W naszym zestawieniu skupiliśmy się na samochodach, które zrobiły na nas w 2019 roku największe wrażenie. Niektóre z nich – jak McLaren 720S czy BMW 330d Touring – wymieniamy tu z tęsknoty, za tym, co wydaje się nieuchronnie przechodzić do historii, inne – jak Tesla Cybertruck czy Toyota Supra GR – dlatego, że te samochody sprawiły nam niespodziankę.
Galeria zdjęć
Historia nowej Toyoty Supry GR to romans z happy endem. Jakoś tak wyszło – wzajemne zauroczenie dwóch pełnych pasji marek samochodowych. Herbert Diess, wtedy jeszcze w BMW, i Tetsuya Tada, szef rozwoju Toyoty, ulegli uczuciom i zrobili coś, czego nikt się nie spodziewał. Wynikiem bawarsko-japońskiego romansu jest zachwycająca Toyota Supra – atrakcyjne coupé, blisko spokrewnione z roadsterem BMW Z4. Nowa Supra nie ma jednak łatwego życia. Fani Toyoty krytykują ją za rozwiązania techniczne BMW, natomiast entuzjaści bawarskiej marki nie chcą się pogodzić z logo Toyoty. To takie małostkowe! Zostawmy z boku przywiązanie do marek i przyjrzyjmy się faktom. Rzędowy 6-cylindrowiec, „automat” ZF, nisko położony środek ciężkości, napęd na tylne koła. Suprę prowadzi się tak spontanicznie i zdecydowanie, jak to jest możliwe tylko w doskonale zbalansowanej maszynie. Silnik to sama radość – ekstremalnie harmonijny, zrywny, łatwo wchodzi na obroty i przepięknie brzmi. BMW Z4 też takie jest. Jednak podczas gdy ono odgrywa rolę chłodnego technokraty, „japonka” kusi prawie frywolnymi krągłościami – wystarczy na więcej niż jeden krótki flirt.
SUV-y biją jeden rekord sprzedaży za drugim i nic nie wskazuje na to, żeby ten trend miał się załamać. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że wiele z tych wielofunkcyjnych pojazdów pod względem styliki pozostawia wiele do życzenia. Wyjątki potwierdzają regułę – wystarczy spojrzeć na zdjęcia Astona Martina na sąsiedniej stronie. Albo Audi na tej – Q3 zwłaszcza w wersji Sportback prezentuje się nad wyraz przyjemnie. Audi Q3 Sportback nie służy jednak do przechwalania się, jak niektóre inne (wielkie) SUV-y w stylu coupé, których nazw tu nie wymienimy. Nie, to jest samochód o sympatycznych gabarytach, urządzony w dobrym, klarownym stylu i zapewniający podróżnym przyzwoitą przestronność wnętrza i od 530 do 1400 l pojemności bagażnika. Audi Q3 także w wersji Sportback prowadzi się pewnie i zwinnie, nie zużywa także przesadnie dużo paliwa, a jego ceny zaczynają się od 139 900 zł, co na naszym rynku dawno przestało być szokującą ceną – zwłaszcza za SUV-a segmentu premium.
Za jakiś czas, gdy usiądziemy w cichej i czystej, ale bezdusznej i autonomicznie jadącej elektrycznej puszce, stukając w wirtualną klawiaturę i wspominając ten samochód, będzie chciało się nam żałośnie wyć jak wilk do księżyca. Mowa o BMW 330d Touring z 3-litrową rzędową „szóstką” o mocy 265 KM, pracującą jedwabiście gładko i elastycznie jak primabalerina. Tak między nami: przejechaliśmy w zeszłym roku mniej więcej 200 samochodami ok. 200 tys. km, ale to właśnie to kombi śni nam się po nocach – i nie są to koszmary. No co, można mieć przecież swoje wymarzone auto! W tym przypadku wszystko jest w dodatku racjonalnie uzasadnione. Tylny napęd, czyli kiedy zechcesz, kręcisz tyłkiem. Szybki jak błyskawica 8-stopniowy „automat”. Do tego wciąż jeszcze najlepszy system łączności, który został zainstalowany w samochodzie. Kosztuje od 237 900 zł – dla zwykłego Kowalskiego to majątek. Czasami nam się marzy, że stać nas na to, żeby jeździć takim samochodem dłużej niż tylko kilkaset testowych kilometrów. Właśnie takim – z tylnym napędem i rzędową „szóstką”, kiedyś znakami rozpoznawczymi BMW.
