Z góry wszystko jest białe. Kiedy podchodzimy do lądowania, nadal trudno stwierdzić, czy lecimy jeszcze nad wodą, czy już nad lądem. Dostrzegam stalowoszary pas ciągnący się malowniczo pośrodku białej pustki rozświetlonej niskim słońcem. Z pozoru przypomina to rzekę. Ale skoro to woda, dlaczego nie jest zmrożona? Jest koniec stycznia, temperatura powietrza utrzymuje się poniżej zera od ponad 100 dni. Grubo poniżej zera. Lądujemy od południowego wschodu, czyli pas lotniska zaczyna się praktycznie równo z lądem. „Temperatura powietrza wynosi minus 23 stopnie Celsjusza, witamy w Lulea” – mówi pilot. Zamarznę nim przejdę z samolotu do autobusu – myślę. Choć lotnisko jest małe, to jednak wysiadamy przez ogrzewany rękaw. No przecież, Szwedzi „umieją w mróz”!
Lulea to miasto na północno-zachodnim brzegu Zatoki Botnickiej. Od strony wody jej bramy tworzą małe, też zamieszkałe wyspy. 45,5 tys. mieszkańców Luleˆ korzysta z uroków lokalnej przyrody i żyje chłodno. Przyjmują nas jednak ciepło, podejmują gulaszem z renifera i cynamonowymi bułeczkami, po czym dostajemy kluczyki do innego szwedzkiego przysmaku: nowego Volvo V60 Cross Country. Pięknie uterenowione kombi. Dla jego urody warto sobie odmrozić ręce, żeby przed ruszeniem zrobić zdjęcie. Telefon już po chwili wymięka, ja jeszcze stoję i podziwiam dzieło stylistów Volvo.
Podróż nowym V60 Cross Country zaczynam... na wodzie. A właściwie nad wodą. Bo od mrożącej kąpieli dzieli mnie ponadmetrowa warstwa lodu. Ruszam pod prąd rzeki Lule, w miejscu jej ujścia do Bałtyku. Kolcowane opony, które lokalnie są normą, bardzo poprawiają trakcję, ale nie myślcie, że działają niczym klej do lodu. V60 prowadzi się stabilnie, cięższe opony chyba nawet dobrze robią czuciu kół na kierownicy. A może to przez mróz? Dzięki podgrzewaniu kierownicy z trzystopniową regulacją temperatury szybko też odzyskuję czucie w zmarzniętych dłoniach. Dziwne uczucie. Jeździłem już po jeziorach, słyszałem opowieści dziadków o zamarzającej Zatoce Gdańskiej. Ale poruszanie się wzdłuż miasta po szerokim odcinku rzeki to coś innego. Gdy przejeżdżam pod mostem Bergnäs, rzucam okiem na termometr: -27°C. Mój telefon ewidentnie nie był na to gotowy, prognozował połowę tego.
Tego dnia mieliśmy jeszcze wyjechać na szersze wody. Włączcie mapy Google’a i wpiszcie trasę z Lulea do Hindersön – kawałek akwenu do pokonania, nie? Tym bardziej że jechaliśmy naokoło, zahaczając o wyspę Sigfridson. Po drodze ostrzegano mnie przed łosiami, reniferami i radarami. Spotkałem tylko te ostatnie, i to na lądzie. Na lodowych drogach obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km/h. Jedzie się szeroką, odśnieżoną (!) jezdnią, nie mija się niczego ani nikogo... Pokusa, żeby uśpić ESP i trochę poszaleć, jest duża. Organizatorzy prezentacji dobrze o tym wiedzą. Przygotowali dla nas specjalny tor, na którym mogliśmy poznać możliwości napędu 4x4 od innej strony i... poszaleć. System ze sprzęgłem wielopłytkowym potrafi skierować na tylną oś do 50 proc. momentu napędowego. Nie brzmi to jak wymarzona maszyna do długich poślizgów na lodzie, a jednak 250-konne V60 T5 posłusznie śmigało bokami i łatwo dawało się przerzucać z jednego slide’u w drugi. ESP przestawione w tryb sportowy nie przeszkadza, zdaje się wręcz zaprogramowane do takiej zabawy. Jednocześnie, gdy jest w pełni aktywne i doprowadzimy do poślizgu, szybko i łagodnie stabilizuje auto. W próbie „ominięcia łosia” przy 70 km/h, jeśli płynnie wykonało się manewr, nie miało jednak nic do roboty, V60 szło jak po szynach. Przypominam: to wszystko na kolcowanych oponach.
Równie sprawnie V60 CC radziło sobie z wyrzeźbionymi w lodzie wertepami. Na stromych zjazdach kierowcy asystuje samodzielnie hamujący system HDC. Przed nadmiernym przekroczeniem przechyłu bocznego elektronika też nas zaalarmuje. Nieco mniej przekonująco V60 CC radzi sobie, gdy jedno koło jest w powietrzu – nie ma blokady dyferencjału, potrzeba chwili, nim przez przyhamowanie jednego koła elektronika sprawi, że to o lepszej przyczepności pociągnie. 210 mm prześwitu plasuje V60 Cross Country wśród tych SUV--ów, które w terenie już coś potrafią. Ma jednak nad nimi tę przewagę, że nie jest wielkie, za kierownicą przyjmuje się bardziej sportową pozycję, a jednocześnie wsiada wygodniej niż do zwykłego V60.
W dobie „SUV-okracji” dobrze, że jest miejsce na takie auta, jak Cross Country, które nie nosi plastikowych osłon jedynie dla ozdoby, a jednocześnie elegancko się z nimi prezentuje. I to nawet po kilkuset kilometrach po szwedzkim lądzie i lodzie. Nie sypie się tu soli ani piasku, mróz trzyma miesiącami. Śnieg się nie rozpuszcza, dochodzi świeży, pozostaje czysty, podobnie jak bajkowo białe otoczenie drogi i sam samochód. Ale nic nie jest tak piękne, jak pustka na środku zamarzniętej tafli Bałtyku i zorza polarna nad tym wszystkim.
Volvo V60 Cross Country T5 AWD – naszym zdaniem
Wyprawa na północ Szwecji uświadomiła mi, dlaczego uterenowione kombi Volvo zawsze były tak przekonujące: zima w tych rejonach to domowa kraina aut tego typu, czyli Cross Country... country. V60 CC na razie jest dostępne w Polsce ze 190-konnym silnikiem D4 i kosztuje od 197 600 zł. Benzynowe T5, którym jeździłem, trafi do salonów w drugiej połowie roku.
Volvo V60 Cross Country T5 AWD – dane techniczne
Silnik | benz., turbo, R4, 16V |
Pojemność skokowa | 1969 cm3 |
Maks. moc | 250 KM/5500 obr./min |
Maks. moment. obr. | 350 Nm/1800-4800 obr./min |
Napęd | 4x4 |
Skrzynia biegów | aut. 8b |
0-100 km/h | 6,8 s |
Vmaks | 230 km/h |
Średnie spalanie (WLTP) | 7,8-8,7 l/100 km |
Długość/szerokość/wysokość | 4784/1850/1499 mm |
Pojemność bagażnika | 529-1441 l |
Cena | nieustalona |