Prowadzenie serwisu samochodowego to nie łatwy biznes. Konkurencja jest duża, mechanicy muszą godnie zarabiać, żeby nie poszli na swoje, trzeba wynająć albo kupić duży obiekt, zapłacić za prąd, a sprzęt warsztatowy i potrzebne oprogramowanie też sporo kosztują. No i z rozrzutnością klientów różnie bywa, a żyć jakoś trzeba. Ale oczywiście, nie jest tak, że na prowadzeniu warsztatu nie można godnie zarobić. Da się, ale czasem trzeba trochę pokombinować, żeby przekonać klientów do dodatkowych wydatków. Jest na to kilka sposobów: do usługi, na której zależało klientowi, można przecież dodać kilka innych, niekoniecznie niezbędnych, albo dorzucić dodatkowe koszty tam, gdzie płatnik może ich po prostu nie zauważyć. Oto kilka przykładów tego, jak serwisy wyciągają od nas dodatkowe, często niemałe pieniądze.
Dolewki płynów: ceny zwalają z nóg
Kiedy oddajesz auto do serwisu na przegląd, to zwykle zależy ci na tym, żeby wszystko było zrobione od a do zet. W końcu nie po to powierzasz samochód fachowcom, żeby samemu zaglądać pod maskę. Za wygodę trzeba jednak płacić. Poza wymianami, których sam raczej nie zrobisz (olej, płyn chłodzący czy hamulcowy), podczas serwisu mechanicy w razie potrzeby uzupełniają też np. płyn do spryskiwaczy, czyli robią coś, z czym każdy kierowca sam powinien sobie poradzić. I chwała im za to, tak powinno być. Jednak później, sprawdzając dokładnie pozycje na fakturze, możesz się jednak bardzo zdziwić, ile taka troska kosztuje.

Płyn do spryskiwaczy: niektóre serwisy za litr płynu kasują więcej, niż kosztuje pięciolitrowa bańka na stacji paliw.rafa jodar / Shutterstock
Za litr "oryginalnego" płynu do spryskiwaczy z ASO trzeba zapłacić zwykle co najmniej kilkanaście złotych, a czasem nawet i kilkadziesiąt złotych. Za tyle w sklepie bez problemów kupisz 5 litrów płynu! I nie, wcale nie jest tak, że płyn z ASO jest pięć razy lepszy od tego ze sklepu, albo dwa razy lepszy od tego kupionego na stacji paliw. Jak uniknąć niepotrzebnego wydatku? Wystarczy dolać płynu przed odstawieniem auta do warsztatu, a kilkadziesiąt złotych zostanie w kieszeni.
A skoro już jesteśmy przy tym, co jest potrzebne do czyszczenia szyb – wycieraczki też są ważne, zależy od nich bezpieczeństwo i komfort jazdy, szczególnie przy kiepskiej pogodzie. W dodatku stare, zużyte wycieraczki mogą łatwo uszkodzić szybę. Kontrola i ewentualnie wymiana wycieraczek to jeden z ważnych punktów porządnego przeglądu. Można się za to zdziwić cenami wycieraczek w serwisach. Są często kilka razy droższe od takich samych, oferowanych np. w sklepach internetowych. Na takich drobiazgach zarabia się najlepiej! W większości aut pióra wycieraczek da się wymienić samodzielnie, czasem trzeba się tylko dokształcić, np. oglądając filmik w internecie, jak ustawić ramiona wycieraczek w pozycji serwisowej.
Właściciele diesli powinni też pomyśleć, czy chcą warsztatowi powierzyć uzupełnienie poziomu AdBlue w aucie. Stopień trudności jest zbliżony jak w przypadku dolewki płynu do spryskiwaczy, a w serwisach, szczególnie tych autoryzowanych, koszt litra płynu bywa 3-4 razy wyższy niż na stacji paliw czy w sklepie. Nie ma lepszego, czy gorszego AdBlue – to produkt podobnie znormalizowany, jak paliwo!
Pompowanie kół azotem: kilkadziesiąt złotych drożej za coś, czego nie odczujesz
Pompowanie kół azotem to usługa, która była modna jakiś czas temu, ale wciąż są warsztaty, które na nią namawiają klientów – szczególnie tych, którzy przyjeżdżają drogimi, mocnymi autami. Zawsze to dodatkowe kilkadziesiąt złotych do rachunku. W teorii pompowanie opon azotem ma sporo zalet: ciśnienie w oponach ma być bardziej stabilne niezależnie od temperatury, a azot, jako gaz neutralny, w przeciwieństwie do tlenu zawartego w powietrzu atmosferycznym, ma wydłużać trwałość gumy. W praktyce różnice są jednak niemal niezauważalne, tym bardziej że przecież w powietrzu i tak jest ok. 78 proc. azotu.

