- Podczas jazdy łatwo o wrażenie, że automatyka naśladuje pewnie jadącego kierowcę, który płynnie prowadzi auto. Trudniej przywyknąć do brytyjskiej specyfiki jazdy niż do podróży w trybie zautomatyzowanym
- Automatyka Nissana radzi sobie z jazdą także po wąskich drogach lokalnych bez oznakowania poziomego!
- Duży postęp w płynności jazdy. Auto świetnie utrzymuje się na drodze i łatwo zmienia pas ruchu. Zaskakująco dynamicznie włącza się do ruchu z podporządkowanej drogi.
Jazda po drogach Wielkiej Brytanii - zapewne dla niejednego kierowcy z kontynentu to prawdziwe wyzwanie, szczególnie gdy ma do pokonania chociażby słynne skomplikowane ronda. Trudno zatem się nie zgodzić z inżynierami Nissana, którzy twierdzą, że brytyjskie drogi to świetne miejsce do badania technologii zautomatyzowanej jazdy.
To właśnie na wyspach Nissan intensywnie testuje rozwiązania na rzecz autonomicznej jazdy. W ramach konsorcjum z takimi firmami jak Hitachi, Catapult, SBD Automotive, Aimsun, Atkins czy uczelniami (uniwersytety w Leeds i Cranfield) oraz operatorem angielskich autostrad prowadzi testy nie tylko w zamkniętych ośrodkach, ale także na publicznych drogach w normalnym ruchu drogowym. Prawdziwym kamieniem milowym była podróż przez Wielką Brytanię. Autonomiczny Nissan Leaf pokonał samodzielnie 230-milową trasę (czyli ponad 370 km). Mieliśmy okazję przejechać się jednym z egzemplarzy.
Prawie ściśle tajne, czyli co ukrywa Nissan
Niestety, nie wszystko możemy pokazać na zdjęciach. W centrum badawczym Nissana nieopodal Londynu nie zawsze mogliśmy sięgnąć po smartfon czy tradycyjny aparat fotograficzny. Nawet w trakcie jednej z podróży zabroniono nam wykonywania zdjęć elektroniki zamontowanej na desce rozdzielczej czy w bagażniku. Wciąż jeszcze jest wiele do ukrycia przed konkurencją.
Już sam sprzęt prezentuje się imponująco. Obecnie wytwarzany moduł Nissan ProPilot, przeznaczony do półautomatycznej jazdy, to skrzynka niewiele większa od paczki papierosów. Aparatura wykorzystywana do autonomicznej jazdy wypełnia zaś szczelnie cały bagażnik Leafa oraz sporą część kabiny. Tak wiele urządzeń wystarczy jedynie do jazdy za dnia przy dobrej lub umiarkowanie dobrej pogodzie (aż osiem laserowych głowic lidar, dwie anteny GPS o precyzji pozycjonowania na miarę potrzeb wojska, radary o różnej czułości i komplet kamer). Nissan poradzi sobie zatem z angielską pogodą pod warunkiem, że mamy niewielki deszcz. Gdy jednak leje jak z cebra, to wówczas kontrolę nad autem musi przejąć człowiek. Lidar (służy m.in. do rozpoznawania obiektów) staje się bowiem bezużyteczny.
Mapy wcale nie są potrzebne
Jedno szczególnie zdumiewa. Inżynierowie deklarują, że samochody nie potrzebują map najwyższej jakości, jakie intensywnie tworzą takie firmy jak Here czy TomTom. Jeśli już, to w niektórych miejscach trasy wykorzystuje się zwykłe mapy do tradycyjnej nawigacji z naniesionymi danymi o np. progach zwalniających. Póki co kamery samochodu mogą mieć problem z rozpoznaniem tradycyjnego spowalniacza. Na tym jednak nie koniec niespodzianek.
