Silnik: 6 cylindrów i technika ze sportu
Dla Göschela oznaczają one "lekkość i substancję". Najnowszą interpretacją tych słów jest właśnie nowy M Roadster. Co się tyczy lekkości, to chodzi chyba bardziej o wygląd auta, bo ten otwarty pojazd waży prawie 1,5 tony. Za to "substancji" mu nie zabraknie - pod maską znajduje się 343-konna, rzędowa "szóstka" pochodząca z modelu M3. Zastosowana przy niej technika wywodzi się w prostej linii ze sportu samochodowego - kute korbowody, tłoki z warstwą grafitu, elektronicznie sterowane, niezależne dla każego z cylindrów przepustnice - już sam opis budzi apetyt wśród fanów wysoko rozwiniętych technologii. Podobnie jest z układem jezdnym, który częściowo odpowiada temu zastosowanemu w M3 CLS: poprzeczne wahacze z aluminium, zmienna blokada mechanizmu różnicowego oraz wysoko wydajne hamulce Compound uzupełniają perfekcyjny charakter auta, które ma zapewniać świetne prowadzenie, trakcję i hamowanie.
Także we wnętrzu widać (i czuć innymi zmysłami) filozofię serii M
Skóra użyta do obicia foteli jest przyjemnie miękka, a ich doskonałe uformowanie zapewnia świetne trzymanie boczne na zakrętach. Za to gruba, sportowa kierownica dominuje nad deską z punktu widzenia kierowcy. Nawet otwieranie dachu odbywa się w iście wyścigowym tempie - po naciśnięciu przycisku płócienna "czapka" chowa się za kierowcą i pasażerem w mniej niż 10 s! A wszystko odbywa się z taką precyzją, że po zakończonym procesie nie potrzeba żadnej klapy ani nawet opończy zakrywającej złożony dach.
Za to z zewnątrz najmocniejsze z Z4, naszym zdaniem, robi raczej przeciętne wrażenie
Gdyby nie nowe ukształtowanie przedniego zderzaka, dwa wyraźne przetłoczenia na masce silnika, 18-calowe felgi utrzymane w stylistyce charakterystycznej dla serii M oraz dyfusor i dwie podwójne rury wydechowe, "emka" nie różniłaby się optycznie od swoich znacznie słabszych braci. Oczywiście miłośnicy dyskretnej elegancji powiedzą od razu, że tak właśnie być powinno, ale patrząc na inne samochody z "emką", widać wyraźnie, że do tej pory producent nie był tak powściągliwy. Czyżby przyszedł czas na zmiany?
Obrotomierz ostrzega kierowcę
Jednak prawdziwe sportowe emocje rozpoczynają się dopiero po uruchomieniu silnika. Już na obrotach biegu jałowego 6-cylindrów brzmi rasowo. A już od 2 tys. obr. mamy do dyspozycji 65 proc. maksymalnego momentu obrotowego. Efekt? Duża elastyczność silnika. "Kardiolodzy" w klinice M zwiększają puls silnika poprzez obroty. Dopiero przy 8 tys. strzałka obrotomierza wchodzi na czerwone pole. Ponieważ jednak każdy lekarz wie, że bez wcześniejszego treningu nie można się forsować, Z4 M Roadster zostało wyposażone w specjalny, "myślący" obrotomierz - jeśli silnik i olej nie osiągnęły jeszcze wystarczającej temperaury, czerwone pole zaczyna się już od 4 tys. obr. Wszystko za sprawą "wianuszka" diod na wskaźniku. Każde wciśnięcie gazu powoduje natychmiastową reakcję silnika, a 6-biegowa, manualna skrzynia z ekstremalnie krótkimi ruchami drążka pracuje precyzyjnie.
Podawany przez producenta czas osiągnięcia "setki" wydaje się bardzo realistyczny
Jednak największym zaskoczeniem było dla nas zachowanie się samochodu podczas jazdy. Pomimo przesuniętej mocno do tyłu pozycji kierowcy, w miar' komfortowego zawieszenia oraz niemałej masy M Roadster prowadzi się z zadziwiającą wręcz lekkością, której nie powstydziłoby się nawet Mini. Pojazd ma niemalże chirurgicznie precyzyjny układ kierowniczy, a przy odłączonym systemie DSC (ESP u BMW) kierowca dostaje sygnały o zbliżającej się granicy niekontrolowanego poślizgu. Na słowa uznania zasługuje także supersztywna karoseria - nawet przy najbardziej wymagających próbach nie wyczuliśmy żadnych ruchów mogących świadczyć o jej słabości.
Podsumowując: M Roadster to doskonałe auto, którego największym problemem jest niestety... cena. Zwykła wersja Z4 z silnikiem 2-litrowym o mocy 150 KM kosztuje dokładnie połowę tego, co wersja M, ale zabawa jest znacznie mniejsza.