Założenia były dość klarowne: nabyć auto za 1000 zł dające nadzieję na w miarę bezproblemową eksploatację. Ponieważ doskonale wiedzieliśmy, że dysponujemy bardzo niską kwotą, nie liczyliśmy na szczególnie ciekawe auta, nie stawialiśmy też większych wymagań co do silnika czy wyposażenia.
Niezłe auto za tysiąc? Na pewno będzie wymagało żmudnych poszukiwań. Choć w całej Polsce znajdziecie blisko 5000 ofert w takiej cenie, to jednak większość z nich nie nadaje się do kupna! Widzicie niską cenę? Oszacujcie stan auta i czekające wydatki!
Przegląd ofert w internecie szybko nam pokazał, że trudno o w pełni sprawny pojazd, który ze względu na rocznik i model tak po prostu wyceniano by na 1000 zł. Nieskorodowany samochód, bez poważnych awarii, zazwyczaj kosztuje znacznie więcej: 2500-3000 zł.
Auta zachodnie czy japońskie z lat 80. mają już status oldtimerów i ich wartość zaczyna… rosnąć! Czy trzeba więc rezygnować z motoryzacyjnych marzeń? Nie do końca, ale żeby auto kupione za 1000 zł posłużyło przynajmniej rok lub dwa lata, warto się przyłożyć do wyboru odpowiedniej oferty – zarezerwować sporo czasu, a przede wszystkim liczyć na ogrom szczęścia!
Jakie samochody są wyceniane na „tysiaka”? Bardzo różne. Podzieliliśmy je na kilka grup. Najpowszechniejsza to pojazdy zaatakowane przez korozję. Nie mówimy tu o powierzchniowych purchlach w rogu błotnika, ale o dziurach: w progu, na zakolach, w podłodze i na elementach zawieszenia.
Takich aut jest najwięcej! Unikajcie ich jak ognia – problem sprawi uzyskanie pieczątki w dowodzie rejestracyjnym, wszelkie prace okażą się trudne (nic nie da się odkręcić), a jakikolwiek poważniejszy remont po prostu nie będzie się opłacał.
Druga grupa to pojazdy z uszkodzeniami – np. mechaniki. Takie auta często są niezłą propozycją i mogą być w dość przyzwoitym stanie. Element ryzyka jest w tym przypadku jednak duży, bo jeśli postawicie złą diagnozę, koszty usunięcia awarii mogą przewyższyć wartość.
Oczywiście, lepiej nie planować wizyty w serwisie – jeśli nie znacie podstaw mechaniki i nie macie czasu, dobrze przemyślcie wpierw zakup auta za takie pieniądze.
Większość ofert za 1000 zł to pojazdy, które nie zapewnią bezproblemowej eksploatacji – a to trzeba coś uszczelnić, a to usunąć zbyt agresywnie rozwijającą się korozję. Czy taki zakup ma sens? W wielu przypadkach – tak, gdyż nie trzeba kupować autocasco, kradzież nie będzie tak bolesna, nie szkoda też, gdy dojdzie do zarysowania itp.
Można ponadto liczyć na bardzo niskie koszty utrzymania (nieskomplikowana budowa, a w większości przypadków ciągle bezproblemowy dostęp do części – zarówno zamienników, jak i używanych).
Które modele zasługują na szczególne zainteresowanie? To bardziej kwestia egzemplarza niż marki. Kto szuka jak najniższych kosztów i godzi się na kiepski komfort jazdy, ten może zainteresować się Daewoo Tico lub Fiatem Cinquecento (często jednak trzeba pogodzić się z dwucylindrowym silnikiem 700).
W segmencie B wypatrzyliśmy ciekawie zapowiadające się Renault 5 – stare, ale rokowało na przyszłość. W przypadku uroczej „renówki” trzeba się było pogodzić z usterką rozrusznika, ale sprzedawca zapewniał, że uruchomi się na pych, a w układzie rozrządu pracuje łańcuch.
Utrata wartości? Jest minimalna, nawet jeśli zezłomuje się auto.
Co ciekawe, za 1000 zł można kupić także auto klasy średniej: Forda Mondeo, Peugeota 405, Toyotę Carinę. Pojazdy polskiej produkcji oraz pochodzące z Rosji czy Czech (Skody, Łady) wcale nie są szczególnie tanie. Ładnie zachowane egzemplarze kosztują nawet więcej niż Astry i Escorty. Pewne jest natomiast to, że w trakcie poszukiwań nie można być zbyt wybrednym co do marki czy silnika – łatwiej wtedy trafić na okazję.
