Przypomnijmy na początek, że Grupa Volkswagena gromadzi sporo marek, w tym oczywiście Volkswagena, ale oprócz tego również Audi, Skodę, Seata, jak również Porsche, Lamborghini i Bentleya. A co jest w tym roku najważniejsze? Otóż, elektryczne Volkswageny, a konkretnie jeden z nich, którego niemiecka marka we Frankfurcie pokazuje po raz pierwszy. To oczywiście ID.3, czyli pierwsze auto na prąd zbudowane na podwoziu MEB, które niedługo będzie podstawą dla wielu kolejnych modeli.
O ID.3 wiemy już sporo. Na przykład to, że – zależnie od umieszczonych w nim baterii – może przejechać 330, 420 lub 550 km po naładowaniu „pod korek”. To dane dla cyklu WLTP, więc można sądzić, że realistyczne. Co ważne, ID.3 można ładować prądem stałym o mocy 100 kW, co oznacza, że zasięg rzędu 290 km możemy uzyskać w pół godziny. Jak na „elektryka”, całkiem nieźle. A osiągi? Na razie nie wszystko wiadomo. Jeśli chodzi o moc silnika, to w „średniej” wersji ID.3 ma mieć 204 KM i 310 Nm. Będzie mógł jechać z prędkością 160 km/h. Niestety, auto jest bardzo ciężkie jak na swoje gabaryty (426,1 cm długości, 180,9 cm szerokości i 155,2 cm wysokości) – waży 1719 kg, czyli tyle, co duży SUV. Cóż, baterie nie są lekkie.
W sumie do 2023 roku Grupa Volkswagena wyda na samochody na prąd aż 9 mld euro, a w planach ma około 10 mln takich aut w ciągu dekady. Przewidziano, że w tym czasie na rynek trafi około 20 zupełnie nowych modeli. Na razie jednak w gamie Volkswagena uzupełnieniem ID.3 będzie e-Up!, który właśnie przeszedł modernizację, zyskując baterie o większej pojemności: zamiast 18,7 kWh – aż 32,3 kWh. Dzięki temu e-Up!, zużywający średnio 12,7 kWh na 100 km, będzie mógł przejechać 260 km. A osiągi? Moc silnika – 83 KM, prędkość maksymalna – 130 km/h, a czas rozpędzania do setki – 11,9 s. Zdaniem Volkswagena, to będzie idealne auto do miasta.
Ciekawostką spoza świata „elektryków” jest zaś Volkswagen T-Roc Cabriolet – auto nieco fantastyczne, jak na tę dość konserwatywną markę. Wygląda świetnie i ma szybko otwierający się dach (w 9 sekund). W środku cztery siedzenia i 284-litrowy bagażnik.
Skody w stylu Monte Carlo
Nieco mniej spektakularne premiery przedstawi Skoda, która przecież całkiem niedawno wprowadziła do sprzedaży Scalę i Kamiqa. Teraz oba te modele pojawią się w wersji Monte Carlo, z czarnymi elementami nadwozia i sportowymi detalami we wnętrzu. W Kamiqu Monte Carlo będziemy mieli czarną, lakierowaną ramkę grilla, w tym samym kolorze będą też detale zderzaków, osłony lusterek, relingi, progi, dyfuzor oraz napis Skoda na pokrywie bagażnika. W standardzie mają być 17-calowe koła z lekkich stopów, przyciemnione szyby i okno dachowe. A w środku? Tu znajdziemy m.in. sportowe fotele i kierownicę pokrytą skórą. W podobny sposób zostanie wykończona też Scala.
Seat się elektryfikuje, ale na sportowo
Za to śladami Volkswagena idzie Seat, który pokazuje Tarraco FR PHEV, czyli hybrydę, którą można ładować z gniazdka. To będzie mocne auto, które na pokładzie ma 1,4-litrowy silnik TSI o mocy 150 KM oraz wspomagający go motor na prąd, który ma moc 116 KM. Kolejny dodatek to zestaw baterii litowo-jonowych o pojemności 13 kWh, dzięki którym można przejechać 50 km bez włączania silnika spalinowego. Moc elektrycznego Tarraco FR to aż 245 KM, czyli całkiem nieźle. Prędkość maksymalna – 217 km/h, czas rozpędzania do setki – tylko 7,4 s. Szykuje się więc bardzo ciekawy SUV Seata, choć w takiej wersji raczej nie będzie to tanie auto.
