Przed prezentacją i pierwszymi jazdami Lexusem NX zastanowiłem się „po co komu taki samochód?”. Żeby to sprawdzić, polecieliśmy do Stanów Zjednoczonych, krainy wolności, gdzie z życia czerpie się garściami, a żeby dostać wizę obywatel znad Wisły, obsługiwany jest przez człowieka-robota siedzącego za biurkiem w ambasadzie. Po kilku problemach, udało się. Jestem w Seattle, gdzie ulice zostały projektowana na papierze w kratkę i wszystko jest równoległe lub prostopadłe (przynajmniej w centrum). Ale do rzeczy, mowa o samochodzie.
Jako jedni z pierwszych na świecie mieliśmy przyjemność jeździć przedprodukcyjnymi wersjami Lexusa NX. Jest on mniejszy od modelu RX, utrzymany w podobnej nowoczesnej stylizacji, ale z ciekawszymi przetłoczeniami linii bocznej. Ma godnie stanąć w szranki z modelami konkurencji: BMW X3, Audi Q5 czy Volvo XC60.
Faktem jest, że segment kompaktowych SUV lub jak kto woli SAV (Sports Activity Vehicle), jest jednym z najlepiej rokujących i stale wzrasta liczba rejestrowanych, nowych pojazdów. Więc dlaczego jeden z najbardziej odważnych producentów, miałby nie grać o tak poważny rynek?
Mam to szczęście, że testujemy model przedprodukcyjny - co starają się mocno podkreślić producenci - by po informacjach zwrotnych, w fazie końcowej wyeliminować wszystkie błędy, a do klienta trafił produkt idealny. Dokładnie taki, jaki od zawsze prezentuje Lexus. Więc do dzieła.
Pierwszy kontakt z NX-em mam na ciasnych i stromych ulicach Seattle, ograniczenia prędkości do 30MPH, a wszędzie „fit rewolucja”, Priusy, Mini i Smarty zalały miasto. Wśród grzecznych autek japoński wojownik, wygląda na futurystycznego potwora.
Dostajemy 200t, czyli dwulitrową jednostkę turbodoładowaną z nową skrzynią biegów, którą producent połączył z z dynamicznym 237 KM silnikiem benzynowym. W trakcie mojej jazdy, wśród miejskiego zgiełku i świateł co 100metrów, samochód spalił 10 litrów benzyny na 100km co wydaje się bardzo dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę warunki drogowe w jakich się znaleźliśmy.
Na betonowych, ekspresowych drogach i ograniczeniu do 70 MPH, przy zachowaniu przepisowych prędkości średnie spalanie spadło do 8,5 litra / 100 km. Do jazdy NX-em z turbodoładowaną jednostką, nie można mieć jakichkolwiek zastrzeżeń. Idealnie spisał się na delikatnych szutrach, jak i na amerykańskich ekspresówkach osiągając setkę w czasie niewiele powyżej 6 sekund.
Po kilku godzinach w 200t przyszedł czas na hybrydę. NX 300h z 2,5-listrowym silnikiem o mocy 197 KM spalił w mieście „regulaminowe” 5 litrów. Auto przyzwoicie spisało się na ostrych podjazdach, których w Seattle nie brakuje. Podczas podróży można było zapomnieć, że to ekologiczna i ekonomiczna hybryda, a nie amerykański krążownik z V8.
Elementy wykończenia testowanych przez nas egzemplarzy różnią się nieco od tego, co klient znajdzie w salonach. Tak jak wspomniałem mieliśmy do dyspozycji wersję przedprodukcyjną, ale już ona była uzbrojona w skórę najwyższej jakości.
Jak mówią przedstawiciele Lexusa, nowy model NX został zaprojektowany w taki sposób, aby nie tylko spełniać oczekiwania wymagającego klienta w zakresie stylizacji, ale także na każdym kroku zaskakiwać go dopracowanymi detalami i dodatkowymi funkcjami. Jakimi?