Dobre oferty mają to do siebie, że… szybko znikają
Zakup trzeba poprzedzić dokładną lekturą ogłoszeń. Jak się okazuje, najlepsze oferty (jakkolwiek dobrze rokujące) zazwyczaj utrzymują się tylko… dzień, góra dwa.
1. Peugeot 405. Francuski sedan nie ma szczególnie dobrej opinii, ale w tym przypadku naszą uwagę przykuł zapis: „auto kupione w kraju przez mojego ojca” – skoro Peugeot przez tyle lat jeździł w jednej rodzinie, to raczej jest zadbany.
2. Toyota Camry. Auto z polskiego salonu zachęcało dobrym stanem i dieslem. Właściciel przyznał, że do wymiany jest tylko sprzęgło. Camry szybko się sprzedało.
3. Seat Toledo. Duże, dość wygodne auto już na pierwszy rzut oka wydało nam się zadbane. Niestety, okazało się, że jest „do opłat” (czyli dwa razy droższe), a umowa – „na Niemca”.
4. Renault 5. W tym przypadku raczej nie ma mowy o szczególnym komforcie, ale przynajmniej mielibyśmy coś niesztampowego. Uszkodzony rozrusznik, trochę śladów korozji. Ogólnie – nieźle.
5. Nissan Primera. Oferta była wręcz nieprawdopodobna – ogólnie niezły stan i tylko uszkodzenie układu chłodzenia (ale nie głowicy). Auto „poszło” od ręki.
Na to uważaj!
Powierzchniowe bąble na lakierze to naprawdę nie problem. Uważajcie na auta z przerdzewiałymi na wylot progami, dziurami w podłodze itp.
Okazuje się, że w większości aut przegląd już się skończył. Jeśli obowiązuje jeszcze przez pół roku, wartość od razu rośnie.
Nie namawiamy do jazdy bez OC, ale jeśli kupicie auto bez ubezpieczenia, wystarczy zawrzeć polisę w dniu zakupu (przed jazdą!).
Dokumenty? tylko z umową
Nie jest problemem, gdy auto sprzedaje kto inny niż w dowodzie – ważne, by miał tzw. ciągłość umów (pomiędzy właścicielem z dowodu a sobą).
Toyota Corolla 1.3 (1993 r.)
Legendarna trwałość.
Oglądane auto to Corolla VII, wyposażona w benzyniaka 1.3/88 KM. Mankament to 3-drzwiowe nadwozie. Ubogie wyposażenie (brak poduszek, ABS-u, elektryki szyb), tylko wspomaganie kierownicy.
Ryzyko się opłaciło! Auto kupiliśmy za 900 zł jako uszkodzone – spod maski wydobywały się niepokojące dźwięki. Stwierdziliśmy, że ich przyczyna może być bardzo banalna – uszkodzone łożyska w alternatorze.
Po zdjęciu paska hałas ustał, ale okazało się, że jego źródłem była pompa wodna – naprawa wiązała się z zakupem nowej pompy (ceny od 75 zł) i oringu (17 zł w ASO) oraz ze spędzeniem 4 godzin w garażu.
Poza tym trzeba było poprawić zabezpieczenie progów (lakiery i preparaty za 100 zł) i zmienić opony (używane Dębice za 280 zł). Korozja nie jest szczególnie uciążliwa, ale schodząca warstwa lakieru obniża odporność blachy. Dodatkowe braki to kilka drobnych wgnieceń i niedziałający zamek tylnej klapy.
1) Schodząca warstwa lakieru to spory mankament
2) Wycieki oleju – pokrywa zaworów dostała nową uszczelkę
3) Alternator był głównym podejrzanym, ale okazał się sprawny – hałasowała Pompa wody
4) Progi wymieniono rok temu, ale słabo zabezpieczono. Trzeba było je oczyścić i na nowo pomalować
5) Korozja felg była do przełknięcia, ale zmieniliśmy komplet opon
Ford Escort 1.6 (1996 r.)
Bogate wyposażenie
Escort był w wersji Ghia, która kusi przyzwoitym wyposażeniem (ABS, elektryka) i wykończeniem (welur). Silnik raz opisany jest jako 1.6, raz jako 1.8. Podana moc (95 KM) sugeruje pierwszą wersję.
Trzeba uczciwie przyznać, że ogłoszenie nie obiecywało idealnego stanu – była mowa o dziurze w progu, ale też znalazła się adnotacja „ogólnie OK”. Niestety, według nas to auto nadaje się tylko na złom, mimo że z zewnątrz nieźle się prezentuje. Dlaczego?
