- Interfejs diagnostyczny Kingbolen Ediag Elite jest sprzedawany przez polskie sklepy, nieco taniej da się go kupić na chińskich platformach sprzedażowych
- Atutem tego sprzętu ma być nie tylko ponadprzeciętna liczba dostępnych funkcji, ale też dożywotnia licencja na oprogramowanie
- Urządzenie pozwala na diagnozowanie wszystkich aut zgodnych ze standardem OBD II, ale to tylko niewielka część tego, co potrafi
- W przypadku wielu modeli aut, poza funkcjami diagnostycznymi, dostępne są też funkcje aktywnego testowania i adaptacji podzespołów
- Urządzenie kosztuje mniej więcej tyle, co godzina pracy mechanika w dobrym serwisie, a można je zmieścić w kieszeni
- Ile kosztuje chiński komputer i gdzie można go kupić?
- Kingbolen Ediag Elite – unboxing
- Chiński interfejs diagnostyczny. Jak zacząć go używać?
- Chiński skaner zna prawdę i nie boi się jej zdradzić
- Sprawdzamy starą Hondę i jesteśmy pod wrażeniem
- Sprawdzamy nowe auto z blokadą dostępu przez OBD. Czy chiński komputerek dał radę?
- Czy warto kupić interfejs Kingbolen Ediag Elite?
Ja za swój tester diagnostyczny do warsztatu zapłaciłem 14 990 złotych netto, co rok płacę jakieś tysiące za aktualizacje oprogramowania, a ty mi chcesz powiedzieć, że takie małe gówienko z internetu, kupione za trzy stówki, ma robić to samo? Chyba sobie kpisz! To nie ma prawa działać. Tak znajomy mechanik zareagował, kiedy pokazałem mu nowy, kieszonkowy tester Kingbolen Ediag Elite. Szybko zmienił zdanie. Nic dziwnego.
Najtańsze skanery diagnostyczne kupić można już za kilkanaście-kilkadziesiąt złotych, w formie modułu podłączanego do gniazda OBD, który do pracy wymaga połączenia go ze smartfonem, albo w formie osobnego urządzenia, z własnym wyświetlaczem. Taki sprzęt już coś tam potrafi – po podłączeniu do gniazda diagnostycznego wyświetla kody błędów zapisane w sterowniku. Jeśli w aucie zapali się "check engine", to z reguły przy pomocy takiego najtańszego sprzętu da się przynajmniej określić przybliżoną przyczynę awarii, można też pobieżnie wykasować błędy ("zgasić" kontrolkę, choć najczęściej tylko na chwilę), odczytać bieżące parametry pracy silnika i wartości z najważniejszych czujników. Tyle że na tym kończą się zwykle możliwości takiego sprzętu. Nie ma mowy o zmianie żadnych nastawów, wyświetlane usterki to najczęściej tylko te bezpośrednio związane z sinikiem i osprzętem, mające potencjalnie wpływ na emisję spalin – nie podejrzymy więc ani błędów sterownika skrzyni biegów, ani nie zweryfikujemy działania hamulców i systemów bezpieczeństwa czy do innych układów elektroniki pokładowej.
Kingbolen Ediag Elite na pierwszy rzuty oka wygląda niemal tak, jak sprzęt, o którym była mowa powyżej. Ot zwykła, dosyć masywna wtyczka do gniazda OBD, która bezprzewodowo łączy się z telefonem.
Tyle że tu producent obiecuje znacznie więcej niż tylko odczyt i kasowanie błędów silnika. Ten niewielki sprzęt wraz z dołączonym do niego oprogramowaniem ma pozwalać m.in. też na
- odczyt błędów ze sterownika ABS i innych systemów bezpieczeństwa,
- reset inspekcji serwisowych, oraz olejowych
- kodowanie wtryskiwaczy
- kodowanie kluczyków (!), obsługę immobilizera
- obsługę filtra cząstek stałych DPF (np. wymuszanie dopalania na postoju, sprawdzenie stanu)
- obsługę systemu TPMS (czujniki ciśnienia w kołach)
- obsługa elektrycznego hamulca postojowego EPB, cofanie tłoczków w zaciskach
- skanowanie wszystkich modułów pojazdu (także tych zupełnie niezwiązanych z jazdą)
- resetowanie wartości przyuczonych
- adaptację zaworu EGR
- wymuszanie odpowietrzania pompy hamulcowej i ABS-u
- kalibracja czujnika kąta skrętu układu kierowniczego
- przyuczenie biegu jałowego czy położenia przepustnicy
- adaptację automatycznej skrzyni biegów
- regulację zawieszenia aktywnego
A to wszystko, to tylko część listy funkcji, która oczywiście może się różnić w zależności od konkretnego modelu auta.
