- Podczas podróży samochodem elektrycznym doświadczyłem zarówno miłych, jak i przykrych niespodzianek
- Poprawa w infrastrukturze ładowania jest zdecydowana, ale nadal zdarzają się trudności z dostępem do ładowarek na niektórych trasach
- Ładowanie z domowego gniazdka trwało bardzo długo (41 godzin), co jest przestrogą dla potencjalnych użytkowników samochodów elektrycznych, którzy chcą tak ładować auto na co dzień
- Google Maps okazało się pomocne w znalezieniu stacji ładowania i niepotrzebne były dodatkowe aplikacje do szukania ładowarek
- Pojechałem na Mazury i było... jak zwykle
- 41-godzinne ładowanie z domu. To trzeba wytłumaczyć
- Gniazdo 230 V nie nadaje się jako jedynie źródło ładowania
- Jadę na wschód, a tam... w końcu cywilizacja
- Infrastruktura zdecydowanie się polepszyła
- Z dnia na dzień jest lepiej. Elektrykiem można próbować wybrać się w trasę
- Auta elektryczne na razie wiele się nie zmieniają
Przyszła pora, by kolejny raz wystawić samochód elektryczny na próbę i pojechać nim w trasę. Już nie raz miałem okazję wybierać się elektrykami w krótsze i dalsze przeprawy i wiedziałem jedno — może być różnie. Czasem takie podróże były prawie bezstresowe, a czasem sprawiały problemy. Przy okazji zawsze odbywały się po Polsce, dzięki czemu od dwóch lat obserwuję, jak zmienia się elektromobilna mapa naszego kraju i muszę przyznać, że w tej materii zauważyłem znaczącą poprawę.
Zweryfikowałem to, pokonując ok. 900 km Mercedesem EQA. Z tego przebiegu 400 km przejechałem na północ Polski i z powrotem, a 300 km z Warszawy na Lubelszczyznę i w drugą stronę. Reszta była skutkiem dojazdów do sklepów i dodatkowych podwózek.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoPojechałem na Mazury i było... jak zwykle
Jeszcze rok temu dojazd w oba te miejsca wymagał przemyślenia trasy tak, by nie stanąć "w szczerym polu" bez prądu, ponieważ dostęp do ładowarek był ograniczony. Nawet jeśli już były, to raczej mocą nie grzeszyły, co oznaczało długi postój. Tym razem sytuacja... niewiele się zmieniła w trasie na północ. Co prawda na odcinku S8, który pokonywałem, było kilka stacji ładowania (Shell i GreenWay), ale wtedy jeszcze stan naładowania akumulatora znacznie przekraczał 50 proc., więc ładowanie nie miało sensu. Okazało się, że po zjechaniu z drogi szybkiego ruchu tak kolorowo już nie jest. Kolejne ponad 50 km do Ostrołęki okazało się czarną plamą, a w samym mieście znajduje się jedna stacja GreenWay, co prawda szybka, ale jedyna (tak pokazywał Google Maps). Przez kolejne niemal 80 km po drodze również żadnej stacji nie znalazłem, a najbliższa była na Orlenie w Mrągowie, czyli 25 km za miejscem docelowym.
- Przeczytaj także: To, co się dzieje na rynku nowych aut w Polsce, przechodzi ludzkie pojęcie. Ależ jesteśmy bogaci
41-godzinne ładowanie z domu. To trzeba wytłumaczyć
Na szczęście do mazurskiej wsi, gdzie była meta, prądu w zupełności starczyło, a na miejsce dojechaliśmy ze stanem akumulatora na poziomie 19 proc. (przewidywany zasięg na jakieś 65 km). W Warszawie Mercedes miał 93 proc., a w sumie pokonaliśmy ok. 212 km (zużycie prądu wyniosło 22,2 kWh/100 km). By auto było gotowe na powrót i dojazdy do sklepu, trzeba było je podpiąć do domowego gniazdka 230 V.
I tu moi znajomi doznali szoku, bo przewidywany czas ładowania wyniósł... 41 godzin. Moc ładowania z domowego gniazdka to jedynie 1,5 kW. — To jest ta nowoczesna technologia? — spytali moi majówkowi towarzysze, a ja zacząłem się tłumaczyć.
- Przeczytaj także: Właśnie się zaczęło. Ruszyła wielka akcja policji. Dotyczy każdego kierowcy w Polsce
Gniazdo 230 V nie nadaje się jako jedynie źródło ładowania
I jest to przestroga dla każdego, kto chciałby kupić auto elektryczne i ładować je z domowego gniazdka — to zawsze będzie trwało bardzo wiele godzin, a sensowne ładowanie może odbywać się, dopiero gdy użyte zostanie gniazdo siłowe lub wallbox. Ponadto długotrwałe i częste używanie gniazda 230 V do ładowania auta może po prostu doprowadzić do uszkodzenia tego złącza. Podłączenie elektryka do domowego gniazdka na wiele godzin to nie to samo, co podłączenie czajnika na 2-3 min.