Pora na pierwszą przejażdżkę na zamkniętym odcinku przygotowanym przez lokalną uczelnię. W Leafie spokojnie mieszczą się 4 osoby. Za kierownicą specjalnie przeszkolony kierowca (Nissan zatrudnia zaledwie cztery osoby, które ukończyły specjalny kurs do nadzoru auta podczas jazdy autonomicznej), a tuż za nim specjalista nadzorujący pracę pokładowej elektroniki. Jest zatem okazja przyjrzeć się pracy ekspertów.
Autonomiczne auto wcale nie jest powolne
Przejażdżka odbywa się w całkiem niezłym tempie. Zgodnie z zapowiedziami Nissana (starano się odwzorować jazdę taksówką czy autem z własnym szoferem) trudno zgadnąć, że samochód prowadzi się sam bez ingerencji człowieka. Auto zadziwiająco płynnie pokonuje zakręty, pewnie przejeżdża rondo i delikatnie zwalnia. Odrobina nerwowości pojawia się przy omijaniu przeszkody (zaparkowanego auta albo krzaku wystającego na drogę) lub w sytuacji napotkania innego pojazdu (nadjeżdżającego z boku). Dzięki technice uczenia maszynowego, każdy przejazd tego samego odcinka jest jednak nieco inny (raz zdarzyło się nawet najechać tylnym kołem na krawężnik przy rondzie). Niemniej trudno mieć jakiekolwiek powody do tego, by nie ufać technice.
Pora na większe wyzwanie, czyli jazdę w normalnym ruchu drogowym po autostradzie M1 oraz wąskich lokalnych drogach. Pierwsze spostrzeżenie - Leaf nie jest zawalidrogą. Dość dynamicznie włącza się do ruchu i bardzo pewnie porusza się po drodze. Nietrudno o wrażenie, że auto nawet w niektórych sytuacjach sprawniej włącza się do ruchu niż jeden z naszych szoferów. Niemniej nie zabrakło mocniejszego hamowania w sytuacji, gdy automatyka rozpoznała bardzo szybko zbliżające się auto, poruszające się drogą z pierwszeństwem.
Nie tylko po autostradzie
Na autostradzie jest bardzo płynnie i spokojnie. Leaf podąża za poprzedzającym autem jak po sznurku. Nie ma oznak jakiejkolwiek nerwowości przy jeździe po łuku czy przy wyprzedzaniu innych aut. Wystarczy włączyć kierunkowskaz, by samochód pewnie zmienił pas ruchu. Mój spokój burzy tylko zadziwiająco dynamiczny zjazd z autostrady (sam pojechałbym wolniej choćby ze względu na mały korek na końcu odcinka). Jest jednak coś na rzeczy, gdyż inżynier decyduje się na krótki postój, by zresetować jedno z urządzeń.
Wbrew pozorom jazda autostradą jest wyjątkowo łatwa. Prawdziwe wyzwanie zaczyna się na wąskiej lokalnej drodze, pozbawionej jakichkolwiek linii i innych znaków poziomych. Leaf pewnie trzyma odstęp od pobocza, ale jednocześnie pozostaje na swoim pasie ruchu, więc nadjeżdżający z naprzeciwka nie muszą zwalniać. Niestety, auto nie omija żadnych dziur czy nierówności nawierzchni (brytyjskie lokalne drogi przypominają pod tym względem niektóre drogi w Polsce), więc pozostaje przywyknąć do bujania i wstrząsów. Póki co nie mowy o jakichkolwiek zmianach. Inżynierowie uznali, że omijanie dziur przez autonomiczne auto może zostać źle odebrane przez innych kierowców (podejrzenie, że za kierownicą siedzi nietrzeźwa osoba).
Co dalej?