Ile kosztuje chiński komputer i gdzie można go kupić?
Interfejs diagnostyczny (skaner?) Kingbolen Ediag Elite można kupić na różne sposoby – najtaniej jest zamówić go z jednej z chińskich platform sprzedażowych, ale wtedy trzeba z reguły na niego trochę poczekać. Nieco drożej jest np. na Allegro, urządzenie dostępne jest też w kilku specjalistycznych sklepach w Polsce.
Co ważne, w ciągu ostatnich kilku tygodni urządzenie wyraźnie potaniało u polskich sprzedawców. Dawniej trzeba było za nie zapłacić 600-700 złotych, teraz typowe oferty opiewają na ok 300-400 zł, często już z dodatkami, np. z przedłużką kabla do gniazda OBD. Co zadziwiające, w tej cenie mamy zawartą już dożywotnią aktualizację oprogramowania na niemal wszystkie marki. Niektóre firmy inkasują więcej za licencję na miesiąc! Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? Jest w tym pewien haczyk, ale o tym później. Uwaga! Urządzenie można też kupić z okrojoną wersją oprogramowania na auta jednej marki pod nazwą Soloscan.
Kingbolen Ediag Elite – unboxing
Urządzenie przychodzi zapakowane w niewielkie, ale eleganckie pudełeczko, jakości lepszej niż w przypadku niejednego flagowego telefonu. W środku miła niespodzianka – sam interfejs opakowany jest w sztywne, zamykane na suwak etui. Pierwsze wrażenie jest doskonałe!
Do tego instrukcja obsługi i (bardzo ważne!) kod QR do pobrania aplikacji na telefon. Sam interfejs diagnostyczny nie jest autonomicznym urządzeniem, musi współpracować ze smartfonem lub tabletem. Dostępne jest oprogramowanie kompatybilne zarówno z urządzeniami pracującymi pod kontrolą systemu Android, jak i iOS, program nie działa na komputerach i tabletach pracujących pod kontrolą systemu Windows. Dobra informacja jest taka, że oprogramowanie można pobrać z oficjalnych sklepów Google Play i Appstore, nie trzeba go szukać na azjatyckich stronach o kiepskiej reputacji.
Chiński interfejs diagnostyczny. Jak zacząć go używać?
Urządzenie po wyjęciu z pudełka nie jest gotowe do pracy. Trzeba zacząć od pobrania aplikacji na telefon, a następnie trzeba się zarejestrować i aktywować oprogramowanie korzystając z przesłanego kodu. Procedura jest dosyć łatwa, a opisy dostępne są w kilkunastu językach. Dopiero po instalacji i aktywowaniu oprogramowania można podłączyć interfejs do gniazda diagnostycznego w aucie i rozpocząć pracę.
W zależności od wybranej funkcji interfejs może zacząć działanie np. od automatycznego pobrania numeru VIN ze sterownika.
Na podstawie tego numeru aplikacja łączy się z serwerami dostawcy oprogramowania (Ediag) i pobiera jego wersję dla konkretnej marki pojazdu.
Bez podłączania interfejsu do auta można z poziomu aplikacji sprawdzić, jakie funkcje mogą być dostępne dla konkretnego modelu.
Chiński skaner zna prawdę i nie boi się jej zdradzić
Obietnice obietnicami – papier przyjmie wszystko, a internet jeszcze więcej. Czas więc sprawdzić, jak urządzenie działa w praktyce. Zaczynamy od łatwego pacjenta, czyli modelu z którym większość urządzeń diagnostycznych radzi sobie bez problemu: 12 letni Volkswagen Golf 2.0 TDI ze skrzynią DSG. Najpierw chcieliśmy sprawdzić, co w teorii da się z takim autem przy pomocy tego urządzenia zrobić. Wchodzimy więc najpierw w zakładkę "zapytanie o zakres pojazdu" i wpisujemy markę, model… i palec nam się omsknął.
