początku był mocno krytykowany, stąd w Walencji stosowano nazwę Grand Prix Europy. W cyklu Formuły 1 było równocześnie (i jest do dziś) GP Hiszpanii pod Barceloną na torze Catalunya.

Walencja nie pojawiła się więcej w kalendarzu Formuły 1 ze względów politycznych, ekonomicznych, prawnych oraz być może korupcyjnych. Jak podaje "El Pais" budowa toru ulicznego kosztowała lokalne władze 98,5 mln euro, a organizacja pięciu wyścigów pochłonęła przeszło 300 mln euro. W ostatnich latach na jego części swoje miasteczko wybudowali uchodźcy.

W planach jest nowe zagospodarowanie tej części miasta. Jeśli chcesz zobaczyć to miejsce na żywo, lepiej się pospiesz, ponieważ nie wiadomo, ile czasu potrwa obecna sytuacja. Może przez kolejną dekadę? A może niedługo będzie to już teren budowy nowego osiedla mieszkaniowego lub biurowców? Tego chyba nikt nie wie. Z całą pewnością warto zobaczyć to nieoczywiste miejsce, będąc w Walencji. Mi się jeszcze udało.