- Kluczowa nowość to seryjne, pełne przednie światła LED (nie tylko dzienne, ale i główne)
- Zamiast 36 jest już łącznie aż 97 kombinacji kolorystycznych i dekoracyjnych samochodu
- Nieznacznie zwiększono moc najsłabszego motoru - zamiast 82 ma 83 KM
To prawdziwy bestseller w gamie Citroena. Francuzi chwalą się, że począwszy od premiery najnowszej generacji C3 (pod koniec 2016 roku) sprzedano ponad 750 tys. egzemplarzy tego modelu (łącznie 4,5 mln sztuk wszystkich generacji). To niezły wynik, zważywszy na dość mocną konkurencję w segmencie. W zeszłym roku C3 wylądowało na 6. miejscu w Europie z wynikiem ponad 212 tys. sztuk, wyprzedzając takich konkurentów jak Toyota Yaris czy Skoda Fabia. W statystykach sprzedaży brylują: Renault Clio, Volkswagen Polo, Ford Fiesta, Peugeot 208, Dacia Sandero i Opel Corsa.
Oczywiście, by utrzymać dobrą pozycję, wypada odświeżyć bieżący model. W przypadku Citroena lifting nie oznacza rewolucyjnych zmian. Pozwolono sobie na dość subtelne modyfikacje, które właściwie dostrzeże jedynie wprawne oko. Delikatnie zmodyfikowano przód, stosując motyw znany z koncepcyjnego CXperience (m.in. charakterystyczna chromowana listwa i bardziej uwypuklony zderzak), oraz dodano szersze listwy boczne Airbump.
Citroen C3 - komfort na serio
Przedstawiciele marki podkreślali przy tym, że skupiono się na komforcie (stąd świetne siedzenia Advanced Comfort) i możliwości personalizacji samochodu (zamiast 36 jest już łącznie aż 97 kombinacji kolorystycznych i dekoracyjnych auta). Dla potencjalnego nabywcy oznacza to dodatkowy wybór - 3 kolejne odmiany naklejek na dach, 2 wzory felg, 2 dodatkowe lakiery (czerwony Elixir Red i niebieski Spring Blue), 3 nakładki drzwiowe czy 2 dodatkowe wystroje kolorystyczne wnętrza (plastikowe wstawki w desce imitujące drewno wyglądają dość intrygująco). Dziwi przy tym, że Citroen chwali się podłokietnikiem kierowcy (dla pasażera niestety nie ma), skoro już w pierwszej generacji C3 można było rozkoszować się wyśmienitymi welurowymi siedzeniami, z których każde wyposażono w regulowane podparcie dla ręki kierowcy i pasażera.
Oczywiście nawet w Citroenie wygląd to nie wszystko. Stąd niewielkie zmiany w technice. Kluczowa nowość to seryjne pełne przednie światła LED (nie tylko dzienne, ale i główne), których skuteczność ocenimy zapewne dopiero w kraju, gdy auto trafi na dłuższy test. Prócz LED-ów dodano jeszcze czujniki parkowania (tył i przód) w ramach pakietu 12 asystentów kierowcy. To akurat zaskakujące, że tak dość banalnym dodatkiem można się jeszcze chwalić w 2020 roku.
Do tego zmiana we wnętrzu, czyli ekran w wykończeniu „glossy”, co oznacza, że łatwo o refleksy świetlne i pozostawione odciski palców. Niemniej sam wyświetlacz jest wyższej jakości, co oznacza, że wyświetlana grafika prezentuje się wyraźnie lepiej. Szkoda, że po staremu zostało tylko jedno gniazdo USB w konsoli czy płytka wnęka, w której trudno zmieścić nawet mały smartfon. Cieszy za to, że regulacja głośności odbywa się tradycyjnie poprzez pokrętło, z którego tak nieroztropnie zrezygnowano w grupie Volkswagena. Cieszy również, że nie zabrakło Android Auto i Apple CarPlay. Pozostawiono także kamerę o parametrach porównywalnych z niedrogimi uniwersalnymi wideorejestratorami (w cenie ok 200 – 300 zł).
