Fabryka Tesli w Gruenheide pod Berlinem nie będzie wytwarzać samochodów od 29 stycznia do 11 lutego. Blisko dwutygodniowy przestój będzie spowodowany niedoborem komponentów z Azji niezbędnych do produkcji. To efekt trwającego na Morzu Czerwonym konfliktu zbrojnego. Tesla może nie być jedynym producentem postawionym pod ścianą, a zapłacą za to, oczywiście, klienci.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Fabryka Tesli wstrzymuje produkcję. Statki musiały zmienić trasę

Jemeńscy rebelianci z ruchu Huti atakują statki handlowe na Morzu Czerwonym. Działanie grupy wspieranej przez Iran jest odpowiedzią na izraelską inwazję w Strefie Gazy. Huti przeprowadzają ataki na międzynarodowych wodach, wykorzystując drony i rakiety. Do największego doszło we wtorek 9 stycznia. Swoimi rakietami odpowiedziały na niego Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.

Ze względu na ten konflikt statki handlowe płynące z Azji były zmuszone do zmiany tras, a to znacznie wydłuża czas dostawy części. Obecnie zamiast korzystania z Kanału Sueskiego, do którego trzeba dostać się przez Morze Czerwone, dużo bezpieczniej jest opłynąć Afrykę, ale to tworzy luki w łańcuchach dostaw.

Statek handlowy przeprawiający się przez Kanał Sueski Foto: byvalet / Shutterstock
Statek handlowy przeprawiający się przez Kanał Sueski

– oświadczyła Tesla.

Nie tylko Tesla sprowadza części z Azji. Czeka nas drożyzna?

Nie jest żadną tajemnicą, że nie tylko Tesla wykorzystuje części transportowane z Chin, które do Europy trafiają właśnie przez Morze Czerwone. Zapas komponentów kurczy się także u innych producentów, więc niebawem możemy usłyszeć o przestojach w kolejnych fabrykach.

Co więcej, niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa (DIHK) zwraca uwagę, że opłynięcie Afryki nie tylko wydłuża czas dostawy (od 6-14 dni), ale też znacznie podnosi koszt transportu części. "Pomiędzy 30 listopada a 4 stycznia stawki frachtowe wzrosły prawie dwukrotnie" – czytamy w analizie DIHK. Gdzie producenci odbiją sobie podwyższone koszty? Naturalnie w salonach sprzedaży.