Jeszcze bardziej interesująca jest koncepcyjna Cupra Tavascan, czyli elektryczny i sportowy SUV. Po pierwsze, wygląda świetnie, po drugie – napędzana jest dwoma elektrycznymi silnikami o łącznej mocy 306 KM. Pojazd ten zbudowano na podwoziu MEB, a na jego pokładzie znajdą się baterie o pojemności 77 kWh. Zasięg – aż 450 km. Oczywiście ładowanie z gniazdka odpada, bo przy tej wielkości baterii oznaczałoby to długie godziny (na pewno ponad dobę od zera do pełna). A osiągi? Na razie wiadomo tylko tyle, że 100 km/h pojawi się na prędkościomierzu po około 6,5 sekundy. W kabinie Tavascana nie zabraknie elektroniki, a jako interfejs między autem, a kierowcą posłużą dwa ekrany: 12,3-calowy wirtualny kokpit oraz 13-calowy na środkowej konsoli.
Audi - od auta terenowego do wielkiego SUV-a
Marka premium należąca do Grupy Volkswagena pokaże dwie premiery światowe, czyli Audi AI:TRAIL oraz Audi RS7 Sportback. Zobaczymy też wyścigowego e-trona FE06. Pierwszy z modeli, czyli AI:TRAIL, to „wizja przyszłościowego, elektrycznego pojazdu terenowego”. To oczywiście auto na prąd, bo jakżeby inaczej. To także model z oznaczeniem quattro, ma zatem elektryczny napęd na cztery koła. To lekkie buggy z czterema miejscami w kabinie, z wielkimi, off-roadowymi oponami. Rzecz jasna, to tylko fantazyjny koncept. Szkoda.
Rynkowa premiera to z kolei RS7 Sportback. W sumie, niewiele będzie się różnić od RS6 Avanta. Pod maską nowego Audi znajdzie silnik 4.0 V8 z „doładowaniem” elektrycznym. Moc – 600 KM, a moment obrotowy to 800 Nm. Osiągi są rewelacyjne, co dość oczywiste przy tych parametrach: rozpędzanie do 100 km/h potrwa 3,6 s, a prędkość maksymalna to 305 km/h, ale z opcjonalnym pakietem dynamicznym.
Poza tym, Audi pokaże też kilka innych modeli, których sprzedaż dopiero ma się rozpocząć: RS6 Avanta, odnowione A4 i Q7, M8 Gran Coupe. Kolejna premiera to Q3 Sportback, czyli SUV o sylwetce zbliżonej do coupe. Wygląda nieźle, a od strony technicznej to dokładna kopia dobrze już znanego Q3.
Porsche też stawia na prąd
Oczywiście ważną premierą będzie też Taycan, czyli europejska premiera na szybkie modele Tesli. Na początek: wersje Turbo i Turbo S, czyli o najlepszych osiągach. Słabsze Porsche na prąd ma 680 KM i 850 Nm, a mocniejsze – 761 KM i 1050 Nm. To osiągi dostępne, gdy włączymy funkcję overboost. A zasięg? W przypadku Turbo S to 412 km według cyklu WLTP. Model ten potrafi przyspieszyć do setki w 2,8 s, a zwykłe Turbo jest wolniejsze o 0,4 s. Prędkość maksymalna w obu przypadkach to 260 km/h, ale przy takiej szybkości zużycie energii będzie naprawdę duże i można, co oczywiste, zapomnieć o rozsądnym zasięgu.
Lamborghini nie rezygnuje z V12
Lamborghini zrobiło swój pierwszy krok na drodze do elektryfikacji, ale nie podąża ślepo za konkurencją. Podczas targów motoryzacyjnych we Frankfurcie Włosi pochwalą się hybrydowym modelem Sian. Jest on naturalnie limitowany. Co więcej, wszystkie 63 planowane egzemplarze zostały kupione jeszcze przed premierą.
Lamborghini nie zastosowało downsizingu i nie uśmierciło potężnego silnika wolnossącego. Trzon napędu stanowi 6,5-litrowy, wolnossący silnik V12 z Aventadora. Limitowane Lamborghini Sian jest również najmocniejszym w historii. Moc systemowa wynosi 819 KM – 785 z nich generuje silnik spalinowy, a 34 KM – elektryczny, który zintegrowano ze skrzynią biegów. „Elektryk” zasilany energią z wydajniejszego i lżejszego superkondensatora, a nie z baterii litowo-jonowej, zapewnia natychmiastową reakcję na dodanie gazu. Włoski bolid przyspiesza od 0 do 100 km/h w mniej niż 2,8 s! Prędkość maksymalna wynosi ponad 350 km/h. Ceny nie podano.