• W 2016 r. pojedyncza kara za nieopłacenie postoju w strefie płatnego parkowania w Krakowie wynosiła 50 zł
  • Właścicielka samochodu tłumaczyła, że został on przywłaszczony przez osobę, której go pożyczyła. O kradzieży poinformowała policję
  • Samorządowe kolegium odwoławcze uznało, że kobieta nie dostarczyła przekonujących dowodów na to, iż nie korzystała z pojazdu, który jej skradziono
  • Sądy sprawdziły starannie, czy kobietę obciążono opłatą w sposób zgodny z procedurą, natomiast obiektywnej prawdy nikt nie szukał

To tajemnicza sprawa o tyle, że chodziło o parkowanie samochodu, który został skradziony. Wiadomo nawet, kto go ukradł, ale... nie do końca. O tej sytuacji jako pierwszy napisał serwis "lovekrakow.pl".

Pewne jest to, że osoba, która korzystała z samochodu pomiędzy czerwcem a grudniem 2016 r., dość konsekwentnie odmawiała płacenia za postój w miejskiej strefie płatnego parkowania w Krakowie. W tym czasie strażnicy miejscy 17 razy namierzyli auto bez opłaconego biletu, a urzędnicy wystawiali opłaty karne – wówczas po 50 zł. Nazbierało się łącznie 850 zł.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

To nie mój samochód. Tzn. mój, ale skradziony

Gdy miasto upomniało się u właścicielki o pieniądze, ta stwierdziła, że z samochodu w tym czasie korzystał ktoś inny — ktoś, kto pożyczył go od niej, a właściwie to ukradł, bo nie oddał. Udostępniła urzędnikom dane tej osoby. Miała umowę pożyczki, mało tego – w sprawie kradzieży (nieoddania pojazdu) zeznawała na policji. Formalnie pozostawała jednak właścicielką samochodu – nie zdecydowała się na jego wyrejestrowanie z powodu utraty.

Straciłeś samochód? A możesz to udowodnić?

Od decyzji o nałożeniu opłat karnych kobieta odwołała się do samorządowego kolegium odwoławczego (SKO). Organ odwoławczy nie uwierzył jednak w wersję kobiety. SKO:

Teoretycznie właścicielka była w porządku: oświadczyła, iż nie używała samochodu i wskazała, kto był jego faktycznym użytkownikiem.

Okazuje się jednak, że – według SKO – samo oświadczenie nie wystarczy:

Nie tylko oświadczenie i wskazanie "sprawcy", ale nawet udostępnienie protokołów zeznań złożonych na komisariacie policji nie przekonały samorządowego kolegium odwoławczego.

Wygląda na to, iż dla policji nieoddanie pożyczonego samochodu to nie kradzież – to co najwyżej przedmiot sporu. Z kolei złożenie zawiadomienia o przestępstwie, jeśli organy ścigania nie podjęły sprawy, nie jest w każdym razie żadnym dowodem dla SKO. Liczą się wyłącznie "twarde" dowody. Czyli jakie? Nie do końca wiadomo. Można się nawet założyć, że "organ" też tego nie wie.

Sąd administracyjny nie jest od tego, aby szukać prawdy

W tym miejscu warto uświadomić sobie, że sądy administracyjne skupiają się – co do zasady – na sprawdzaniu, czy dana procedura administracyjna przebiegła poprawnie. Inaczej niż sądy karne nie badają, kto zawinił i w jakim stopniu – raczej czy ktoś został np. obciążony jakąś opłatą w sposób prawidłowy. To dlatego wszelkie opłaty/kary administracyjne są trudniejsze do podważenia niż kary za wykroczenia czy przestępstwa nałożone w procedurze karnej. To dlatego niektórzy politycy marzą o tym, aby mandaty (np. fotoradarowe) były nakładane w procedurze administracyjnej.

