Magiczna bariera w Audi R8 GT Spyder wynosi 90 km/h i powinno się o niej pamiętać. Dlaczego jest to takie ważne? Otóż podróżując wolno z otwartym dachem, w czasie deszczu ryzykujemy bardzo orzeźwiającą kąpiel – tak obfitą, jakby wszystkie deszczowe chmury zebrały się właśnie nad drogami wokół Le Mans.
Aby uniknąć zmoknięcia, wystarczy odpowiednio szybko jechać. Można oczywiście też zasunąć „kapturek”, ale to oznaczałoby, że stchórzyliśmy i sami sobie ograniczyliśmy doznania z jazdy.
Kiedy na 6 godzin staliśmy się posiadaczami jednego z 333 egzemplarzy Audi R8 GT Spyder, uznaliśmy, że narzekanie na deszcz nie ma sensu. To bardzo rzadka okazja, by się przekonać, czy nisza, którą Audi zapełniło tym modelem, kiedykolwiek w ogóle istniała. Rodzina R8 ciągle się rozrasta i – nie licząc wersji wyścigowych – ma już 6 członków. Pierwsze R8 pojawiło się w 2006 roku, 3 lata później doczekaliśmy się wersji odkrytej oraz nowego silnika V10.
Kolejna ewolucja (w zeszłym roku) przyniosła odchudzony o 100 kg i mocniejszy o 35 KM model GT, przeznaczony do wypadów na tor wyścigowy. Teraz, za 207 tys. euro, można po nim jeździć też z wiatrem (i przy odrobinie nieuwagi także z deszczem) we włosach.
Za powyższą sumę szczęśliwy nabywca R8 GT Spyder otrzymuje: skrzynię R-tronic, ceramiczne hamulce, reflektory wykonane w technice LED, nawigację, wnętrze wykończone alcantarą, felgi o specyficznym wzorze oraz pakiet aerodynamicznych elementów – opis ich działania nadawałby się na pracę doktorską. „Zwykły” Spyder V10 jest o 25 tys. euro tańszy, ale o 85 kg cięższy i 25 KM słabszy.
Czy warto aż tyle dopłacać? Każdym muśnięciem pedału gazu podgrzewamy atmosferę w pracującym tuż za kabiną 5,2-litrowym V10, potrafiącym podobno rozpędzić auto w 3,8 s do „setki”, a kilka chwil później także do 317 km/h. W deszczu, niestety, nie mogliśmy tego spróbować. Silnik rozbudzał emocje przede wszystkim akustyką.
Dzięki opuszczanej tylnej szybie można słuchać koncertu na 50 zaworów w czystej formie nawet po złożeniu dachu. Ryk motoru do odcięcia przy 8700 obr./min pozostanie nam długo w pamięci, podobnie jak niewiarygodna siła wciskająca w fotel podczas przyspieszania.