in. za sprawą wiceministra finansów Jarosława Nenemana, który nieco poprzestawiał przeliczniki w tym niezwykle skomplikowanym podatku, aby już na pewno nie opłacało się sprowadzać używanych aut. Według projektu za sprowadzenie auta z silnikiem 1.8 z 1995 roku zapłacimy nawet kilkanaście tys. złotych. Już w uzasadnieniu ustawy czytamy, że ma ona "zahamować szeroki strumień samochodów osobowych z państw Unii (...)". Wiceministra popierająinstytucje zrzeszające producentów i importerów nowych aut, jak np. Związek Motoryzacyjny SOIS, reprezentowany przez Jakuba Farysia. Chcą wprowadzenia podatku powiązanego z pierwszą rejestracją w Polsce. "...Naszym zdaniem podatek ekologiczny pomoże wyeliminować nadużycia związane z nielegalnym importem starych samochodów" - mówi Faryś. Niestety, to właśnie podatek w tej formie, tzn. dyskryminujący auta używane sprowadzane z krajów UE, jest niezgodny z prawem Unii, czyli nielegalny. Zresztą "ekologia" w nazwie tego podatku brzmi śmiesznie. Wygląda na to, że według Nenemana i SOIS-u tylko importowane, stare auta trują, ale te już jeżdżące w Polsce, nawet zupełnie zdezelowane - są czyste jak łza. Stanowczo protestujemy przeciwko wprowadzaniu kolejnych bubli prawnych, które sprawią, że Polska znów będzie sądzona przez ETS. Nie chcemy, aby za 2 lata rząd znów zapewniał, że miał dobre intencje, tylko mu nie wyszło. Nie chcemy, aby znów tłumaczył właścicielom aut, że budżetu nie stać, aby oddać obywatelom ukradzione pieniądze. Na wszelki wypadek przypominamy treść art. 90 TWE: "Żadne Państwo Członkowskie nie nakłada bezpośrednio lub pośrednio na towary sprowadzane z innych Państw Członkowskich jakichkolwiek podatków wyższych od tych, które nakłada pośrednio lub bezpośrednio na podobne produkty krajowe". Ale jeśli będzie trzeba, ponownie ruszymy po sprawiedliwość do Luksemburga.
Podatek ekologiczny to kolejny bubel prawny
Nowa danina nazywa się "podatek ekologiczny". Prace nabrały tempa m.