- Koncerny samochodowe inwestują m.in. w rozwój układów wykrywania zmęczenia kierowcy
- Prócz analizy stylu jazdy sięga się po monitorowanie wzroku, tętna, temperatury ciała, fal mózgowych, poziomu glukozy i zmian częstości oddychania
- Inżynierowie w koncernach motoryzacyjnych coraz częściej współpracują z lekarzami różnych specjalizacji (od ortopedii po neurobiologię), by przygotować nowe modele aut
- Azjatyckie marki inwestują w badania, których celem jest wykorzystanie czujników w samochodzie do wcześniejszego wykrycia chorób serca oraz ryzyka Alzheimera
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Samochód jak doktor? To nie jest żadna odległa wizja. Nawet w polskich salonach znajdziemy bez trudu samochody, które ocenią nie tylko poziom zmęczenia kierowcy, ale także stresu i snu, i na tej podstawie dostosują pracę układu klimatyzacji, wewnętrznego nastrojowego oświetlenia oraz zestawu nagłośnienia. Na wspomniane udogodnienia można już liczyć w wybranych modelach Mercedesa, dostosowanych do współpracy z zegarkami Garmina. A to dopiero początek tego co nas czeka.
Toyota wykryje Alzheimera szybciej niż lekarz?
Ośrodek badawczy Toyoty (CSRC) wspólnie z centrum medycznym uniwersytetu w Nebrasce prowadzą pilotażowy projekt zdalnego diagnozowania kierowców przy użyciu sensorów w kabinie. Badacze uznali, że niektóre oznaki czy objawy chorobowe można wykryć w samochodzie na długo przed tradycyjnymi badaniami w gabinetach lekarskich. Problemy z orientacją w przestrzeni, właściwą interpretacją wskazówek z nawigacji czy omyłkowe używanie pedałów i kłopoty z utrzymaniem właściwej prędkości mogą wskazywać na większe ryzyko choroby Alzheimera. A to nie wszystko.
Zespół inżynierów Toyoty wspólnie z badaczami z amerykańskiej uczelni rozwija także pomysł nadzorowania pacjentów przyjmujących określone leki oraz wczesnego wykrywania anomalii pracy serca. Póki co ograniczono się jedynie do komunikatu o wykorzystaniu pokładowych czujników, bez sprecyzowania ich roli w diagnostyce kierowcy. Nietrudno jednak zgadnąć, jakie sensory wykorzystano do badań. Wystarczy bowiem przyjrzeć się temu, nad czym pracuje konkurencja.
Pomiar EKG bez ruszania się z fotela kierowcy
Podobny projekt realizuje bowiem także koreański Hyundai i niemiecki BMW. Kierowca jest nadzorowany przez kamery oraz sensory w fotelu i kierownicy. Analizowana jest m.in. sylwetka człowieka, ruchy za kierownicą, mimika twarzy czy skupienie wzroku. Czujniki wbudowane w kierownicę służą zaś do testów EKG oraz innych badań (BMW już od 2011 r. prowadzi badania z kierownicą wykorzystywaną do pomiaru poziomu tlenu we krwi). Samochód stale śledzi także częstość i głębokość oddechów.
Wszystko przygotowano po to, by zawczasu wykryć m.in. objawy senności (wówczas automatycznie klimatyzacja zwiększa nadmuch chłodnego powietrza) czy zagrożenia takie jak np. utrata przytomności. W tym ostatnim przypadku samochód automatycznie zatrzymuje się i wzywa pomoc za pośrednictwem wbudowanego modułu standardowego systemu powiadamiania o wypadkach i innych zagrożeniach, czyli stosowanego w całej Unii Europejskiej eCall (automatyczne połączenie z numerem 112 i przekazywanie danych o zdarzeniu i lokalizacji).
