W połowie stycznia 2019 r. pan Roman z Rzeszowa wstawił swoje BMW 520d (F10) do lokalnego (jednego z dwóch na Podkarpaciu) serwisu bawarskiej marki. Chodziło przede wszystkim o wykonanie rutynowego przeglądu, ale przy okazji klient zlecił też przeprowadzenie wymiany modułu EGR w ramach akcji serwisowej. Pierwsze doniesienia o palących się BMW zaczęły pojawiać się już kilka miesięcy wcześniej, więc pan Roman, jako czujny użytkownik BMW, od razu zainteresował się tematem i ustalił z serwisem, że gdy w styczniu przywiezie samochód na przegląd, to przy okazji – by nie jeździć dwa razy – w jego „piątce” zostanie zamontowany poprawiony moduł EGR. Po zakończonej naprawie klient odebrał auto, podpisał papiery i odjechał w poczuciu, że wykonano wszystkie zlecone prace.
Kolejny rozdział tej opowieści rozegrał się mniej więcej dwa tygodnie później. Wtedy to pan Roman wraz z synem wybrali się w krótką podróż rzeczonym BMW 520d, ale gdy zdążyli dotrzeć do wjazdu na autostradę A4, zorientowali się, że coś jest nie tak. W samochodzie pojawił się wyczuwalny zapach spalenizny, nagle zrobiło się gorąco. Kierowca wraz z pasażerem zdążyli jedynie wyskoczyć z samochodu i nagrać film z pożaru – ogień rozprzestrzeniał się tak szybko, że w zasadzie nie było czego ratować. Poza, co jasne, własnym życiem.
Po pewnym czasie pan Roman, gdy nieco ochłonął, postanowił jednak skontaktować się ze swoim serwisem i zapytać, czy wszystko podczas tamtej wizyty przebiegło zgodnie z planem. Ku jego zdziwieniu felerny zawór EGR jednak nie został wymieniony (!?), a że serwis nie poinformował o tym klienta? Cóż... Okazało się bowiem, że zapotrzebowanie na części jest tak duże, że ASO – zamiast zatrzymać samochód u siebie w oczekiwaniu na transport części – wolało wypuścić człowieka na ulicę w niesprawnym aucie. Sprawa znalazła swój finał w sądzie – ale stroną w sporze nie był w tym wypadku importer (czyli BMW Polska), który udowodnił, że ze swej strony wywiązał się z obowiązków i sporządził listę numerów VIN objętych akcją – lecz podkarpacki serwis, pozwany przez pana Romana i jego pełnomocnika. Ostatecznie, po wielu miesiącach przepychanek, sprawa ma szansę zakończyć się odszkodowaniem dla właściciela samochodu, obejmującym wartość serii 5 na dzień pożaru oraz – zapewne – koszty związane z prowadzeniem procesu sądowego.
Płonące BMW – nie ma części, zostawiasz auto. Albo ryzykujesz
Centrala BMW wyciągnęła dość szybko wyciągnęła jednak wnioski i zaleciła serwisom zmianę polityki. Po pierwsze, jeżeli w samochodzie objętym akcją naprawczą mechanik stwierdzi wyciek, samochód zostaje uziemiony w serwisie na czas oczekiwania na nowe części. Warto wiedzieć, że w pierwszej połowie 2019 r. mogło to być nawet kilka miesięcy, a parkingi przy serwisach były tak przepełnione, że... dilerzy niekiedy musieli wynajmować dodatkowe place (!) – byle tylko gdzieś upchnąć auta czekające na naprawę. Po drugie, jeżeli klient nie chciał zostawić samochodu do czasu sprowadzenia części, to musiał podpisać deklarację, w której zrzekał się wszelkich roszczeń, na wypadek, gdyby w okresie od stwierdzenia usterki do czasu pojawienia się części doszło do pożaru.
