- Niemieccy diagności uchodzą za sumiennych – odrzucają nawet 8-10 razy więcej aut na przeglądach niż ich polscy koledzy
- W Niemczech obowiązkowe badania techniczne aut osobowych odbywają się co dwa lata, przegląd kosztuje sześć razy więcej niż w Polsce
- Raport TÜV informuje o tym, w jakim stanie są auta pojawiające się na obowiązkowych przeglądach w Niemczech
- Z tego raportu nie dowiemy się niczego o awaryjności aut, tych informacji można poszukać w innych rankingach
Dlaczego zajmujemy się raportem z badań wykonywanych na niemieckich stacjach diagnostycznych? Bo w Polsce, na podstawie wyników zbieranych przez stacje diagnostyczne żadnego sensownego raportu nie dałoby się stworzyć. Polscy diagności od lat skarżą się, że stawki za obowiązkowe badania techniczne ledwo pokrywają (albo i nie) koszty utrzymania stacji kontroli pojazdów. Mają powody, bo niecałe 100 zł za podstawowy przegląd płacimy już od 19 lat. Efekt jest taki, że kierowcy udają, że płacą za solidne badanie stanu samochodu, a diagności udają, że przykładają się do pracy. Tylko kompletne ruiny nie zaliczają u nas badań technicznych – odsetek aut, w których wykrywane są dyskwalifikujące je usterki, to u nas mniej niż 3 procent. W innych krajach europejskich, po których drogach poruszają się auta z reguły młodsze i już na oko w lepszym stanie, bywa nawet 10-15 razy wyższy.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoRaport TUV 2023 to dane z ponad 10 milionów przeglądów
Na 10 225 866 aut przebadanych przez diagnostów z TÜV (to tylko jedna z kilku organizacji badawczych wykonujących na niemieckim rynku przeglądy, inne to m.in. DEKRA, KÜS, GTÜ), aż 20,5 proc. miało poważne usterki powodujące niezaliczenie przeglądu, w kolejnych 11,2 proc. wykryto usterki drobne. Niemieccy diagności uznali za w pełni sprawne 68,3 proc. aut, które trafiły na przegląd, podczas gdy polscy przepuszczają ok. 97 proc. aut. Tymczasem w Niemczech, kiedy auto nie zaliczy badania technicznego, to wyjścia są trzy – można je naprawić, zezłomować, albo sprzedać na eksport, np. właśnie do Polski. Najwyraźniej 1000 km na lawecie często wystarcza, żeby auto cudownie ozdrowiało. Na usprawiedliwienie polskich diagnostów warto jednak zaznaczyć, że niemieckie badanie techniczne nie kosztuje 100 zł, stawka za badanie techniczne z pomiarem emisji spalin trzeba zapłacić ok. 140 euro, czyli równowartość ponad 600 zł. Co ciekawe, w Niemczech auta muszą się pojawiać na przeglądach nie raz do roku, ale co dwa lata (pierwszy przegląd jest obowiązkowy po 3 latach).
Jak wygląda niemiecki przegląd TÜV?
O czym świadczą wyniki w rankingu TÜV? Niewątpliwie wysoka lokata w tym zestawieniu świadczy o solidności podstawowych podzespołów technicznych auta i jakości jego wykonania, ale nie tylko. Podczas badania diagnostycznego (niem. HU – Hauptuntersuchung, "przegląd główny") sprawdzane są podzespoły ważne dla bezpieczeństwa jazdy, ale także te decydujące o uciążliwości pojazdu dla środowiska. Badane są hamulce, zawieszenie, światła, szyby, kontrolowany jest stan elementów nośnych nadwozia. Wycieki oleju i innych płynów to też poważne usterki, z którymi auto przeglądu nie zaliczy.
Niemiecki diagnosta tak naprawdę nie potrzebuje super wyposażonej stacji diagnostycznej (ta jest niezbędna tylko do części przeglądu zwanej AU – Abgasuntersuchung, badanie emisji spalin, która może być wykonana osobno), do większości punktów kontroli wystarczy mu kanał, śrubokręt, podstawowe narzędzia diagnostyczne. Przegląd może być wykonywany nie tylko na stacji kontroli pojazdów, ale też wyjazdowo, np. w niezależnym warsztacie. Niemieccy diagności nie mają litości, kiedy widzą np. ślady korozji na elementach nośnych, nie mają skrupułów, żeby osłabionym elemencie zrobić dziurę śrubokrętem, albo urwać podczas badania skorodowany przewód hamulcowy. Lepiej, żeby element urwał się na przeglądzie, niż podczas jazdy.
Ranking TUV 2023. Czego dowiemy się z rankingu?
Na wyniki z przeglądów wpływ ma jednak nie tylko jakość podzespołów auta, ale także jego sposób użytkowania, czy nawet to, do jakiej grupy docelowej dany model statystycznie trafia. I tak np. luksusowe kabriolety czy auta sportowe, które są używane jako 2-3 auto w rodzinie i pokonują małe przebiegi, albo "emeryckie" wersje modeli, wypadają w rankingu z reguły lepiej, niż modele o dokładnie tej samej mechanice, ale adresowane do innej grupy odbiorców. I tak np. VW Golf Sportsvan, kupowany w Niemczech głównie albo przez rodziny z dziećmi, jako drugie auto do wożenia dzieci do szkoły, ale emerytów, którzy cenią go za łatwiejsze wsiadanie, wypada w rankingu znacznie lepiej od zwykłego Golfa, z identycznym silnikiem, niemal takim samym zawieszeniem, ale kupowanego przez "młodych, dynamicznych", albo użytkowanego we flotach. Dlatego przy informacjach o danych modelach podajemy też dane o średnich przebiegach aut, które trafiają na przeglądy. To naturalne, że auta, które mają np. 2-3 razy większe przebiegi, bo np. wybierają je floty, mogą wypadać gorzej od modeli używanych hobbystycznie i weekendowo.
- Przeczytaj także: Stało się. Sprzedaż aut na prąd w Europie wyższa niż sprzedaż diesli
Raport TUV 2023 - o czym nie mówi?
Ranking TÜV nie mówi nic o awaryjności pojazdu na drogach, takie informacje znaleźć można w raportach ADAC przygotowywanych na podstawie danych z interwencji pomocy drogowych. Te dane też trzeba jednak czytać ze świadomością, że wiele firm oferuje np. darmowe i wygodne programy assistance, więc ich kierowcy niemal nigdy nie korzystają z pomocy ADAC. Dobre noty modelu w rankingu o niczym wtedy nie świadczą.