Przy wyborze marki Volkswagen wśród obsługiwanych modeli znajdujemy przez przypadek, poza całą gamą VW z najróżniejszych rynków także Volkswagena Aventadora, Volkswagena Bentaygę i Brooklandsa czy Volkswagena Chirona. Już lubię ten interfejs – sam też zawsze sobie żartuję ze znajomego, który ma Bentleya, że strasznie przepłacił za swojego Volkswagena. Ale w końcu taka jest prawda, że Bentley, Lamborghini czy Bugatti to marki należące do Grupy Volkswagena.
Kiedy już dochodzimy do modelu "Golf", po wpisaniu rocznika rozwija się niekończąca się lista dostępnych funkcji oprogramowania – od testowania urządzeń wykonawczych (z poziomu aplikacji uruchamiamy np. wentylator chłodnicy, bez czekania, aż silnik osiągnie wymaganą temperaturę, żeby sprawdzić, czy działa), przez odczyt parametrów, aż po kodowanie i adaptacje systemu zarządzania energią, wtryskiwaczy czy skrzyni. Kasowanie inspekcji? Oczywiście!
Podłączamy więc interfejs do gniazda OBD, urządzenie odczytuje numer VIN. Chwilę to zajmuje, ale model zostaje rozpoznany bezbłędnie. Później kolejna chwila na pobranie oprogramowania. To już trwa dłużej, bo próbujemy to robić na podziemnym parkingu z kiepskim zasięgiem sieci. Wyjazd na powierzchnię czyni cuda, w zasięgu sieci 5G paczka z oprogramowaniem szybko trafia do smartfona. Najpierw diagnostyka pojazdu: mimo że w aucie nie świecił się "check engine" udaje się wykryć kilka archiwalnych, zapisanych usterek, które teoretycznie zostały kiedyś wykasowane przy pomocy taniego skanera OBD. Później wyrywkowo testujemy dostęp do poważniejszych funkcji – i rzeczywiście, z poziomu aplikacji udaje się nam kontrolować poszczególne podzespoły auta. Adaptacje wtrysków czy skrzyni? Tu właściciel samochodu powiedział "pass" – chyba nie do końca nam ufa. Testy zaliczone.
Sprawdzamy starą Hondę i jesteśmy pod wrażeniem
Kolejny kandydat: Honda Civic z 2001 roku i to z rynku amerykańskiego. Tu automatyczne wyszukiwanie numeru VIN nie zadziałało, ale po wpisaniu go "z palca" oprogramowanie rozpoznaje auto. Wybieramy funkcje diagnostyki – interfejs wypluwa serię komunikatów o braku dostępu do podzespołów. To wcale nie błąd urządzenia, po prostu auto jest w wyjątkowo skromnie wyposażonej wersji, więc brakuje mnóstwa elementów, które zdaniem skanera mogłyby być w aucie. Tu lista dostępnych funkcji jest znacznie krótsza, ale diagnostyka działa bez problemu – uzyskujemy raport z serią błędów typowych dla auta z kiepsko zainstalowaną i zestrojoną instalacją LPG. Czyli wszystko się zgadza.
Próbujemy więc czegoś bardziej podchwytliwego: nowy Volkswagen Amarok, czyli… Ford Ranger z innymi znaczkami i zmienionymi detalami nadwozia. Komputer wykrywa, że to Volkswagen, chociaż modelu nie rozpoznaje – ale diagnostyka działa bez problemu. System wyświetla kilka błędów dotyczących działania systemów asystujących, w tym dotyczących działania przednich świateł, ABS-u i wspomagania kierownicy.
Sprawdzamy nowe auto z blokadą dostępu przez OBD. Czy chiński komputerek dał radę?
Kolejny kandydat: niemal nowa Alfa Romeo Tonale z bogatym wyposażeniem. Tu po podłączeniu urządzenia i rozpoznaniu numeru VIN (rozpoznana marka: Fiat/Abarth/Alfa Romeo/Lancia; model: Tonale) wyświetla się komunikat: "The vehicle is equiped with SGW (Security Gateway)" – ten pojazd jest wyposażony w bramkę bezpieczeństwa.
Żeby pokonać zabezpieczenie, trzeba się zalogować z konta z uprawnieniami do obsługi tego auta nadanymi przez producenta. Nici z diagnostyki? Ależ skąd – diagnostyka idzie jak po maśle! Po pobraniu kolejnej paczki z oprogramowaniem i przeskanowaniu podzespołów urządzenie wykrywa kilka błędów w systemach asystujących, zapewnia też dostęp do odczytów z różnych czujników w aucie.