Myślicie może, że jeśli ma się tak, jak my, zawodowo do czynienia z samochodami, jeździ wieloma różnymi modelami, czasem ekstremalnymi bolidami, to już nic nie jest w stanie zrobić na nas wrażenia? Wcale tak nie jest – i dotyczy to każdego z nas. Pozbawiony pasji dziennikarz motoryzacyjny nie ma czego szukać w zawodzie. Często cieszymy się jak dzieci, gdy poznajemy lub dostajemy do testu nowy model, potrafimy dyskutować o nim godzinami, czasami gorąco się spierając. Gdy zobaczyliśmy pierwsze zdjęcia Kii XCeed – pół kompaktu, pół SUV-a – wiedzieliśmy, że to będzie coś specjalnego. Chcieliśmy już tylko do niej wsiąść, zapakować rodzinę, bagaże i zobaczyć, jak to jest podróżować tym autem. Nowa Kia łączy najlepsze z dwóch światów. Jak kto woli: obniża SUV-a lub podwyższa samochód kompaktowy. Na temat żółtego koloru (Quantum Yellow) można się spierać, ale o to, co ten samochód daje za swoją cenę (79 900 zł za podstawową, 120-konną wersję) – już raczej nie. Dużo miejsca, dobry design i wysoka jakość sprawiają, że dawne uprzedzenia do koreańskiej marki ostatecznie przechodzą do historii. Do tego bardzo bogate wyposażenie już w bazowej wersji. Trudno o więcej dobrego w tej klasie.
Nikogo chyba specjalnie nie zdziwi, że w samochodowym konkursie na niespodziankę roku 2019 zwyciężyła u nas Tesla Cybertruck. Wykonanym ze szlachetnej stali pudełkowatym pikapem Elon Musk zakpił z powagi branży i samozwańczych mistrzów stylistyki. Taki samochód może zaprojektować 5-latek, ale żaden 50-letni szef działu designu firmy motoryzacyjnej by się nie odważył. Oprócz designera Tesli, zachęconego przez swojego zwariowanego, ale genialnego bossa. Tak powstał pikap dla właściciela ekologicznej farmy, chodzącego w designerskich gumiakach lub wielkomiejskiego kowboja z dużą potrzebą wywarcia wrażenia na otoczeniu. O ile w USA Cybertruck może wejść na rynek i trafić na drogi, o tyle w Europie będzie z tym problem. Niemieccy inżynierowie zgłaszają, że sztywna konstrukcją pikapa nie pochłania wystarczająco dużo energii w przypadku kolizji. Tak czy inaczej, ten kanciasty wehikuł zapisze się w historii motoryzacji jako jeden z tych, które zmieniły jej bieg. Elektrycznie napędzanych pikapów będzie wkrótce kilka, przede wszystkim na amerykańskich drogach. Tesla Cybertruck pozostanie jednak na lata najbardziej szalonym samochodem świata. Stanowi bowiem stalowy pomost pomiędzy dwiema rzeczywistościami: jest wielki, agresywny i pozerski z jednej, a ekologiczny, cichy i oryginalny z drugiej strony.
Volvo V60 T8 Polestar Engineered: pięć gwiazdek dla tego Volvo. Każdy ma takiego tunera, na jakiego sobie zasłużył. Mercedes ma AMG – głośne i zadziorne. Da się lubić. Volvo ma Polestara, czyli powściągliwy wygląd mimo potężnych 408 KM pod maską V60. Polestar bierze pod swoje skrzydła tylko wersję T8, czyli hybrydę plug-in, która zasługuje na wiele gwiazdek. Pierwsza za design. Nawet zwykła wersja należy do najładniejszych kombi na rynku, ale eleganckie felgi i złote zaciski hamulców jeszcze ją uszlachetniają. W tę estetykę wpisują się dekoracyjne detale wnętrza – np. złote pasy bezpieczeństwa, za co przyznajemy drugą gwiazdkę. Trzecia należy się za napęd, elektryczny zasięg (40 km) i moc (408 KM) – już to znamy, ale silnik benzynowy w Polestarze brzmi bardziej basowo, choć wciąż donośnie. Gwiazdkę nr 4 przyznajemy za układ jezdny. Mechanicznie regulowane amortyzatory Öhlinsa neutralizują zwłaszcza niewielkie nierówności o wiele skuteczniej niż seryjne zawieszenie. Hamulce Brembo porażają skutecznością. Piąta gwiazdka za to, że wersje Polestar Engineered można u nas kupić, w odróżnieniu od modeli marki Polestar, których na naszym rynku na razie nie będzie.
