- Poszkodowany w kolizji właściciel samochodu może – jeśli ma autocasco – ubiegać się o odszkodowanie od swojego ubezpieczyciela
- Nie znaczy to jednak, że sprawca szkody pozostanie bezkarny. Jeśli sam nie ma ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej, może być zmuszony do poniesienia finansowej odpowiedzialności za spowodowane straty
- Też spowodowałem kolizję, jadąc na rowerze, ale zapłaciłem tylko kilkusetzłotowy mandat. Wyjaśnienie jest proste
Zaczęło się od kolizji, w której za winną zdarzenia uznano rowerzystkę. Miała szczęście, wychodząc ze zderzenia z samochodem prawie bez szwanku. Z drugiej strony pozostała do rozliczenia kwestia powierzchownych, ale jednak rozległych szkód powstałych na aucie: potłuczone szkło, porysowany lakier, wgniecenia – warsztat wycenił całość na kwotę 28 tys. zł.
- Dowiedz się więcej: Rowerzystka wjechała w samochód. Musi zapłacić 28 tys. zł
Rowerzysta odpowiada za skutki spowodowanej przez siebie kolizji
Podobnie jak inni uczestnicy ruchu – kierujący samochodami, motocykliści, piesi – rowerzysta, który spowoduje kolizję, powinien pokryć koszty naprawy samochodu. W przypadku kierujących pojazdami mechanicznymi (samochodów, motocykli, motorowerów) sprawa jest prosta: posiadacze tych pojazdów mają obowiązek zawarcia umowy ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej. Gdy spowodują kolizję albo wypadek, obowiązek wypłaty odszkodowania i zadośćuczynienia bierze na siebie ubezpieczyciel. Z pieszymi i rowerzystami jest inaczej: nie ma obowiązkowych ubezpieczeń OC roweru czy rowerzysty, podobnie jak nie ma obowiązkowych ubezpieczeń OC pieszego. Co jednak nie znaczy, że ten, kto jest nieubezpieczony, a spowoduje kolizję, jest zwolniony z odpowiedzialności.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Właściciel auta miał autocasco. Problem z głowy?
Właściciel uszkodzonego samochodu ma prawo dochodzić odszkodowania od sprawcy kolizji – w tym przypadku rowerzystki. Aby dostać odszkodowanie, musi najpierw ocenić wysokość strat, udokumentować je, a następnie zażądać wypłaty pieniędzy od sprawcy zdarzenia. Jeśli sprawca zgodzi się zapłacić, nie ma problemu. Jeśli nie zgodzi się zapłacić, kwestionując swoją winę albo wysokość żądanego odszkodowania, poszkodowany musi iść do sądu, co wymaga zaangażowania adwokata, pochłania koszty i mnóstwo czasu.
W tym przypadku poszkodowany wybrał prostszą drogę: miał autocasco, po prostu zgłosił szkodę u swojego ubezpieczyciela. Sprawczyni szkody mogła przez chwilę myśleć, że sprawa "przyschnie".
Szkoda spowodowana przez rowerzystę: ubezpieczyciel płaci, a potem...
W tym przypadku ubezpieczyciel bez problemu pokrył koszty naprawy samochodu, które opiewały na 28 tys. zł. Następnie jednak zwrócił się do sprawczyni szkody o zwrot wypłaconych środków.
Umożliwia to jeden z przepisów zawartych w Kodeksie cywilnym, który przewiduje, że w przypadku wypłaty odszkodowania, prawo do wnoszenia roszczeń przechodzi z poszkodowanego na ubezpieczyciela. Mówiąc prościej: właściciel samochodu miał prawo poprosić o odszkodowanie rowerzystkę, jednak w chwili, gdy dostał odszkodowanie od PZU, prawo zgłaszania roszczeń przeciwko sprawcy przeszło na ubezpieczyciela. Kodeks cywilny stanowi:
W tym przypadku ubezpieczyciel skorzystał ze swojego prawa: wypłacił pełne odszkodowanie swojemu klientowi, a następnie zgłosił się do rowerzystki, by zwróciła mu wypłacone pieniądze. Przed takim roszczeniem bardzo trudno się obronić.