Przyjrzyjmy się bliżej oświetleniu Lexusa NX. W segmencie samochodów luksusowych opcjonalne oświetlenie diodowe nie jest już niczym wyjątkowym, jednak w nowym Lexusie NX reflektory ze światłami mijania wykonanymi w technologii LED są wyposażeniem standardowym. Charakterystyczne dla marki Lexus diodowe światła do jazdy dziennej w kształcie grotów strzał, uzupełnione zostały o dodatkową ścieżkę diod i pełnią także funkcje kierunkowskazów. W wersjach F Sport oraz Prestige w pełni diodowe przednie reflektory mają szczególnie interesujący design.
Wnętrze oświetlone jest przez lampki sufitowe włączające się po dotknięciu ich klosza, tak aby nie było konieczne odnajdowanie niewidocznego po zmroku włącznika.
To tyle, jeśli chodzi o światła. Czas na to, co widzą wszyscy, czyli nadwozie jest bardzo futurystyczne, choć sama bryła jest znana z RX-a. W amerykańskiej wersji jest delikatnie ścięty zderzak i zamontowane okrągłe lampy, ale wszystko zgadza się z prototypem przedstawionym na salonie samochodowym w Tokio. Agresywne i muskularne linie mówią, że to auto musi mieć swój charakter.
Lexus nie mógłby wypuścić na rynek nowego samochodu, gdyby nie było w nim technologicznych nowinek. W NX jest bezprzewodowa ładowarka, dzięki której nie będziemy musieli walczyć z kablami. W naszych telefonach nie mieliśmy aplikacji potrzebnej do jej użycia, ale ma to być również rozwiązane upgradem technologicznym. Nowym rozwiązaniem dla marki, jest również touch pad, służący do obsługi panelu sterowania. Wygodny, choć przy nierównej drodze troszkę mało precyzyjny, kiedy ręka zjeżdża ze skórzanej podkładki. Ale tylko wtedy. Wnętrz nawiązujące do sportowego LFA, bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Wycyzelowany (za wyjątkiem wystających śrubek) do każdej nitki, dobrze trzymające fotele i wygodna kierownica. Klasyka.
Z gadżetów, które pojawiły się na pokładzie, a które najbardziej przydały się w trakcie podróży po bezkresach amerykańskich dróg, to asystent nawigacji. W kilka sekund od połączenia i wskazania punktu docelowego – może nim być kawiarnia, galeria handlowa czy najbliższa stacja benzynowa – bardzo miły głos przesyła do naszego komputera ustaloną trasę i… możemy cieszyć się z jazdy. Beztrosko.
Samochód w oficjalnej sprzedaży pojawi się we wrześniu, ale Polski importer przygotował ofertę przedsprzedażową. Okres jej obowiązywania zaczął się 16 czerwca i potrwa do 30 września.
W tym okresie ceny nowego Lexusa NX zostaną obniżone o rabat w wysokości 17 100 zł. Dzięki temu NX w wersji Elite z napędem na przód będzie kosztował nieco ponad 150 tys. zł, a w wersji AWD około 160 tys. zł.
Dodatkowo dla NX 300h AWD importer przewidział pakiet Business w cenie 13 900 zł. W jego skład wchodzą: kamera cofania, tempomat, nawigacja Lexus Navigation, alarm z czujnikiem wtargnięcia i podgrzewanie przednich foteli.
Jak udało nam się dowiedzieć, do tej pory Polacy zamówili prawie 200 sztuk tego modelu, w samym Krakowie sprzedano już 50 aut.
Teraz czas na odpowiedź. Po co komu taki Lexus? Przede wszystkim do wielkomiejskiego, luksusowego i bezpiecznego przemieszczania się. Po drugie w niewielki teren, rodzinny piknik za miastem. Po trzecie - dla niesamowitej wygody, zabawy i prestiżu.