Marka McLaren kojarzy się z supersportowymi samochodami, naszpikowanymi technologią z wyścigów Grand Prix Formuły 1, przeznaczonymi do jazdy na torze i dalekimi od wszelkiej praktycznej użyteczności. Gdy więc mieliśmy przejechać 1000 km nowym McLarenem 720S Spider po zwykłych drogach północnej Europy, wyobrażaliśmy sobie, że okupimy ten wyczyn bólem kręgosłupa, trwałym uszkodzeniem słuchu i mocnym hejtem ze strony obrońców środowiska, którzy będą chcieli powstrzymać nasz żółty bolid przed wypuszczeniem w powietrze kilogramów dwutlenku węgla. Byliśmy przygotowani na wszystko, tylko nie to, że żaden z czarnych scenariuszy się nie sprawdzi i doświadczymy czegoś zupełnie przeciwnego. Resorowanie i fotele pokazały się z elastycznej strony, bez trudu dopasowaliśmy się do obowiązujących ograniczeń prędkości, nie hałasując nadmiernie ani nie zużywając przesadnie dużo paliwa. Przede wszystkim spotkaliśmy jednak na naszej drodze prawdziwych fanów motoryzacji, pasjonujących się samochodami od dziecka i potrafiących zachwycić się 720-konnym V8. McLaren nie wystraszył ich ani też nie spoglądali na niego ze złością czy zawstydzeniem – on ich po prostu najzwyczajniej w świecie uszczęśliwił.
W 2019 roku mieliśmy trzy życzenia: po pierwsze, nowe GT4, po drugie, koniecznie z 6-cylindrowym silnikiem i po trzecie, brzmiące tak, by zapewnić szczytowe doznania dla narządu słuchu. I Porsche spełniło je wszystkie. Bez żadnych kompromisów. Najnowszy Cayman GT4 jest naszym prawdziwym obiektem pożądania. A to, co o tym w największej mierze decyduje, znajduje się tuż za kierowcą – czterolitrowy, sześciocylindrowy wolnossący bokser o mocy 420 KM. Za sprawą tego silnika każdy przejechany metr potrafi wprawić w iście świąteczny nastrój. Wkręca się na obroty, parska i ryczy jak szalony, ale wymaga też dyscypliny od kierowcy. Od 4500 obrotów sążnistym basem znaczy teren, a po przekroczeniu 6500 brzmi mechanicznie jak piła łańcuchowa, wywołując u kierowcy, pasażerów i przechodniów gęsią skórkę. Porsche określa ten model jako perfekcyjnie irracjonalny. I zgadzamy się z tym stwierdzeniem w 100 procentach. Tym bardziej że równie irracjonalna jest cena tego modelu, startująca z pułapu 478 000 zł. W tej sytuacji kolejnym naszym życzeniem jest wygranie w Lotto...
W końcu możemy się do tego przyznać: Mazda 3 sprawiła, że długo musieliśmy zbierać nasze szczęki z podłogi. Porównując ją pod kątem designu z innymi modelami w klasie, musimy stwierdzić, że nie ma w niej ani grama nudy. Ten kawałek samochodowej biżuterii przepełnia seksapil, rozpalający prawdziwy ogień w oczach. Do tej pory udawało się to tylko Włochom, z ich charakterystycznym Scudetto, zapewniającym niepowtarzalny styl Alfy Romeo. Owszem, przestrzeń nad głowami i widoczność we wszystkich kierunkach padły ofiarą zmysłowych linii nadwozia, ale rekompensuje to każdy detal auta, również we wnętrzu, w którym funkcjonalny kokpit zaprojektowano z wielką dbałością o każdy szczegół. Dzięki Maździe 3 życie na 4 kołach może być piękniejsze. A czego brakuje? Z pewnością bardziej żwawego napędu. Bazowy Skyactiv-G 2.0, który teraz rozwija moc 150 KM, imponuje co prawda niewielkim pragnieniem, niczym 3-cylindrówka, i świetną pracą skrzyni biegów, ale nadal marzy nam się wersja w stylu MPS. Skyactiv-X 2.0 o mocy 180 KM to jeszcze zbyt mało.