Zacytujmy jednak kilka zdań z uzasadnienia postanowienia wojewódzkiego sądu administracyjnego z marca 2019 r. (formalna właścicielka odwołała się do sądu od werdyktu SKO):

  • "Na wstępie wyjaśnić należy, że procedura ustanowiona w ustawie o postępowaniu egzekucyjnym w administracji, co do zasady nie służy ustaleniu bądź określeniu obowiązków zobowiązanego, a przymusowemu wykonaniu tych obowiązków w drodze egzekucji."
  • "Organy obu instancji uznały ww. zarzut (...) za nieuzasadniony, wskazując, że skarżąca nie przedłożyła żadnego wiarygodnego dowodu na poparcie swoich twierdzeń. (...) Istota sporu sprowadza się więc do oceny prawidłowości powyższego stanowiska organów."
  • "Również przepisy ustawy stwierdzające, iż opłaty te są "pobierane", a nie np. wymierzane, ustalane, określane przez organ administracji".
  • "Przyjęcie zatem poglądu, że obowiązek ten powstaje z mocy prawa, prowadzi do konstatacji, że w sprawie obowiązku uiszczenia opłaty parkingowej nie prowadzi się również postępowania wyjaśniającego poprzedzającego rozstrzygnięcie sprawy co do jej istoty".
  • "Jeśli ktoś jest właścicielem samochodu, to na nim spoczywa ciężar obalenia domniemania, że nie był "korzystającym" z pojazdu (...). Bezspornym w sprawie jest, że właścicielem przedmiotowego pojazdu marki R. o nr rej. [...] w datach podanych w tytule wykonawczym była skarżąca. Tym samym to na niej ciążył obowiązek wskazania i wykazania w sposób jednoznaczny osoby prowadzącej pojazd w tym okresie, tj. od czerwca 2016 r. do grudnia 2016 r., co się jednak nie stało."

Tu się zatrzymajmy i przetłumaczmy powyższe stwierdzenia "z polskiego na nasze": skoro organ odwoławczy (samorządowe kolegium odwoławcze) stwierdziło, że właścicielka samochodu niedostatecznie udowodniła fakt, iż nie używała go, to nie ma sensu z tym dyskutować, bo na pewno SKO ma rację.

Sąd stwierdził, iż faktycznie zeznania formalnej właścicielki samochodu są niewiarygodne (co jednocześnie wcale nie znaczy, że kłamała). Przedstawiała ona umowę wypożyczenia samochodu z 2013 r., a parkowanie miało miejsce w 2016. Złożyła zawiadomienie o kradzieży (przywłaszczeniu) samochodu, ale policja nie podjęła działań. Formalna właścicielka pojazdu powinna więc przedstawić takie dowody, które przekonałyby kolegium odwoławcze, a skoro nie mogła, to trudno. Nawet jeśli nie istnieją jakieś mocniejsze dowody, które skarżąca mogłaby przedstawić, to jest to wyłącznie jej problem. Organ administracyjny musi wystawić karę (opłatę), a domyślnym jej odbiorcą jest właściciel pojazdu.

Sprawa trafiła do NSA. A tam...

Pomimo dość znikomej spornej kwoty formalna właścicielka samochodu złożyła kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego. To o tyle ciekawe, że skuteczne złożenie skargi kasacyjnej wymaga zaangażowania prawnika i poniesienia znacznych kosztów, ale najwyraźniej czuła się mocno skrzywdzona.

13 kwietnia 2023 r. – po kilku latach od obciążenia właścicielki auta karnymi opłatami za parkowanie – Naczelny Sąd Administracyjny rozpoznał kasację. Sąd sprawdził, czy w skardze kasacyjnej są jakieś istotne zarzuty proceduralne, które mogłyby skutkować np. uznaniem dotychczasowego postępowania za nieważne. Jak łatwo się domyślić, postępowanie administracyjne od początku do końca przebiegło prawidłowo. Nie było zatem powodu do uznania kasacji za godną uwzględnienia.

I żeby było jasne: to nie sąd "tak sobie wymyślił", tylko takie jest prawo administracyjne. W procedurze administracyjnej nikt nie będzie się zajmował sprawdzaniem, czy ktoś tam nie został skrzywdzony, czy jego oświadczenie jest prawdziwe itp. Ktoś ma zapłacić karę czy tam opłatę – i to wszystko.