• Polscy kierowcy oprócz tego, że kontrolowani są w tradycyjny sposób przez policjantów wyposażonych w ręczne mierniki prędkości i radiowozy z wideorejestratorami, są coraz bardziej narażeni na spotkanie z urządzeniami, które automatycznie dokumentują popełniane wykroczenia
  • System CANARD składa się obecnie z sieci fotoradarów, odcinkowych pomiarów średniej prędkości, kamer rejestrujących przejazdy na czerwonym świetle oraz rejestratorów wykorzystujących czujniki zamontowane w nawierzchni
  • Szczególnie intensywnie rozbudowywana jest sieć odcinkowych pomiarów prędkości
  • Wyjaśniamy, jak działają poszczególne kategorie urządzeń, co potrafią i jak duże jest ryzyko, że wykroczenie popełnione "w oku kamery" doczeka się kary

Wśród urządzeń służących do automatycznego wykrywania i rejestrowania wykroczeń CANARD najwięcej ma fotoradarów, których jest ok. 450. Słowo "fotoradar" jest jednak w tym przypadku pewnym uproszczeniem, ponieważ wśród urządzeń wykonujących punktowe pomiary prędkości i robiących zdjęcia samochodom oraz kierowcom są zarówno fotoradary, jak i sprzęt korzystający z tzw. pętli indukcyjnej.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Fotoradary do pomiaru prędkości – technologia przestarzała, ale w nowoczesnym wydaniu

Jedną z większych inwestycji CANARD-u w ostatnim czasie jest wymiana ponad połowy wręcz muzealnych fotoradarów – w niektórych zdjęcia robione były mocno już historycznymi lustrzankami marki Nikon ukrytymi w stalowej obudowie. Sporo błędów, wiele możliwości podważania pomiarów, wysoka awaryjność – ta technologia odchodzi już w przeszłość. CANARD chwali się, że wymienił 247 najstarszych urządzeń na nowocześniejsze: to 98 Multaradarów CD, 147 urządzeń Mesta Fusion RN oraz dwa TraffiStary SR390.

Ogólnie poza wymianą 247 najstarszych fotoradarów na nowe postawiono 26 nowych fotoradarów. Zmiana ilościowa jest może niewielka, za to jakościowa – wyraźna. Niektóre z najnowocześniejszych kupionych fotoradarów są wręcz "za dobre": mają szereg funkcjonalności, z których nie można skorzystać ze względu na słabość systemu informatycznego, który wykorzystuje CANARD (ale też ze względu na archaiczne przepisy, które pozwalają rejestrować tylko wybrane wykroczenia: prędkość i przejazdy na czerwonym świetle. Przykładowo nowoczesne fotoradary, poza tym, że rozpoznają kategorię pojazdu (ciężarowy powyżej 3,5 tony/osobowy) i potrafią egzekwować różne ograniczenia prędkości w zależności od pasa ruchu i kategorii pojazdu, mogłyby także rejestrować m.in. niedozwolone wyprzedzanie. Tego jednak nie robią.

Fotoradar stacjonarny: jak to działa?

Fotoradar Foto: Piotr Czypionka
Fotoradar

Fotoradary wysyłają w przestrzeń wiązki mikrofal, które odbijają się od przedmiotów i wracają do urządzenia. Jeśli obiekt "trafiony" wiązką jest w ruchu, na podstawie skracania się czasu powrotu mikrofal można określać jego prędkość. Nowoczesne fotoradary, inaczej niż "zabytkowe", mogą jednocześnie pilnować kilku pasów ruchu i na każdym z nich mogą robić zdjęcia. Oczywiście, jeśli fotoradar zamocowany jest obok drogi (a nie nad drogą, co z technicznego punktu widzenia daje nieporównywalnie więcej możliwości), prędkość obiektu znajdującego się na najbardziej odległych od radaru pasach może być zmierzona jedynie wtedy, gdy pojazd nie zostanie zasłonięty przez inny obiekt znajdujący się bliżej. To samo dotyczy zdjęcia: jeśli pojazd, który przekracza prędkość, jest zasłonięty np. przez ciężarówkę, zdjęcia nie będzie. W przypadku najstarszych urządzeń o bezużyteczności dowodu (zdjęcia) przesądzała obecność choćby fragmentu innego pojazdu w kadrze.

