Nikt nie twierdzi, że jazda supersamochodami jest łatwa. Nie bez kozery niektórzy producenci sugerują swoim klientom przejście specjalnego kursu doszkalającego przed odebraniem takiego auta. Oczywiście, zapisanie się na takie szkolenie jest dobrowolne (i płatne), ale warto je zaliczyć, bo w jego trakcie można zapoznać się z możliwościami maszyny i... nabrać trochę pokory.

Tego elementu zabrakło kierowcy z Hongkongu, który zdecydowanie przeszacował swoje umiejętności za kierownicą. Lamborghini Huracan Performante zadziałało w jego rękach jak – nie przymierzając – pewien podarowany granatnik. Pechowo w zdarzeniu uwiecznionym na nagraniu z samochodowego wideorejestratora brał udział też inny pojazd. Zresztą zobaczcie sami!

W kolizji ucierpiała nie tylko duma kierowcy Lamborghini

Sytuacji z Hongkongu można było uniknąć i to w bardzo prosty sposób. Na nagraniu widać, że dopiero drugie myszkowanie tyłu Lamborghini przerosło umiejętności kierowcy. Zaskakujące jednak, że pierwsza "ucieczka" tyłu nie dała mu nic do myślenia. A wystarczyłoby, żeby wcisnął wtedy hamulec i dalszą część trasy pokonał już z większą pokorą.

Niestety, zamiast tego postanowił jeszcze raz mocno przyspieszyć, a to doprowadziło do całkowitej utraty kontroli nad samochodem. Gdy Huracan Performante zaczął się obracać, zahaczył nadwoziem o osobowego vana Toyoty i wepchnął go prosto w mur przy drodze. To musiało być drogie przecenienie swoich umiejętności... Przy takich uszkodzeniach kurs doszkalający nie wydaje się już taki kosztowny!