- OlfaPure firmy Philips to elektroniczny samochodowy dyfuzor zapachów
- Urządzenie zasilane jest z portu USB w aucie, a sterowane może być za pomocą aplikacji w telefonie
- Za pomocą aplikacji można wybierać zarówno rodzaj zapachu, jak i jego intensywność
Producent twierdzi, że – jeśli chodzi o perfumy samochodowe – jego elektroniczny dozownik działający na zasadzie suchej dyfuzji (cokolwiek to znaczy) to coś zupełnie nowego: do wnętrza samochodu dostaje się mikroskopijna ilość cząsteczek, dzięki czemu poziom lotnych związków w powietrzu jest znikomy i bezpieczny dla zdrowia. Niemniej – jako że zasadniczo nie znoszę perfum samochodowych – niechętnie wziąłem tę robotę. "Moje dzieci mają chorobę lokomocyjną, będę miał sprzątanie" – tłumaczyłem. "Nic nie będzie – zachwalał urządzenie przedstawiciel producenta – może być wręcz przeciwnie". Jak to: przeciwnie? Okazuje się, że urządzenie można załadować zarówno zapachami, które po prostu pachną, jak i takimi, które spełniają określone funkcje: pobudzające (zmniejszające senność), a nawet zwalczające chorobę lokomocyjną. – "Ten ostatni poproszę!"
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo- Przeczytaj także: Kto ma auto i na czas złoży deklarację IN-1, zapłaci 10-krotnie mniej
Dyfuzor zapachów: jak to się obsługuje?
Dyfuzor, czy też dozownik ma kształt i wielkość dużego kubka termicznego i jego domyślnym miejscem w samochodzie jest uchwyt/pojemnik na kubek. W pudełku z urządzeniem znajdujemy jeszcze instrukcję, kabelek zasilający oraz jeden wkład zapachowy. To wystarczy, aby korzystać z urządzenia, ale nie wystarczy, aby wykorzystać pełnię jego możliwości. Otóż po zdjęciu pokrywki zauważymy, że ma on cztery wolne sloty, w których można umieścić cztery różne wkłady zapachowe (albo cztery takie same, jednak ta opcja nie ma żadnego sensu). Wyjmuję więc ze szczelnych opakowań cztery różne wkłady i umieszczam w pojemniku.
Teraz jeszcze apka, która w tym przypadku jest właściwie niezbędna: ściągam ją i paruję telefon za pomocą łącza Bluetooth z urządzeniem. Nie chce mi się tego robić w rozgrzanym aucie, więc w domu podłączam dyfuzor do ładowarki telefonu. Okazuje się, że połączenie jest banalnie łatwe i trwa dosłownie chwilę. Za pomocą apki można nie tylko wybierać zapach, lecz także intensywność dozowania go. Przy każdej zmianie zapachu w urządzeniu słychać wyraźne kliknięcie – jest w nim jakiś mechanizm. Jest też wiatraczek, jednak na tyle cichy, że w samochodzie nie sposób go usłyszeć. Że urządzenie działa, widzimy po diodzie świecącej na pokrywce. No i czujemy to – nie da się nie poczuć, że działa.
Czy od tego zapachu można źle się poczuć?
Jestem przyjemnie zaskoczony, serio: urządzenie emituje zapach, ale całkiem przyjemny i w sposób nieporównywalny do choinki zapachowej czy perfum wieszanych na kratkach nawiewu w aucie. Czuć zapach równo rozprowadzony we wnętrzu, nie czuć chemii. Owszem, są ludzie, którym rozpuszczalnik unoszący się w powietrzu nie przeszkadza, ale mi przeszkadza. W tym przypadku go nie czuję. Korzystając z okazji, testuję urządzenie na dzieciach, włączając (na wszelki wypadek) zapach "Motion Sickness". Podoba się (pachnie przyjemnie, świeżo – to fakt), nie dzieje się żadne nieszczęście w podróży. Może to rzeczywiście działa?
Tak serio, to nie jestem w stanie powiedzieć na sto procent, czy te perfumy redukujące chorobę lokomocyjną działają i w jakim stopniu – trzeba by w tym celu przeprowadzić szereg długotrwałych testów i mieć do dyspozycji większe statystyki, niemniej podczas mojej podróży z dziećmi nic się nie działo. A czasem się dzieje – przynajmniej na tyle, że ktoś źle się czuje.
Producent twierdzi, że dawkowanie preparatu nie jest równomiernie rozłożone w czasie, aby zapobiec "zmęczeniu nosa". Pewnie wiecie, że zmysł węchu u człowieka jest jego słabą stroną – bardzo szybko się męczy i po bardzo krótkim czasie przestajemy czuć zapach, na który jesteśmy narażeni. To dlatego są taksówkarze, którzy po każdej wizycie w myjni samochodowej dowieszają na lusterku kolejną choinkę zapachową – i w ogóle im to nie przeszkadza. Wsiadam do takiej taksówki i po 5 minutach mam dość, muszę wysiąść. To dlatego nie znoszę taksówek, boję się tych choinek. OlfaPure i w tym kontekście miło mnie zaskoczył.
- Przeczytaj także: Dziś ruszyły masowe kontrole drogowe. Gdy policjant to zauważy, nie będzie litości
Philips OlfaPure: zaskakujący problem z kabelkiem
Ale żeby nie było samych pochwał, porozmawiajmy o zasilaniu tego sprzętu: oto w opakowaniu z dyfuzorem znajdujemy wysokiej jakości, bardzo ładny kabelek – po jednej stronie zwykłe USB wkładane do np. ładowarki, po drugiej USB-C umieszczane w gnieździe urządzenia. Po stronie USB-C wtyczka jest ładnie załamana, dzięki czemu kabel nie odstaje od tego kubka, staje się w zasadzie niewidoczny, łatwo go ukryć.
Ale, ale... W nowych modelach aut zwykłe gniazda USB to już w zasadzie przeszłość, w nowych modelach zaczyna rządzić USB-C. Potrzebny jest więc kabel mający wtyczki USB-C na obu końcach, w miarę możliwości po jednej strony wtyczkę załamaną pod kątem 90 stopni. W opakowaniu takiego nie znalazłem, w Lexusie, jakiego miałem pod domem, nie było ani gniazda ze "starym" USB, ani gniazdka zapalniczki. Przy okazji okazało się, że urządzenie jest wybredne, nie każdy kabel mu pasuje, co w sumie nie dziwi, bo kabelki USB-C występują w różnych rozmiarach. Drogi Philipsie: w tych czasach można by włożyć do pudełka dwa kabelki: na "zwykłe" USB i na nowszy standard, żeby klient z nowym samochodem nie musiał od razu lecieć do sklepu... (ja znalazłem w domu działający kabelek, ale po pierwsze, biały, a po drugie, bez łamanej wtyczki, brzydko odstający).
Philips OlfaPure: reasumując...
Nie podejmuję się opisywania zapachów, ustalmy więc tylko, że sposób rozprowadzania perfum w aucie, jaki oferuje to urządzenie, jest faktycznie czymś nowym, to zupełnie inny poziom komfortu. Mimo zalet będzie to pewnie produkt niszowy, bo cena jednak także jest "premium". Za urządzenie oraz jeden wkład zapachowy trzeba zapłacić ok. 500 zł, a żeby uzyskać pełną funkcjonalność (możliwość zmiany zapachu na jeden z czterech załadowanych do "kubka") trzeba dokupić jeszcze trzy wkłady po 100 zł (każdy wystarczy na ok. 120 godzin pracy). Tak więc produkt należy do kategorii premium pod każdym względem, niemniej jest naprawdę ciekawy.