Logo
WiadomościAktualnościKupił Bugatti Veyrona z Temu. Do domu przyszedł gigantyczny przycisk do papieru

Kupił Bugatti Veyrona z Temu. Do domu przyszedł gigantyczny przycisk do papieru

Bugatti z Temu za ok. 100 tys. zł? To brzmi jak okazja, choć biorąc pod uwagę chińską platformę sprzedażową, można się domyślać, że wcale nie chodzi o prawdziwy pojazd. Co kryje się w takiej ofercie, sprawdził jeden z Youtuberów. Przesyłkę, która przyszła pod jego drzwi trudno nawet nazwać samochodem. To prawdopodobnie jeden z najgorszych zakupów, jakich mógł dokonać.

Bugatti Veyron z Temu
Shutterstock/MaxEarey/YouTube/Carter Sharer
Bugatti Veyron z Temu
  • YouTuber kupił Bugatti za 30 tys. dol. na chińskiej platformie Temu, ale przesyłka była daleka od tego, co było w ofercie
  • Eksperci ocenili, że przesyłka nie stanowiła żadnej wysokiej wartości
  • Przypadek ten podkreśla ryzyko zakupów na chińskich platformach, gdzie produkty często nie odpowiadają opisom

Popularny YouTuber i TikToker Carter Sharer przekonał się na własnej skórze, że okazje w internecie mogą kryć za sobą więcej niż tylko niską cenę. Gdy zobaczył ofertę Bugatti za jedyne 30 tys. dol na Temu, nie zastanawiał się długo. Niestety, to, co trafiło pod jego dom, daleko odbiegało od luksusowego samochodu sportowego, którego miał dostać.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Bugatti z Temu. Jak wyglądała przesyłka?

Oferta używanego Bugatti Veyrona w cenie znacznie poniżej rynkowej (gdzie wartość takich aut zaczyna się od 300 tys. dol) od razu wzbudziła podejrzenia wśród internautów. W opisie jednak znajdowała się informacja, że auto jest "w dobrym stanie technicznym". YouTuber, zachęcony wizją posiadania jednego z najbardziej ekskluzywnych samochodów na świecie, postanowił zaryzykować.

Po kilku miesiącach oczekiwania na przesyłkę z Chin, pod jego domem pojawiła się ogromna drewniana skrzynia, ozdobiona zdjęciem czerwono-czarnego Bugatti. Co ważne, na zdjęciu widniał Bugatti Chiron, a nie Veyron, który był w ofercie. To jednak był dopiero zwiastun tego, jak złe było to, co znajdowało się w skrzyni.

Czy Bugatti z Temu jeździ?

Z pomocą piły elektrycznej i zestawu narzędzi, Carter wraz ze swoim zespołem otworzył skrzynię. Tam tak naprawdę nie było nawet jeżdżącego samochodu, a... makieta. W dodatku była to tylko skorupa w stylu makiet, jakie czasem robią projektanci samochodów, żeby "dopieścić" ostateczną stylistykę nowego modelu. Cóż, to co dostał YouTuber, nawet obok takiej makiety nie stało.

Całość stworzona była z pianki montażowej i plastikowych elementów, które zostały zapewne pomalowane pędzlem lub wałkiem. Powierzchnie są bardzo nierówne i pofalowane, makieta nie ma szyb, a drzwi się nie otwierają. Nie ma tam wnętrza i nawet opony nie są prawdziwe.

Jak wygląda Bugatti z Temu?

Można więc uznać, że jest to ogromny przycisk do papieru o wyglądzie Bugatti, ale to też spora przesada. Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że owa skorupa nie przypomina żadnego Bugatti. Jedyne, co łączy to coś z Bugatti, jest znaczek w formie naklejki.

Łatwiej więc będzie powiedzieć, co jest podobne do pierwowzoru, niż wymieniać elementy niepodobne. No więc co jest podobne? Absolutnie nic. Makieta wygląda, jakby ktoś wziął jakiś rysunek samochodu i postanowił go sobie stworzyć w formie 3D i wymiarach 1:1.

Ile jest warte Bugatti z Temu?

Eksperci, którzy przyjrzeli się pojazdowi, oszacowali, że jego wartość nie przekracza nawet ceny opakowania, w którym został dostarczony. Można więc uznać, że autor filmu po prostu został oszukany, bowiem przecież na zdjęciach znajdował się prawdziwy samochód. I o ile trudno byłoby uwierzyć, że rzeczywiście przyjedzie prawdziwe Bugatti, to przesyłka i tak zawodzi, ponieważ to coś nawet nie jeździ. Nawet jeśli pojazd byłby słabą kopią, to byłby bardziej użyteczny, niż to, co rzeczywiście pojawiło się w przesyłce.

Czy warto kupować tanie rzeczy z Temu?

Przy okazji zwracamy uwagę, że podejrzanie tanie artykuły na chińskich platformach sprzedażowych praktycznie nigdy nie są tym, co widać na zdjęciach. Często wręcz sprzedawcy oferują... zdjęcie produktu, a nie sam produkt. Odbiorca otrzymuje więc bezużyteczną fotografię, którą sam mógłby sobie wydrukować. Przypadek z tym "Bugatti" tylko to potwierdza, choć tutaj mamy wersję ekstremalną, z którą nie tylko nie wiadomo co zrobić, ale nawet trudno ją zutylizować.

Autor Mateusz Pokorzyński
Mateusz Pokorzyński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji