„Jeśli jakiś model jest porównywalny to nie jest to już Bugatti” – powiedział kiedyś założyciel tej firmy Ettore Bugatti, wyznaczając zarazem kierunek filozofii jej działania. Każdy egzemplarz samochodu, który opuszcza manufakturę Atelier w Molsheim, jest zatem jedyny w swoim rodzaju i dopasowany do nawet najbardziej wyszukanych pragnień klientów. Dokładnie tak jest też w przypadku modelu Divo, który oficjalnie zadebiutował w 2018 r. Dostawy zamówionych aut rozpoczęły się w połowie ubiegłego roku i zakończą się w ciągu najbliższych tygodni. Wśród nich będzie też jeden dla klienta w USA, nazwany pieszczotliwie „Lady Bug” (z ang. biedronka).
Bugatii Divo „Lady Bug” – unikat
Kolekcjoner zamarzył sobie, aby auto zostało pokryte wyjątkowym „geometryczno-dynamicznym, algorytmicznym” wzorem, delikatnie zanikającym na karoserii. Opiera się on na geometrycznie rozmieszczonych od przodu przez boki i dalej do tyłu rombach/diamentach w unikalnym kontraście kolorystycznym – grafitowym i czerwonym, w odcieniach metalicznych, które zostały stworzone przez Bugatti w ścisłej współpracy z klientem.
Co ciekawe, znalezienie i wdrożenie odpowiednich rozwiązań technicznych i graficznych zajęło zespołowi ponad półtora roku – mało kto mógł przewidzieć, jak skomplikowane i trudne będzie precyzyjne namalowanie diamentów na panelach karoserii. O ile bowiem zaprojektowanie ich w programie graficznym CAD było stosunkowo proste, o tyle okazało się, że cyfrowe wzory wydrukowane później w formie 2D na trójwymiarowych profilach Divo z ich krzywiznami i żebrami ulegały zniekształceniom. Wystarczała różnica 1 mm, żeby zepsuć cały efekt wizualny. Do tego niezwykle istotna była kwestia zegarmistrzowskiego wręcz rozlokowania rombów/diamentów na linii dachu, drzwi i krawędziach tylnego błotnika – łącznie było ich około 1600. Do sprawdzenia wzoru wykorzystywano specjalne sześciometrowe folie, które były naklejane na karoserię samochodu testowego.
- „Lady Bug” była wyjątkowym wyzwaniem i jednocześnie niezapomnianym przeżyciem. Ze względu na charakter projektu, w którym grafika 2D została naniesiona na rzeźbę 3D. Po wielu nieudanych pomysłach i próbach naniesienia diamentów, byliśmy bliscy poddania się i powiedzenia: Nie możemy spełnić prośby klienta – powiedział Jörg Grumer, szef działu Color & Trim w Bugatti Design. – Jesteśmy jednak głęboko przekonani, że nigdy nie powinniśmy się poddawać i że naszą główną motywacją powinno być zawsze to, aby niemożliwe stało się możliwe - zakończył Grumer.
Bugatii Divo „Lady Bug” – szczęśliwy finał
I w ten sposób po wielu miesiącach prób specjaliści z Bugatti przystąpili do wykończenia egzemplarza klienta. Po nałożeniu i sprawdzeniu każdego diamentu na karoserii wykonane zostało lakierowanie – na warstwę lakieru czerwonego nałożono grafitowy, dzięki czemu po starannym usunięciu położonych wcześniej diamentów uzyskano efekt odwrócenia wzoru. Kolejną czynnościami było wypiaskowanie i wygładzenie nawierzchni, retusz i ponowne piaskowanie, po czym nadwoziem zajął się już lakiernik, któremu „dopieszczenie” powierzchni zajęło następne ponad dwa tygodnie. Efekt to wielowarstwowa struktura lakieru tworząca niezwykłą głębię i blask kolorów.
Szczęśliwy właściciel po odebraniu swojej „Biedronki” stwierdził: Pojazd ten jest nie tylko prawdziwym arcydziełem i dziełem sztuki, ale także szczytem mojej dotychczasowej kolekcji oraz najbardziej skomplikowanym i dopracowanym pojazdem, jaki posiadałem.
Bugatii Divo „Lady Bug” – jeden z 40
No cóż, cieszymy się szczęściem nowego właściciela Divo i jesteśmy pełni podziwu za determinację jego, jak i całego zespołu Bugatti.
Przypominamy, że w sumie zbudowanych zostanie 40 egzemplarzy Divo. Pod maską każdego znajdzie się 8-litrowy silnik W16 o mocy 1500 KM, który pozwoli na rozpędzanie się do 380 km/h! Cena sztuki to minimum 5 mln euro netto. Ile zapłacił Amerykanin pozostaje tajemnicą. Ale to w końcu tylko pieniądze – jak mówią, co klient Bugatti sobie życzy, to klient Bugatti dostaje.