Mini postawiło na klasyczne rozwiązania i wykonało dach z tkaniny. Po złożeniu konstrukcja nie chowa się w bagażniku w całości, tylko spoczywa zwinięta w harmonijkę za pałąkami antykapotażowymi tylnych siedzeń. Takie rozwiązanie pozwoliło zaoszczędzić przestrzeń w kufrze (125-660 l), ale jednocześnie sprawiło, że nieschowany dach narażony jest na działanie czynników atmosferycznych, które mogą ograniczyć jego trwałość. Dzięki urządzeniu Always Open Timer (650 zł) dowiadujemy się, jak długo w sezonie jeździliśmy z odkrytym dachem.
W Mini Cooperze S Cabrio frajdę sprawia nie tylko jazda z otwartym dachem, lecz także mocniejsze wciśnięcie pedału gazu. 1,6-litrowy motor dzięki turbinie wręcz tryska mocą. „Setkę” osiąga w czasie poniżej 8 sekund, a w dodatku po przekroczeniu tej prędkości wcale nie maleje jego temperament. Dobre osiągi to zarówno zasługa doładowania, jak i funkcji Overboost, która podczas gwałtownego przyspieszania zwiększa o 20 Nm maksymalny moment obrotowy (standardowo 240 Nm). Dodatkowych emocji dostarcza także rasowy gang silnika.
Mini, idąc z duchem ekologii, proponuje w modelu Cooper S seryjny system Auto Start Stop. Dzięki niemu podczas każdego postoju przed światłami silnik się wyłącza. W czasie godzinnej przeprawy w korkach przez stolicę naliczyliśmy ponad 80 uruchomień. Na szczęście tę funkcję da się odłączyć przyciskiem w kabinie.
Mały rozstaw osi i sztywne nastawy nie sprzyjają komfortowi. Podczas przejeżdżania przez tory tramwajowe lusterko wsteczne wpada w drgania. W zwykłej wersji nie ma takich objawów. Mini Cooper S Cabrio prowadzi się za to pewnie i bezpiecznie.
Mini Cooper S Cabrio jest droższe od zwykłego Coopera S o 18 tys. zł. Denerwuje ubogie seryjne wyposażenie.