Ze względu na duże zniszczenia korozyjne w podwoziu (dziury w podłodze) i raczej słabą mechanikę (mimo że silnik odpalił bez kłopotów, sprzedawca zdradził, że czasem obroty falują). Przeglądu brak, ale… tu sprzedawca nie wykluczył, że „może dałoby się przejść”!
1) Okazało się, że dziura w progu nie jest jedyna
2) Interesująco dorobione mocowanie reflektora. Niestety, to rozwiązanie dobrze oddaje stan auta…
3) Silnik udało się sprawnie uruchomić – sprawiał niezłe wrażenie, ale wycieki oleju są wszechobecne
Daewoo Matiz 0.8 (2000 r.)
Tanie auto? Nie lepsze!
Matizy nawet w dobrym stanie nie są wysoko cenionymi autami, dlatego liczyliśmy, że ten będzie w miarę sprawny. Wyposażenie? Tylko „drewno” na desce rozdzielczej, podkreślone w nagłówku ogłoszenia.
„Drewno, okazja” – to hasła ze strony ogłoszeniowej. Okazja? Chyba dla sprzedającego, żeby pozbyć się auta. Stan karoserii z otarciami i rdzą nie pozostawiał złudzeń, ale sprzedawca zdradził, że prawdziwe problemy poznamy podczas jazdy próbnej.
Chodziło chyba o stan podwozia, bo w ogłoszeniu napisano: „zawieszenie najlepsze nie jest”. W tej sytuacji – w obawie o własne życie – zrezygnowaliśmy z jazdy próbnej, szczególnie że przegląd był już nieaktualny. Doprowadzenie auta do niezłego stanu byłoby nieopłacalne.
1) Progi były tak mocno skorodowane, że zaczęły pojawiać się już dziury. Generalnie rdzy było sporo
2) Trochę krzywe felgi, opony w złym stanie
3) „Odrobina luksusu” za najmniejsze pieniądze? Wolelibyśmy klasyczną deskę i brak dziur…
Mazda 323 1.4 (1993 r.)
Praktyczny sedan
Mazdy 323 były cenione za niezawodność. Sedan ma pojemny kufer. Zwróćcie jednak uwagę, że poszczególne wersje nadwoziowe mocno się od siebie różnią. Silnik 1.4/60 KM to najsłabszy benzyniak.
W tym przypadku trochę nagięliśmy przyjęte zasady i pojechaliśmy obejrzeć auto stojące kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Czy było warto? Pełnej odpowiedzi nie poznaliśmy, bo układ chłodzenia był zalany wodą, która zaczęła zamarzać, i auto stało unieruchomione.
Oględziny nadwozia wypadły nie najgorzej – mimo że niektóre drzwi otwierały się z trudem, podobnie jak bagażnik, a nadwozie miało kilka odcieni lakieru, to ogólnie trzymało się kupy. Silnik uruchomiliśmy bez problemów. Auto zaniedbane, ale do odratowania.
1) Poważne wycieki oleju – raczej nie wystarczy sama wymiana uszczelki pokrywy zaworów
2) „Fachowo” naprawiony przewód zapłonowy
3) Korozja nie poczyniła w „323” większych strat, co nie oznacza, że nie znajdziecie takich „kwiatków”
Dokąd po najtańsze auto?
Tanie samochody nie są wyjątkiem – najlepiej szukać ich w internecie, choć okazuje się, że wystawienie taniego auta na Otomoto.pl jest… za drogie, dlatego najwięcej ofert znajdziecie na bezpłatnym portalu olx.pl.
Mało jest aut rzeczywiście sprzedawanych przez dotychczasowych właścicieli – zwykle trafiają one w ręce przedsiębiorczych handlarzy, czasem powiązanych z punktami złomowania, gdzie „wyławia się” jeszcze w miarę dobrze rokujące cztery kółka.
W komisach raczej takich aut nie znajdziecie – w Warszawie i okolicy wytropiliśmy dwa punkty ze starociami, a w każdym z nich po kilka egzemplarzy kosztujących nie więcej niż 1500 zł.
Naszym zdaniem
Czy za tysiąc zł da się kupić sprawne auto?
Jeśli nie będziecie mieli zbyt wysokich oczekiwań co do estetyki nadwozia, modelu, wersji itp., to jest taka szansa. Ale i w tym przypadku trzeba się natrudzić, bo wiele egzemplarzy to prawdziwe „trupy”!