Jeden z nowych fotoradarów CANARD-u Foto: GITD
Jeden z nowych fotoradarów CANARD-u

Nowocześniejsze fotoradary są bardziej selektywne i automatycznie odrzucają zdjęcia, które mogą budzić wątpliwości, pozostawiając te, które (zgodnie z parametrami oprogramowania sprzętu) uznawane są za prawidłowe. Oczywiście, im większy ruch na drodze, tym trudniej o dobry pomiar.

"Fotoradar" z pętlą indukcyjną: w tłumie też nie jesteś bezpieczny

Zdjęcie wykonane urządzeniem TraffiStar SR520 Foto: Auto Świat
Zdjęcie wykonane urządzeniem TraffiStar SR520

W kilku miejscach w Polsce działają "fotoradary" działające na innej zasadzie: nie bez powodu słowo "fotoradar" ujęte jest w cudzysłów.

Sama obudowa urządzenia dla przeciętnego kierowcy wygląda tak jak zwykły fotoradar. Nie wysyła ono jednak żadnych fal, natomiast korzysta z czujników zatopionych w asfalcie. Dzięki temu prędkość pojazdów może być mierzona niezależnie na poszczególnych pasach ruchu bez ryzyka zakłóceń i zasłaniania jednych pojazdów przez inne. Jeśli dodatkowo aparat fotograficzny robi zdjęcia z dalszej odległości, ryzyko zasłaniania numerów rejestracyjnych jednych pojazdów przez inne radykalnie maleje. Stąd nie jest wyjątkiem sytuacja, gdy właściciel auta otrzymuje informację o wykroczeniu wraz ze zdjęciem, na którym są także inne samochody. W przypadku "fotoradarów" działających w pętli obecność innych aut w niczym nie przeszkadza, zdjęcie stanowi dowód i może być podstawą do ukarania kierowcy.

CANARD ma w Polsce co najmniej 12 takich zestawów (TraffiStar SR520). O ich obecności na drodze informuje standardowa tabliczka z napisem "fotoradar".

Odcinkowy pomiar prędkości: "atomowy" straszak na piratów drogowych

Odcinkowy pomiar prędkości składa się z kamer odczytujących numery rejestracyjne w jednym punkcie drogi oraz drugiego zestawu kamer rejestrujących przejazdy aut w punkcie oddalonym o nawet wiele kilometrów. Średnia prędkość pojazdów określana jest na podstawie czasu pokonania odcinka, co z jednej strony nie jest bronią stuprocentową (kierowca może np. przejechać większość odcinka bardzo wolno, a następnie wcisnąć gaz i minąć "wyjazdowy" zestaw kamer, jadąc o wiele szybko, pozostając bezkarnym. W praktyce mało kto się tak bawi, ruch uspokaja się na całym kontrolowanym odcinku. Czasem aż za bardzo.

Cechą szczególną polskich odcinkowych pomiarów prędkości jest ich "oszczędne" oznakowanie: kierowca mija niebieską tabliczkę informującą o tym, że wjeżdża na drogę z pomiarem, ale brakuje informacji o limicie prędkości obowiązującym na danym odcinku. Gdy prędkość mierzona jest na ekspresówce, gdzie obowiązuje limit ustawowy (120 km/h) niejeden kierowca pokonuje odcinek pomiarowy w przekonaniu, że przeoczył jakiś znak z ograniczeniem i na wszelki wypadek zwalnia bez potrzeby.

Ale nie brakuje i takich, co wpadają – niby prędkość średnia jest zawsze niższa od najwyższego realnie popełnionego wykroczenia, a i tak sypią się mandaty – za kolejnym przejazdem daną trasą kierowcy są już bardziej uważni. Z punktu widzenia "pirata drogowego" nie wystarczy już spokojnie przejechać obok kamery – przez dłuższy czas trzeba się pilnować.