Koncerny dla alergików. Dowiesz się, gdzie najbardziej pyli
Pomysłów jest mnóstwo. Dobrym przykładem są projekty dla alergików. Wiele firm obecnie dba o wyrafinowane systemy oczyszczania powietrza dopływającego do wnętrza. Prócz standardowych filtrów przeciwpyłkowych stosuje się także jonizację (jonizatory znajdziemy m.in. w samochodach Audi, Geely, Renault, Volvo). Jaguar Land Rover rozwija zaś projekt zaawansowanego oczyszczania powietrza z wykorzystaniem lampy UV do eliminacji zarazków.
A co w sytuacji, gdy trzeba opuścić auto? Stąd pomysł, by dzięki łączności z internetem pokładowy system multimedialny informował podróżnych nie tylko o prognozie pogody, ale także o pyleniu we wskazanych miejscach. Pionierem jest Ford, który połączył aplikację dla alergików z pokładowym radiem SYNC. Auto ostrzeże nas o nie tylko o zagrożeniach dla astmatyków czy wysokim promieniu UV, ale nawet przekaże alerty na temat ognisk grypy.
O kręgosłupie i chorobie lokomocyjnej też się pamięta
Wszelkie problemy z kręgosłupem można choć częściowo łagodzić, dzięki ergonomicznym siedzeniom (coraz więcej koncernów oferuje fotele z tzw. certyfikatem AGR — niemiecka kampania na rzecz zdrowych pleców – Aktion Gesunder Rucken) z funkcją masażu w ramach tzw. terapii mięśniowej. Wystarczy tylko kamera śledząca zmianę sylwetki, by komputer pokładowy zasugerował aktywację wybranego programu masażu.
W oparciu foteli można także ukryć elektrody, by mierzyć tętno bez fizycznego kontaktu sensorów ze skórą kierowcy. Projekt od lat rozwija Ford wspólnie z uczelnią w Aachen w Niemczech, uzyskując wysoką dokładność odczytów przez 98 proc. czasu spędzonego za kierownicą.
Nie zapomniano także o jakże dotkliwej chorobie lokomocyjnej. Dzięki prowadzonym badaniom producenci modyfikują m.in. miejsca montażu dodatkowych ekranów w oparciach siedzeń oraz konstrukcje zagłówków i rozmieszczenie elementów wentylacji. Zwrócono bowiem uwagę na to, że im wyżej umieszczony wyświetlacz, tym mniejsze ryzyko wystąpienia nudności. Utrzymywanie zaś głowy w nieruchomej pozycji także może złagodzić objawy. Stąd pomysłowe rozkładane zagłówki z miękkimi elementami, by dodatkowo podeprzeć głowę oraz dodatkowe kratki wentylacyjne dla podróżnych z tyłu, by poprawić cyrkulację świeżego powietrza.
Samochód jak lekarz. Czy tego potrzebujemy?
Trudno mieć wątpliwości szczególnie w dobie starzejących się społeczeństw (już w 2016 r. Komisja Europejska alarmowała w ramach badań CORDIS o starzeniu się mieszkańców Europy, co nie pozostanie bez wpływu na opiekę zdrowotną i sytuację makroekonomiczną) i rozwoju usług telemedycyny. Zdalny nadzór nad zdrowiem kierowców (nie tylko tych z najstarszych roczników) to bowiem większe bezpieczeństwo na drogach (łatwiej o wykrycie i zapobiegnięcie zaśnięciu czy zasłabnięciu za kierownicą, czy pomyleniu drogi i jeździe pod prąd). To także potencjalne źródło dochodów, gdyż trudno wątpić w to, że wszelkie systemy zdalnej diagnostyki będą dostępne bezpłatnie w samochodach, które już teraz stają się nowym miejscem zakupów (współczesne auta stały się już mobilnymi platformami handlowymi, na których kierowcy mogą płacić za aktywacje określonych opcji pojazdów).
Ogromnego zainteresowania nie kryją też firmy ubezpieczeniowe, które łączą zdalne monitorowanie pacjentów z wysokością polis na życie. A co z tego będzie mieć kierowca? Auto z pewnością nie zastąpi prawdziwej konsultacji lekarskiej. Może jednak przyczynić się do tego, że na czas wykonamy niezbędne badania i unikniemy poważniejszego leczenia. A to trudno przecenić.