- Montując niefabryczne oświetlenie możemy zepsuć reflektory
- Niefabryczne oświetlenie będzie naprawdopodobniej oślepiać innych kierowców
- Zmiana źródła światła jest nielegalna
Lampy LED to najnowszy trend w oświetleniu samochodowym. Ksenony uważane są wręcz za przeżytek, który w autach klasy wyższej już nawet nie uchodzi. Jeszcze kilka lat temu ci, których nie stać było na nowe auto z fabrycznymi ksenonami, próbowali ten brak nadrobić montażem lamp ksenonowych w miejscu żarówek halogenowych.
Rynek był wręcz zalany tanimi chińskimi zestawami, składającymi się z przetwornic i lamp wyładowczych na stopkach dopasowanych do standardowych gniazd żarówek. Po ich zamontowaniu reflektory rzeczywiście dają znacznie więcej światła o charakterystycznej barwie — tyle, że z reguły ma ono fatalny rozkład i oślepia jadących z przeciwka. Dodatkowo po dłuższym czasie używania takich lamp, reflektory zwykle nadają się do wyrzucenia. Klosze i odbłyśniki nie radzą sobie z potężną dodatkową porcją promieniowania UV — kruszą się, matowieją, ciemnieją.
Wygląda jednak na to, że w temacie oświetlenia "aftermarketowego" ksenony też już wychodzą z mody. Od kilku lat sprzedawcy akcesoriów samochodowych o wątpliwej jakości, oferują samochodowe żarówki LED na trzonkach standardowych żarówek. Ich parametry to kpina — co najwyżej kilkuwatowe diody wytwarzają jaskrawe światło, które jednak kończy się tuż przed autem. Jednak od niedawna pojawiają się na rynku również samochodowe żarówki LED o znacznie bardziej zaawansowanej konstrukcji, mające dawać więcej światła od standardowych lamp halogenowych.
Samochodowe żarówki LED — sprzedawcy kuszą znaną marką
Po opublikowanym przez nas niedawno teście żarówek halogenowych H7 do redakcji trafiły pytania od czytelników, dotyczące diodowych zamienników halogenów: przetestowaliście żarówki H7, ale pominęliście markowe diody LED, zastępujące zwykłe żarówki. To co prawda większy wydatek, ale jeśli ktoś chce mieć najlepsze możliwe światła w aucie, chętnie by o tym przeczytał. Na potwierdzenie tego, że na rynku są dostępne markowe diodowe zamienniki żarówek czytelnik przesłał link do aukcji na Allegro.pl: "Żarówka zestaw LED H7 Philips". Cena? Zaledwie 320 zł! Jak to możliwe, skoro w nowych samochodach dopłata za LED-y nadal często wynosi kilkanaście tysięcy złotych?
Szybka decyzja: kupujemy i testujemy! Oczywiście, za długo jesteśmy w tej branży, żeby nabrać się na to, że to firma Philips wyprodukowała ten zestaw — o czymś takim wiedzielibyśmy pierwsi! W deklaracjach sprzedawcy może kryć się ziarnko prawdy, bo prawdopodobnie użyto diod Lumileds, czyli marki związanej z Philipsem. Czy "aftermarketowe" samochodowe żarówki LED są tak niebezpieczne, jak uniwersalne ksenony? Czy rzeczywiście świecą lepiej od halogenów? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w galerii.
Żarówki są już niemodne, czas ksenonów też przemija. Czyżby pora na światła diodowe w każdym samochodzie?
Zestaw składa się z dwóch lamp w obudowach o kształcie zbliżonym do żarówki H7. Zamiast szklanej bańki mamy tu jednak plastikową obudowę, na której po dwóch stronach umieszczono diody. Producent deklaruje, że mają one moc 20 watów. To naprawdę dużo jak na LED-y! Uwagę zwracają elastyczne taśmy z metalowej plecionki. To radiatory, mające zapewnić diodom chłodzenie. W przeciwieństwie do żarówek, w których najbardziej nagrzewa się bańka, diody grzeją głównie płytkę, do której są przytwierdzone. Bez odpowiedniego chłodzenia plastikowa obudowa mogłaby się szybko roztopić. Na przewodach zasilających znajdują się moduły zapewniające stabilizację napięcia oraz właściwą polaryzację prądu zasilającego zestaw.
Sprzedawca twierdzi, że zestaw powinien nadawać się do wszystkich reflektorów pasujących do konkretnego typu żarówek. To nieprawda! Mimo kształtu nawiązującego do żarówek w wielu przypadkach w oryginalnych kloszach nie mieszczą się radiatory albo przewody zasilające lub też nie da się przytwierdzić lampy za pomocą fabrycznych zatrzasków.
Oczywiście, większość przeszkód można by ominąć, np. przez wycięcie otworów w kloszu, tyle że byłyby to nieodwracalne zmiany. Co ciekawe, w zestawie znajdują się przejściówki do podłączania diod do instalacji CAN – bez nich mogłyby one być wykrywane przez elektronikę jako spalone żarówki.
Diody LED działają poprawnie w wąskim zakresie napięcia. Dołączone do zestawu stabilizatory spełniają swoje zadanie – w zakresie napięcia od 9 do 15 woltów lampy świecą z niemal równą mocą ok. 15 watów.
To o wiele mniej od obiecanych na opakowaniu 20 watów, ale i tak wielokrotnie więcej niż w najtańszych ledowych „żaróweczkach” bez elektroniki.
Czy LED zapewnia lepsze oświetlenie niż standardowe żarówki? Nie w tym przypadku! Ilość światła padającego na drogę jest w obu sytuacjach zbliżona. Po zamontowaniu zestawu problemem okazuje się jednak rozkład światła – wiązka z reflektora wyposażonego w diody jest jakby rozdwojona. Przyrządy pomiarowe wykazują, że takie światła mogłyby oślepiać osoby jadące z naprzeciwka, ale trzeba uczciwie przyznać, że w tym przypadku problem i tak byłby bez porównania mniejszy niż po zastosowaniu zestawu ksenonowego. Niewyraźna granica światła i cienia.
W reflektorze z soczewką dioda LED spisała się znacznie gorzej od standardowych żarówek. Choć emitowane przez nią światło wydaje się o wiele jaskrawsze od halogenowego, to jest go po prostu mniej. Zastosowanie LED-ów oznacza olśnienie o wiele niższe, niż miałoby to miejsce w przypadku tego samego reflektora wyposażonego w dobre żarówki. Zestaw okazuje się więc zupełnie bezpieczny dla innych uczestników ruchu. Przez to, że światło jest jaskrawe, a obszar przed autem – jasno rozświetlony, kierowcy może się wydawać, że ma lepsze światła. To jednak tylko pozory.