CANARD chwali się instalowaniem 39 nowych odcinkowych pomiarów prędkości (w sumie jest ich 74), 13 nowych zestawów zamontowano w grudniu i to chyba nie koniec projektu. Docelowo po zakończeniu tego etapu rozbudowy systemu monitorowaniem ma być objętych 400 km dróg. To obecnie jedno z najskuteczniej działających narzędzi służących do wystawiania mandatów na polskich drogach.

Kamery od czerwonych świateł: coraz łatwiej stracić prawo jazdy

System kontroli przejazdów na czerwionym świetle Foto: GITD
System kontroli przejazdów na czerwionym świetle

CANARD informuje o zamontowaniu kolejnych 20 systemów kontroli przejazdu na czerwonym świetle w 16 miastach w Polsce – w sumie kontrolą objęto już 41 skrzyżowań.

Jeśli przy tym ktoś sądzi, że za systemem kamer "od czerwonych świateł" kryje się dyspozytornia, w której siedzi znudzony pracownik i ogląda obraz na kilku monitorach, raz coś zauważy, innym razem przegapi, bo np. wyszedł na kawę – to jest on w błędzie. Nic z tych rzeczy – takie systemy działają w pełni automatycznie i lepiej nie liczyć na szczęście.

W największym skrócie: jedna kamera śledzi sygnalizator, druga pilnuje linii zatrzymania z zainstalowanymi czujnikami i na hasło "jedzie na czerwonym" robi zdjęcie tablic rejestracyjnych pojazdu, jeszcze jedna kamera robi zdjęcie o szerszym kadrze. Wszystko odbywa się automatycznie. System jest łatwy w montażu, nie wymaga integracji ze sterownikiem sygnalizacji świetlnej. I bywa instalowany "złośliwie".

"Złośliwość" może polegać na tym, że na jednym skrzyżowaniu kierowca może podczas jednego przejazdu minąć trzy linie sygnalizatorów i każda z nich jest obserwowana przez kamery. Przykładowo na skrzyżowaniu w Jabłonnie pod Warszawą nad skrzyżowaniem wisi co najmniej kilkanaście kamer. Mandat za minięcie sygnalizatora to wprawdzie tylko 500 zł, ale towarzyszy mu aż 15 punktów karnych.

Przy odrobinie pecha jeden przejazd przez skrzyżowanie na czerwonym świetle oznacza mandaty na kwotę 1000-1500 zł i 30-45 punktów karnych. To wystarczy, aby trafić na egzamin sprawdzający i stracić prawo jazdy.

Uwaga: przed systemami kamer pilnujących czerwonych świateł nie ostrzegają żadne znaki drogowe.

Uważaj na przejazdach kolejowych: mają na ciebie ekstra pułapkę

Na koniec zupełna nowość: kamery pilnujące czerwonych świateł na przejazdach kolejowych. Takie zestawy zamontowano już w czterech miejscach: na ul. Szczecińskiej i ul. Średzkiej we Wrocławiu, na ul. Cyrulików w warszawskim Rembertowie oraz w Radomsku w woj. łódzkim. Podobnie jak na zwykłym skrzyżowaniu wykroczenia są rejestrowane automatycznie. W tym przypadku list z CANARD-u może być szczególnie zaskakujący i wyjątkowo przykry.

Rzecz w tym, że na niektórych szczególnie kłopotliwych z punktu widzenia kierowców – przejazdach kolejowych, kierowcy nagminnie wjeżdżają na przejazd w chwili, gdy włącza się sygnalizator, a nawet w momencie, gdy zapory zaczynają się opuszczać. Jest to groźne wykroczenie i nie usprawiedliwia go nawet to, że przejazd jest co chwila zamykany i w jego okolicy tworzą się korki.

Wielu kierowców wpada jednak w chwili, gdy zagrożenie jest znikome, ale wykroczenie – z formalnego punktu widzenia – jest bezsporne: kierowcy ruszają, gdy szlabany już się otworzyły, ale wciąż miga czerwone światło na sygnalizatorze. Takie wykroczenie oznacza mandat w wysokości aż 2000 zł i 15 punktów karnych.

Rozbudowa systemu CANARD
Rozbudowa systemu CANARD