Citroen C3 - 1 KM więcej
Pod maską właściwie bez zmian. Pozostawiono bowiem te same silniki benzynowe 1.2 Puretech i diesla BlueHDi. Co ciekawe, nieznacznie zwiększono moc najsłabszego motoru - zamiast 82 są 83 KM. Do jazd jednak udostępniono mocniejszy wariant 1.2 110 KM, który całkiem dobrze radzi sobie z autem o masie niemal 1100 kg. Podróżowanie w odmianie z komfortowymi siedzeniami jest bardzo przyjemne nawet na drogach o gorszej nawierzchni (włącznie z przysłowiowymi kocimi łbami), o które nietrudno w małych miasteczkach nieopodal Paryża. Nietrudno przy tym o wrażenie, że podobnie jak w modelu Cactus zadbano o przyzwoite wygłuszenie tylko przedniej części nadwozia, gdyż paradoksalnie głównym źródłem hałasu stała się obecnie tylna część kabiny.
Na francuską nowość nie trzeba będzie długo czekać. Model jest już bowiem dostępny w naszym kraju. Najtańsze C3 w odmianie Live z silnikiem o mocy 83 KM wyceniono na 49 900 zł. Najdroższe odmiany Shine to benzynowe 1.2 110 KM z automatyczną przekładnią EAT 6 (73 600 zł) lub diesel 1.5 BlueHDi 100 KM (74 800 zł). Wystarczy jednak dodać kilka płatnych opcji, by łatwo przekroczyć próg 80 tys. zł. A to już bardzo dużo.
Najtrudniej poznać nowe C3, spoglądając na nie z tyłu. Pod tylną klapą kryje się spory, dość głęboki bagażnik.
Najbogatsza odmiana Shine z silnikiem 1.2 110 KM i dwukolorowym nadwoziem. Po uwzględnieniu opcji można przekroczyć nawet 80 tys. zł.
Największa zmiana widoczna z boku to powiększone listwy boczne. Równie dobrze mogłoby to być udoskonalenie przy okazji zmiany rocznika.
Imitacja drewna to jedna z propozycji Citroena. To jednak zwykła plastikowa listwa. Nowość we wnętrzu jest także ekran wyższej jakości.
Fotele Advanced Comfort przywodzą skojarzenia z dawnymi Citroenami jak Xantia czy XM. Dziwi jedno - podłokietnik tylko dla kierowcy. Dla pasażera brak.
We wnętrzu jest dość cicho przy prędkości ok. 90 km/h. Głównym źródłem hałasu stała się teraz tylna część auta, podobnie jak w modelu Cactus.
Nowy przód w pełnej krasie. Wprawne oko wychwyci różnice. I zapewne tylko ono.
Ecoled czyli pełne światła LED w standardzie. Także w najtańszej wersji C3.
Większe listwy i inne wzornictwo. Oto zmiany w słynnym Airbump.
Oto prawdziwy bestseller w gamie Citroena – C3. Francuzi chwalą się, że począwszy od premiery (pod koniec 2016 roku) sprzedano ponad 750 tys. egzemplarzy (łącznie 4,5 mln sztuk wszystkich generacji).
W przypadku Citroena lifting nie oznacza jednak żadnych rewolucyjnych zmian. Pozwolono sobie na dość subtelne modyfikacje.
Dziwi że Citroen chwali się podłokietnikiem kierowcy (dla pasażera niestety nie ma) skoro już w pierwszej generacji C3 można było rozkoszować się wyśmienitymi welurowymi siedzeniami, z których każde wyposażono w regulowane podparcie dla ręki kierowcy i pasażera.
Nowy ekran wyższej jakości. Obraz prezentuje się lepiej także w przypadku widoku z kamery. Niemniej wszelkie odciski palców łatwo zobaczyć. To co cieszy - zachowano pokrętło do regulacji głośności.
Miły gadżet stylistyczny czyli jasne wnętrze schowka w drzwiach.
Pod maską bez zmian. W gamie te same silniki PureTech i diesel. Moc wzrosła w najsłabszym motorze - z 82 KM do 83 KM. Na zdjęciu wersja 110 KM.
Nowy kolor lakieru czyli Elixir Red (prawie 3 tys. zł dopłaty). Jest jeszcze jeden nowy lakier - niebieski Spring Blue za 2100 zł.