Jednak ładowanie przyniosło efekt. Gdy przyszedł czas wyjazdu z mazurskiego domku, auto miało 100 proc. energii i przewidywany zasięg wynoszący ok. 350 km. Trasa przebiegła bez jakichkolwiek niespodzianek, a po dojechaniu do Warszawy i przejechaniu dokładnie 199 km Mercedes pokazywał, że ma jeszcze w 43 proc. naładowany akumulator, a zasięg to 140 km. W drodze powrotnej na 100 km zużycie było znośne - 19 kWh.
- Przeczytaj także: Wulkanizator porysował felgi podczas wymiany opon i każe mi za to zapłacić. Co robić?
Jadę na wschód, a tam... w końcu cywilizacja
Przepakowałem się i wyruszyłem w dalszą podróż, tym razem na wschód, do Białej Podlaskiej. To oznaczało łącznie ponad 165 kilometrów, co z kolei wymuszało na mnie dodatkowe ładowanie. Nadeszła więc myśl, co zrobić. Naładować się w Warszawie, czy zrobić to na trasie?
Tu także z pomocą przyszedł Google Maps, który tym razem zaskoczył mnie wyjątkowo miło. Okazało się, że w ciągu ostatniego roku na tej trasie doszło do sporych, bardzo pozytywnych zmian pod względem infrastruktury, choć do ideału jeszcze brakuje. W okolicach Siedlec ładowarek jest już naprawdę sporo, w tym dość mocne stacje kilku operatorów. Dlatego spokojnie ruszyłem w trasę, bez obawy, że stanę gdzieś w polu, bo nawet jeśli jedna stacja by nie działała, to niedaleko jest kolejna. Zaskoczyło mnie natomiast, że na autostradzie A2 z Warszawy na wschód nie ma ani jednego miejsca do ładowania auta elektrycznego.
Mercedes EQA został naładowany na Orlenie na ładowarce o mocy 100 kW za 2 zł 89 gr/kWh. Z 14 proc., jakie mi pozostało po przyjeździe, uzupełniłem energię do 87 proc., co trwało dokładnie 40 min. W tym czasie do akumulatora wpłynęło 54,3 kWh, a koszt tej operacji to w sumie 141 zł 14 gr. Biorąc pod uwagę zużycie energii elektrycznej mojej "testówki", 100 km na tej ładowarce kosztowało 56 zł.
- Przeczytaj także: Pojechaliśmy do komisu po auto za średnią krajową, którym można wjechać do Strefy Czystego Transportu
Infrastruktura zdecydowanie się polepszyła
Po dojeździe do miejsca docelowego, czyli Białej Podlaskiej okazało się, że jest tam kilka nowych ładowarek, które mają moc do 200 kW! Było to dla mnie spore zdziwienie, bo jeszcze niedawno w tym miejscu były dwie "pięćdziesiątki" umieszczone na przedmieściach i tyle. Teraz jest ich więcej, są mocniejsze i w centrum miasta. Dzięki nim auto jeszcze doładowałem i w drodze powrotnej do domu nie miałem potrzeby robić tego znowu. Po powrocie do Warszawy miałem jeszcze 90 km zasięgu.
Z dnia na dzień jest lepiej. Elektrykiem można próbować wybrać się w trasę
Mój wyjazd był więc słodko-gorzki, choć muszę przyznać, że słodyczy było dużo więcej. Niestety wyjazdy na północny wschód i na same Mazury cały czas nie należą do najprostszych i lepiej zaplanować kolejne przystanki ładowania. Szkoda, że w tym kierunku nie dzieje się zbyt wiele, tym bardziej, że to rejon turystyczny. Z drugiej strony, jadąc na wschód, można już spokojnie wyjeżdżać z myślą, że po drodze będzie stacja ładowania. Choć dalej ich liczba nie imponuje, to pochwalić należy dość szybkie tempo "zasilania" w ładowarki wschodnich rejonów kraju. Ważne jeszcze, by to tempo utrzymać, a wtedy nawet wyjazd na wschód nie powinien być dużym utrapieniem.
Co istotne, potrzeba innych aplikacji do odnajdywania ładowarek powoli zanika. Wystarczy nawigacja, którą każdy ma w telefonie, dzięki czemu w zasadzie wyjazd w trasę elektrykiem wygląda podobnie do wyjazdu autem spalinowym (z wyjątkiem czasu ładowania).
- Przeczytaj także: Policjanci od 4 rano prowadzili specjalną akcję. Skupiali się tylko na jednym typie kierowców
Auta elektryczne na razie wiele się nie zmieniają
Słów kilka należy się także na temat samego zużycia energii przez auta elektryczne. W porównaniu do moich poprzednich wyjazdów w tej materii zmieniło się niewiele. Mercedes EQA po faceliftingu to wygodny, dość pojemny samochód, który pokazał, że na trasie bez problemu może jechać z konsumpcją mniejszą niż 20 kWh/100 km, co już jest krokiem w dobrą stronę. Dalej jednak ładowanie na szybkich stacjach okazuje się droższe niż tankowanie aut spalinowych. Ponadto tak szumnie zapowiadane unowocześnianie aut elektrycznych, czyli instalowanie lepszych baterii i silników jeszcze nie nastąpiło. Ich użytkowanie jest wyraźnie wygodniejsze, ale głównie dzięki lepszej infrastrukturze.