Nikt nie pozostawia złudzeń. Trzeba jeszcze sporo pracy zanim na drogach pojawią się samochody z pełnym trybem zautomatyzowanej jazdy. Wbrew pozorom niemały wkład muszą wnieść prawodawcy, gdyż nietrudno o wrażenie, że pod względem techniki jesteśmy bliżej aut autonomicznych niż mogłoby się wydawać. Pozostaje zatem do uregulowania przede wszystkim kwestia odpowiedzialności w sytuacjach spornych (gdy automatyka zawiedzie, a kierowca nie zdąży zareagować). Otwartą kwestią pozostaje także zdolność do jazdy w nocy, której Nissan jeszcze nie sprawdza na brytyjskich drogach. Czy w tej kwestii czeka nas prawdziwy przełom? Cóż, jeszcze wiele przed nami.
Niestety nie wszystko możemy pokazać na zdjęciach. W centrum badawczym Nissana nieopodal Londynu nie zawsze mogliśmy sięgnąć po smartfon czy tradycyjny aparat fotograficzny. Tajemnicą jest m.in. sprzęt w bagażniku.
Tak wiele urządzeń wystarczy jedynie do jazdy za dnia przy dobrej lub umiarkowanie dobrej pogodzie (aż 8 laserowych głowic lidar, dwie anteny GPS o precyzji pozycjonowania na miarę potrzeb wojska, radary o różnej czułości i komplet kamer).
Za kierownicą specjalnie przeszkolony kierowca (Nissan zatrudnia zaledwie 4 osoby, które ukończyły specjalny kurs do nadzoru auta podczas jazdy autonomicznej), a tuż za nim specjalista nadzorujący pracę pokładowej elektroniki. Jest zatem okazja przyjrzeć się pracy ekspertów.
Oto co "widzi" samochód dzięki kamerom, radarowi i lidarowi. Podgląd jest potrzebny podczas nadzoru jazdy zautomatyzowanej.
Zielony pas to zadany tor jazdy w trybie autonomicznym. Widoczna mapa przejazdu oraz obiekt rozpoznany przez elektronikę.
Na dachu m.in. dwie obrotowe głowice laserowe (lidar) oraz anteny różnicowego GPS (dodatkowe wspomaganie lokalizacji). Nissan chwali się, że precyzja lokalizacji na jest na poziomie wojskowym.
Kierowcy testowi muszą trzymać dłonie blisko kierownicy, by w razie potrzeby natychmiast przejąć kontrolę.
Dodatkowe czujniki lidar (statyczne) zamontowano na obu zderzakach. To dodatkowe "oczy" auta do obserwacji otoczenia.
Dynamiczne (obrotowe) głowice lidar służą do ciągłego skanowania otoczenia. Lidar radzi sobie w niewielkim deszczu. Gęsta mgła czy mocny deszcz to przeszkoda nie do pokonania.
Oto egzemplarz z kamerami na dachu. Auto używane jest tylko na torze testowym. Dodatkowe kamery w kabinie przeznaczono do testów "innych rozwiązań" Nissana. Jakich? Tego nie zdradzono.
Nissan wykorzystuje starsze Leafy. Uznano, że przekładanie aparatury do nowego modelu nie ma sensu z punktu widzenia techniki i kosztów.
Autostrada M1 w pobliżu Londynu. To na tej drodze Nissan testuje autonomiczne Leafy.
Inżynier z tyłu nadzoruje pracę wszystkich układów. Zdarza się, że trzeba zjechać na chwilę by zrestartować sprzęt.
Kluczowy dla kierowcy ekran jest w konsoli. To na nim wskazywane są informacje o trybie jazdy i dane o pozycjonowaniu samochodu.
Pierwsze spostrzeżenie - Leaf nie jest zawalidrogą. Dość dynamicznie włącza się do ruchu i bardzo pewnie porusza się po drodze. Nietrudno o wrażenie, że auto nawet w niektórych sytuacjach sprawniej włącza się do ruchu niż jeden z naszych szoferów.
Leaf bardzo sprawnie włącza się do ruchu. Nie jest zawalidrogą.