Też popsułem komuś samochód rowerem. Odszkodowania nie musiałem płacić
Spowodowanie kolizji może zdarzyć się każdemu – ta przygoda przytrafiła się i mi. Skutki zdarzenia były niemałe: połamany rower, wizyta w szpitalu, no i popsuty samochód. Szkody w samochodzie właściciel ostatecznie wycenił na blisko 10 tys. zł, ale... tym nie musiałem się martwić. Na miejscu zdarzenia umówiłem się z właścicielem auta, że po dotarciu do domu przekażę mu numer polisy OC. Szczęście w nieszczęściu, że miałem wykupione prywatne, nieobowiązkowe OC. Parę dni później zadzwonił do mnie przedstawiciel ubezpieczyciela, aby spytać, czy przyznaję się do spowodowania szkody komunikacyjnej na niekorzyść pana Kowalskiego. To tyle, przynajmniej jeśli chodzi o szkody materialne poszkodowanego i moją ewentualną odpowiedzialność finansową.
Ubezpieczenie rowerzysty na dwa sposoby. To kosztuje grosze, a chroni przed kosztownymi skutkami wypadku
Na rynku ubezpieczeniowym pojawia się coraz więcej ofert skierowanych do rowerzystów albo także do rowerzystów. Jeśli chodzi o ubezpieczenie, które chroni rowerzystę przed odpowiedzialnością finansową za spowodowane szkody, występuje ono zasadniczo w dwóch wersjach:
- po pierwsze, jest to ubezpieczenie OC w życiu prywatnym. Taka polisa chroni przed odpowiedzialnością finansową, gdy ubezpieczony albo jego dzieci spowodowali szkodę na niekorzyść osoby trzeciej: to może być zalanie mieszkania, niezamierzone stłuczenie szyby albo właśnie uszkodzenie mienia spowodowane jazdą na rowerze. Takie polisy oferowane są jako niezależne produkty ubezpieczeniowe albo jako dodatek do np. ubezpieczenia mieszkania czy domu. Często kosztują dosłownie kilkanaście zł za rok. Uwaga: warto się upewnić, jaki zakres ma "OC w życiu prywatnym": czy działa, gdy jedziemy na rowerze, czy obejmuje nasze dzieci, jaka jest maksymalna odpowiedzialność ubezpieczyciela. 10 tys. zł to może być za mało, ale 100 tys. zł w zdecydowanej większości przypadków będzie kwotą wystarczającą.
- ubezpieczenie rowerzysty, które może obejmować autocasco roweru (jednak z reguły rower musi być nowy albo najwyżej kilkuletni), ubezpieczenie następstw nieszczęśliwych wypadków i odpowiedzialność cywilną, albo np. tylko odpowiedzialność cywilną. O ile autocasco roweru z reguły jest bardzo drogie (jako że i szkodowość w przypadku tego sprzętu jest wysoka), to już samo OC jest tanie – to zwykle kilkadziesiąt zł za rok. Uwaga: warto zadbać o to, aby teoretyczna maksymalna odpowiedzialność ubezpieczyciela była odpowiednio wysoka – 10 tys. zł to, biorąc pod uwagę dzisiejsze koszty napraw samochodów, kwota zdecydowanie zbyt niska. Większość polis, nawet tych tanich, przewiduje jednak wyższą maksymalną wartość szkody w całości pokrywanej przez ubezpieczyciela - 100 tys. zł lub więcej, co powinno wystarczyć.
Ubezpieczenie OC rowerzysty jest nieobowiązkowe – taki jest światowy standard, ponieważ obowiązek ubezpieczania się ograniczyłby popularność tego sportu czy – jak kto woli – tej formy przemieszczania się. Niemniej nieobowiązkowe ubezpieczenie OC jest produktem szczególnie wartym polecenia: powodując kolizję czy wypadek, ubezpieczony sprawca wciąż odpowiada karnie, ale ryzyko, że skutki kolizji zrujnują jego rodzinny budżet, maleją niemal do zera. Oczywiście pod warunkiem, że w chwili spowodowania kolizji jest trzeźwy.
- Przeczytaj także: Koniec kłótni o lewy kierunkowskaz na rondzie. Zapadł wyrok sądu