"Popatrzcie no, jakiego fajnego Scénica zrobił Nissan!" - to jeden z łagodniejszych komentarzy
Biedni Japończycy! Z jednej strony jest to zachowanie mało odkrywcze, bo w końcu kompaktowe vany, jako krzyżówki aut kombi, dostawczaków i kompaktów, z samego założenia nie bardzo nadają się na ideały designerskie - i nawet uważana za wyjątek Zafira także żadnym wyjątkiem w tej dziedzinie nie jest.
Z drugiej jednak - no cóż, Scénic jest protoplastą wszystkich kompaktowych vanów i zawsze stanowić będzie coś w rodzaju wzorca metra z Sévres, do którego każde kolejne auto tej niszy będzie przyrównywane.
A skoro Nissan i Renault stanowią w tej chwili stadło, przyrównywanie jest w pełni uprawnione. Scénic mimo wszystkich swych wad jest samochodem tak udanym, że wszyscy - nie tylko Nissan - w ogromnej części swych prac designerskich po prostu muszą kopiować pomysły Renault.
A klienci bardzo sobie to wszystko cenią, bo... na tym tylko zyskują
Przyjrzyjmy się więc Nissanowi bez uprzedzeń. Przede wszystkim Tino jest ładnym, przyjemnie narysowanym vanem, który nie powoduje tak silnej polaryzacji gustów jak Scénic. Po prostu podwyższone kombi o wyrazistych kształtach.
Także i tu na miejsce za kierownicą wsiada się jak na stołek przy barze i również natychmiast zauważa się ogrom przestrzeni wokół. Po zatrzaśnięciu drzwiczek wysoka pozycja i przestronność koją duszę, kierowca i pasażerowie odczuwają natychmiast przyjemny dystans wobec pozostałych uczestników ruchu.
To i fantastyczna wszechstronność właśnie stanowią o popularności vanów. Nissan to potrafi; dzięki różnym czarom możliwym w kabinie umie "połknąć" prawie dwa metry sześcienne (maks. 1950 l).
Trik, tradycyjnie już zresztą w aucie takiego typu, to możliwość dowolnego ustawienia foteli, dających się składać, przesuwać, przestawiać, obracać lub wyjmować.
Trzy tylne fotele są ustawione o 66 mm wyżej - niczym w kinie - od siedzeń przednich
A na dokładkę w całej kabinie znajdziemy w wersji Elegance 20 schowków, w podłodze jeszcze 4, dwie siatki rozdzielające, 10 punktów kotwiczenia... Krótko mówiąc, Tino prezentuje się pod względem praktyczności jak samochodowy odpowiednik scyzoryka McGyvera.
Tu dzieci będą wrzucać do bagażnika "koniecznie potrzebne" zabawki i sprzęty jeszcze na długo potem, jak zwykłe kombi tej wielkości zaczęłoby się rozłazić w szwach i jęczeć o boks dachowy.
Nie, Nissan nie dokonał tu żadnej rewolucji, ale - co nie jest powszechne w świecie motoryzacji - po prostu dobrze wykonał robotę
Gdybyż jeszcze pomyślał nad usunięciem kilku drażniących drobiazgów? Przednie siedziska są płaskie jak zydle i niemal nie podpierają w skręcie, klapa bagażnika nie sięga do podłogi, a jasnoszara barwa bezkresnej deski rozdzielczej powoduje stałe odblaski w przedniej szybie.
Oczywiście, są to drobiazgi, ale w vanie takie rzeczy jak dobre samopoczucie liczą się podwójnie. W każdym razie bardziej od osiągów - i na szczęście, bo pod tym względem Nissan z pewnością nikogo nie zachwyci.
I nie pomoże tu nawet fakt, że w przeciwieństwie do Scénica kierowca Tino ma do czynienia z kierownicą ustawioną jak w aucie osobowym.
114 KM z podstawowego silnika 1.8 - to brzmi dumnie
W końcu pierwszy Golf GTI z taką mocą praktycznie nie zjeżdżał z lewego pasa autostrady. Ale Tino waży 1420 kg! Mała ładowność (410 kg) ma się nijak do wielkości, pojemności i wagi.
Tino zaopatrzone w hamulce tarczowe potrafi w zaskakujących sytuacjach dość sprawnie zatrzymać się. Droga hamowania ze 100 km/h do zera wynosi 40,2 m. Hamuje skutecznie, ale i łatwo zawraca (10,2 m). Cena na rynku polskim pozostaje nadal tajemnicą. Auto w ofercie ma pojawić się wiosną przyszłego roku.
Bogato wyposażone kombi Nissana kosztuje w Niemczech ponad 38 tys. DEM. Atutem Tino będzie zapewnie trzyletnia gwarancja mechaniczna ograniczona przebiegiem 100 tys. km.