Tylko trzy cylindry i turbodoładowanie. Ale za to jakie! Z pojemności 1,5 l powstaje 200 koni mechanicznych, które potrafią naprawdę wierzgać i kopać, czyniąc z tego ważącego 1200 kg malucha prawdziwą maszynkę do dostarczania przyjemności. Tyleż zabawną, co realistyczną. Owszem, są na rynku dwa razy mocniejsze modele z Bawarii, ale pod względem frajdy z prowadzenia nie mogą konkurować z Fiestą ST. Powodów jest kilka. To np. skrzynia biegów, która perfekcyjnie przekazuje moment na koła z wykorzystaniem mechanicznej szpery w akompaniamencie soczystego, autentycznego brzmienia wydechu. Również układ kierowniczy sprawia wrażenie, jakby został wciśnięty do tego małego auta z dojrzałego sportowego bolidu. Jest obłędnie precyzyjny i zapewnia idealne połączenie na linii człowiek–maszyna. Dla amatorów adrenaliny mogą to być najlepiej wydane 88 850 zł.
Podczas gdy cały świat przebiera nogami w oczekiwaniu na dostawy pierwszych elektrycznych kompaktów ID.3, ten maluch ma szansę okazać się rozsądną alternatywą dla wielu sympatyków elektromobilności. VW e-up! jest dostępny już od 2013 roku, ale dopiero teraz, po ostatnim face liftingu, nabrał cech, które czynią go funkcjonalnym miejskim elektrykiem. Moc 83 KM i moment 210 Nm sprawiają, że w mieście to bardzo żwawe auto, a akumulatory o pojemności 32,3 kWh zapewniają zasięg nawet 258 km. Samochód wyposażony w opcję ładowania prądem stałym ładuje się od 0 do 80 proc. w godzinę, podczas gdy naładowanie pustego akumulatora prądem zmiennym 230 V i 2,3 kW zajmuje ok. 16 godzin. W praktyce dzieje się to jednak szybciej, bo jak już pisaliśmy wcześniej, rzadko ładuje się go od zera. Poza tym e-up! ma wszystkie zalety zwykłego up!-a, czyli przestronne wnętrze, dobre materiały wykończeniowe i niezłe wyposażenie standardowe oraz dużo opcji do wyboru. Na popularność modelu ma szansę wpłynąć rządowy program dopłat do elektryków, dzięki któremu cena samochodu, startująca z poziomu 96 290 zł, może spaść nawet do 67 400 zł.
Byliśmy podekscytowani tym, że Mercedes zamierza powiększyć paletę modeli o kolejnego przedstawiciela popularnego segmentu wyrośniętych kompaktowych SUV-ów. I kiedy wreszcie GLB zostało oficjalnie przedstawione, stało się jasne, że może zostać jednym z bestsellerów marki. Trochę kanciaste i pudełkowate w wyglądzie, oferuje naprawdę przestronne wnętrze, które pomieści nawet 7 pasażerów. Ma poprzecznie montowany silnik z opcjonalnym napędem na 4 koła (niesamowite, na co pozwala modularna platforma, znana z klas A i B), a do tego dochodzą: najnowsza odsłona multimedialnego systemu MBUX, cała armia elektronicznych asystentów kierowcy oraz czyste wysokoprężne benzynowe jednostki napędowe w ofercie. Co ważne, GLB jest wreszcie pełnokrwistym SUV-em z wysoką pozycją za kierownicą, który nie boi się zjechać poza asfalt. Samochód można już zamawiać w cenie od 165 000 zł.