Pompowanie kół azotem? W zwykłym powietrzu azotu jest aż 78 proc.ACZ / Auto Świat
Ozonowanie wnętrza, odgrzybianie klimatyzacji: za cenę usługi kupisz sprzęt na własność
Dezynfekcja wnętrza i klimatyzacji to czynności, które są rzeczywiście potrzebne, bo zaniedbany układ wentylacyjny samochodu to siedlisko chorobotwórczych drobnoustrojów, które mają tam doskonałe warunki do rozwoju. Jeśli ozonowanie lub dezynfekcja klimatyzacji są wliczone w cenę przeglądu klimy, to warto z takiej usługi skorzystać, ale jeśli trzeba za nią zapłacić osobno, to lepiej sprawdzić cenę. Są warsztaty, które biorą za to nawet ok. 150-250 złotych. Za taką kwotę da się kupić własny ozonator powietrza, więc każde kolejne ozonowanie możemy już mieć za darmo! Podobnie jest z chemicznym odgrzybianiem układu.

Niektóre serwisy za ozonowanie wnętrza i odgrzybianie klimatyzacji kasują tyle, że za podobną kwotę można sobie kupić potrzebny sprzęt na własność.Auto Świat
W większości warsztatów polega ono na standardowym zaaplikowaniu przez wloty wentylacji preparatu, który można kupić za kilkanaście złotych (profesjonalne środki mogą kosztować do kilkudziesięciu złotych za opakowanie), z czym każdy sobie poradzi. Oczywiście, są też warsztaty, które podchodzą do tego bardziej profesjonalnie – za staranne, mechaniczne oczyszczenie parownika, które wymaga rozbiórki sporej części wnętrza auta, warto dopłacić, bo jest to i czasochłonne i zwykle za trudne dla amatora.
Diagnostyka komputerowa: samemu zrobisz to taniej
Uwaga! Nie mówimy to o zaawansowanej diagnostyce auta, potrzebnej w sytuacji, kiedy auto wykazuje niepokojące objawy i trzeba znaleźć ich przyczynę, chodzi o zwykłe, rutynowe "podłączenie pod komputer" przy okazji przeglądu. Za taką usługę warsztat potrafi skasować 200-300 zł, a tak naprawdę ogranicza się to zwykle do odczytania błędów zapisanych w sterowniku. To zdzierstwo, bo przy okazji przeglądu komputer i tak z reguły trzeba podłączyć, choćby po to, żeby "skasować inspekcję", albo pobrać ściągawkę z czynnościami serwisowymi dla danego modelu – to powinno być wliczone w usługę przeglądu, a nie traktowane jako osobna pozycja. Adapter OBD, którym samemu można odczytać błędy zapisane w sterowniku, da się kupić już za 20-30 złotych, a do wykonania podstawowych testów wystarczy nawet darmowa apka na komórkę. Za 300-500 zł można dziś nawet kupić zaawansowane interfejsy diagnostyczne, które potrafią dużo więcej, w tym wspomniane "kasowanie inspekcji". Największym problemem pozostaje wiedza i umiejętność interpretacji odczytów, bo nawet najlepszy interfejs diagnostyczny nie zrobi z amatora mechanika.
Materiały, zmywacze: 500 proc. narzutu
Przy okazji napraw, ale często też i rutynowych przeglądów, na fakturze pojawiają się pozycje typu "zmywacz", "czyściwo". To normalne, bo przecież rzeczywiście podczas wielu czynności wykonywanych przy podzespołach mechanicznych auta konieczne jest oczyszczenie miejsca naprawy. Tyle tylko, że czasem jest to kilka psiknięć "chemią", ale klient płaci, jakby zostało użyte do tego całe opakowanie preparatu. W dodatku z olbrzymim narzutem – zmywacz w spreju, za który klient musi zapłacić np. 40-50 złotych, warsztat kupuje przecież w ilościach hurtowych, zwykle po kilkanaście złotych za opakowanie. Niestety, nic na to nie poradzimy – serwis się nie zgodzi, żeby klient przywoził własną chemię warsztatową.
5 rad, jak nie dać się naciągnąć na dodatkowe wydatki
- Przed zleceniem przeglądu czy naprawy zawsze domagaj się szczegółowego kosztorysu
- Pytaj o kwotę końcową, a nie o ceny konkretnych czynności czy części.
- Zostawiając auto w serwisie, na zleceniu naprawy zaznacz, że wszystkie dodatkowe czynności, które wykraczają poza zaakceptowany kosztorys, mają być z tobą konsultowane
- Zanim zapłacisz, sprawdź dokładnie wszystkie pozycje na fakturze: czy rzeczywiście warsztat wykonał to, co zostało zlecone?
- Nie powierzaj serwisowi tego, co możesz łatwo i szybko zrobić samemu