Dziś, po ponad roku trwania akcji serwisowej, możemy stwierdzić, że sytuacja jest względnie opanowana, choć co jakiś czas media nadal donoszą o „zagadkowych” pożarach BMW (np. 23 stycznia na obwodnicy Trójmiasta). Jak dowiedzieliśmy się w polskiej centrali marki, w kraju akcją objęto ok. 19 tys. aut. Uwaga: ta liczba obejmuje także auta z rynków zagranicznych (z importu), których właściciele zgłosili się do któregoś z polskich serwisów dilerskich BMW. Katarzyna Gospodarek, PR Manager w BMW Polska, chwali się, że poziom realizacji akcji technicznej jest pozytywny: wykonaliśmy ją na poziomie 73 proc. dla wersji z silnikami 4-cylindrowymi oraz 62 proc. dla tych z silnikami 6-cylindrowymi (stan na październik 2019 r.).
Płonące BMW – szykuj VIN i dzwoń do ASO
Akcja przebiega tak, jak do tej pory. Czyli – masz BMW z dieslem wyprodukowane między 2010 a 2017 r.? Przygotuj numer vin i zadzwoń do ASO. Jeśli twój samochód jest na liście wytypowanej przez producenta, zostaniesz umówiony do serwisu. Uwaga: lista numerów VIN jest aktualizowana na bieżąco – jeżeli więc twoje auto kilka miesięcy temu nie znajdowało się wśród tych wyznaczonych do kontroli modułu EGR, to i tak regularnie dzwoń, dopytuj. Jeśli auto znajduje się na liście, najpierw trafia do serwisu na tzw. wstępną weryfikację – w wypadku gdy mechanik za pomocą endoskopu stwierdzi, że chłodniczka EGR jest nieszczelna (patrz też wyżej) – moduł EGR zostanie wymieniony na koszt BMW. Jeżeli wycieku nie ma, serwis odnotuje to i auto zostanie wypuszczone na ulicę.
Z kolei, jeżeli wyciek/ubytek chłodziwa zostanie stwierdzony przez samego użytkownika auta (spadek poziomu płynu w zbiorniku, kontrolka ostrzegawcza), a samochodu nie ma na liście przygotowanej przez importera, to wówczas są dwie opcje: po pierwsze, w przypadku samochodu z polskiego rynku, warto wystosować wniosek do dilera o darmową naprawę lub partycypację w kosztach (serwis rozlicza się z BMW Polska), po drugie – jeżeli chodzi o auto z importu, należy ustalić salon, który sprzedał dany egzemplarz jako nowy. Sprawa dość żmudna i skomplikowana.
Różnica między początkiem 2019 r. a styczniem br. polega m.in. na tym, że teraz na części nie czeka się już kilka miesięcy, lecz średnio 5-10 dni. Nadal można ubiegać się o bezpłatne auto zastępcze, choć tu praktyka potrafi być różna w zależności od serwisu. Jak rozpoznać, że z modułem EGR coś jest nie tak? Które dokładnie modele i wersje są objęte akcją?
Uwaga: to jedynie wybrane modele, bo w teorii problem dotyczy każdego dieslowskiego BMW z lat 2010-17, a więc także i np.: serii 1 (F20), serii 2 (F22, F23, F45, F46), serii 5 GT (F07), serii 7 (F01, G11) oraz – w teorii – bieżącej serii 5 (G30; auta z początku produkcji) i X1 (E84, F48).
Akcja serwisowa – które modele są zagrożone?
Problem dotyczy samochodów z lat 2010-17 (zarówno silniki R4, jak i R6; w galerii wybór modeli), w których mogła znaleźć się wadliwa chłodniczka zaworu EGR. Sam glikol – chłodniczka jest podłączona do głównego obiegu chłodzenia – nie jest palny, ale po wymieszaniu ze złogami zalegającymi w kolektorze i pod wpływem działania wysokiej temperatury może się zapalić. Objawy zwiastujące kłopoty (nie zawsze są!) to m.in.: zapach spalin w kabinie, ubywanie płynu chłodzącego. Zła wiadomość: nawet jeśli twoje auto nie znajduje się na liście zagrożonych, to nie znaczy, że się nie zapali.