Za enigmatyczną „zetką” kryje się japońska tradycja budowania aut sportowych.
Wszystko zaczęło się w 1969 roku. Najważniejsze rozdziały tej opowieści to Datsun 240Z i Nissany: 300ZX, 350Z oraz najnowszy 370Z – sportowy bolid z 6-cylindrowym silnikiem o mocy 331 KM. Oprócz niezaprzeczalnych sportowych talentów jest jeszcze jedna rzecz, która czyni wyczynowego Nissana szczególnie pożądanym autem – cena. Porównując inne tego typu maszyny, Nissan jest nad wyraz okazyjną propozycją. Porsche 911, które osiąga zaledwie o 14 KM więcej, kosztuje dwa razy tyle!
Czy jest lepsze? Nie, po prostu inne. Gdy wskazówka centralnie umieszczonego obrotomierza osiąga 3 tys. obr., wszystkie włosy na przedramionach kierowcy stają dęba. Ale sześcioletni 350Z ma jeszcze bardziej rasowy dźwięk. Nissan nazwałby go pierwotniejszym, by jeszcze bardziej podkreślić dojrzałość obecnego modelu. „Rozwiercony” motor V6 o pojemności 3,7 litra ma inny niż dotychczas wydech. Zamiast klasycznego układu kolektora wylotowego „2 w 1” (w kształcie litery Y) w 370Z zastosowano system, w którym spaliny z każdego z cylindrów mają do pokonania dokładnie taką samą drogę. Trochę szkoda, bo teraz silnik brzmi naprawdę poważnie tylko przy towarzyszących zmianie przełożeń „automatu” przegazówkach i gdy motor kręci się powyżej 3 tys. obr./min.
Na torze Nürburgring najnowszy Nissan spotyka się ze swoimi przodkami.
40 lat różnicy pokazuje, jak wiele się zmieniło i jednocześnie jak mało. Pokrewieństwo jest ewidentne – takie same długie przednie maski, identycznie ścięte tyły, superczysta linia, która 40 lat temu wyszła spod ręki niemieckiego projektanta. Gdy w 1969 roku samochód trafił do sprzedaży w USA, dilerzy musieli wprowadzić listy oczekujących – żaden inny producent nie miał wówczas w ofercie auta z rzędowym, 6-cylindrowym silnikiem w cenie poniżej 4 tys. dolarów.
Konkurenci albo byli znacznie drożsi (Maserati, Ferrari, Porsche), albo mieli za mało mocy (Opel GT, Honda S 800).
Dlaczego sprawdzanie stanu oleju na stacji należało do najchętniej wykonywanych przez kierowców Datsunów czynności? Troska o silnik? Nie! Chodziło tylko o to, by pokazać innym, co mają pod maską. 240Z nic a nic się nie zestarzał. Nawet dziś można nim jechać 200 km/h, a każdemu wyprzedzaniu towarzyszy nostalgiczne klikanie przerywacza kierunkowskazów. Z kasetowego odtwarzacza Hitachi The Beatles na darmo śpiewają: „Baby, you can...”. Coooo? Nic nie słychać!
Kanciasty 300ZX to klasyczne auto 2+2 z typowym dla doładowanych silników dźwiękiem.
Pomarańczowo-czerwony pas świateł z tyłu wygląda jak opaska na głowę biegacza. Z przodu samochód patrzy na świat erotyzującym spojrzeniem na wpół otwartych reflektorów. Pod maską – V6 o mocy 228 KM. Już 280ZX z 1978 roku „rozmiękczył” trochę wizerunek supersportowej serii Z. Do prawdziwego 2-miejscowego coupé Nissan powrócił dopiero w 2003 roku (350Z).
Nowy 370Z będzie oczywiście kontynuował legendę „zetki”. W odróżnieniu od poprzednika auto jest krótsze, ale znacząco szersze. Do tego jeszcze bardziej rasowo wyglądający tył. Czy aby tylko nie za „grube”? Nissan podaje, że 370Z jest nawet lżejszy od poprzednika o 32 kg. Układ kierowniczy zyskał bardziej bezpośrednie zestrojenie. Po raz pierwszy Japończycy zdecydowali się na sprzedawanie auta w Europie także z 7-stopniowym „automatem”, oczywiście z sekwencyjną zmianą przełożeń łopatkami pod kierownicą. No cóż, czekamy na polskie ceny 370Z. Auto trafi do sprzedaży w drugiej połowie roku.