Nie można nim jednak wprowadzać żadnych zmian czy modyfikować parametrów. Szukamy więc wsparcia w sieci i… okazuje się, że wcale nie musimy być autoryzowanym serwisem Alfy Romeo, żeby uzyskać dostęp do pełnego zakresu pracy urządzenia. Wystarczy zapłacić ok. 100 euro, żeby odblokować SGW, trzeba tylko podać szczegółowe dane interfejsu i zaczekać (nadanie uprawnień może zająć nawet kilka dni). Nie sprawdzamy, tym razem wierzymy na słowo – sprzedawca takich dostępów jest gotów wystawić na to nawet fakturę.
Czy warto kupić interfejs Kingbolen Ediag Elite?
Krótka odpowiedź: tak! To urządzenie kosztuje mniej niż godzina pracy mechanika w ASO, a jego możliwości są imponujące. Przy dosyć pobieżnym teście nie udało nam się przyłapać urządzenia na żadnych błędach (nie licząc tych językowych, wynikających z tego, że menu w języku polskim zostało przetłumaczone automatycznie i to w dodatku nie w całości), a liczba dostępnych funkcji w większości aut była imponująca. Z podstawową diagnostyką poradziło sobie w każdym przypadku, a przetestowaliśmy więcej aut niż tylko te opisane powyżej. Z każdego sprawdzenia auta można wygenerować czytelny raport PDF ze wskazanymi wszystkimi problemami.
Amator, nawet mający jako-takie pojęcie o motoryzacji, nie wykorzysta nawet 10 proc. możliwości tego urządzenia – i może lepiej, żeby nie próbował. Przy pomocy taniego interfejsu do odczytu błędów przez OBD (np. na bazie jednego z setek klonów układu ELM327), o ile nie spowoduje on zwarcia w gnieździe (najtańszym podróbkom się to zdarza), nie da się popsuć samochodu, bo jego działanie ogranicza się w zasadzie do odczytu parametrów.
Przy pomocy tego Kingbolena można zrobić znacznie więcej – ale też więcej zepsuć, bo da się wprowadzić zmiany i adaptacje, po których auto nie będzie działało tak, jak powinno. Tu majsterkowicz bez przygotowania może być tak niebezpieczny, jak małpa z brzytwą! Europejscy dostawcy sprzętu diagnostycznego blokują funkcje związane z systemami bezpieczeństwa, dostęp do nich mają często tylko zarejestrowane warsztaty. Chińczycy takich ograniczeń nie stosują, ale też nie poczuwają się do odpowiedzialności za problemy, do jakich może doprowadzić nieodpowiedzialne korzystanie z takiego sprzętu.
Przed eksperymentami lepiej się douczyć, ale korzystając z wiarygodnych źródeł, a nie np. z "przeglądu od AI" Google czy z odpowiedzi z Chat GPT, bo często zawierają one mnóstwo niebezpiecznych konfabulacji.
Komputery diagnostyczne wykorzystywane przez ASO czy serwisy należące do "poważnych" sieci potrafią oczywiście więcej, np. dają dostęp do starannie i zrozumiale opisanych procedur i precyzyjnych instrukcji napraw. Tu dostajemy dosyć surową informację o wykrytych błędach, ale bez odpowiedniej wiedzy i przygotowania możemy nie być w stanie jej wykorzystać. Amator, nawet z najlepszym sprzętem w ręku, nie stanie się automatycznie profesjonalistą.
Poważną wadą interfejsu Kingbolen Ediag Elite jest to, że do większości zadań potrzebuje on połączenia z internetem. Wprawdzie producent obiecuje, że dostęp do oprogramowania jest dożywotni, ale… nie mamy na urządzeniu pełnego oprogramowania, możemy tylko liczyć na to, że ktoś w przyszłości nie wyłączy serwerów. Dobra wiadomość jest taka, że mimo nieznanej marki jest to sprzęt pochodzący od renomowanego, azjatyckiego producenta sprzętu diagnostycznego, więc można mieć nadzieję, że trochę podziała.
P.S.: Zaprzyjaźniony mechanik, ten od "gówienka z internetu", też sobie ten interfejs zamówił. – To nie jest taki całkiem profesjonalny sprzęt i nie do końca mu ufam, ale tak na wszelki wypadek, żeby mieć go zawsze ze sobą, to czemu nie. Jak się zgubi albo go ukradną, to strata mała, a czasem się może przydać.