Są wśród nich nowoczesne modele z ekologicznymi napędami, takie jak Volkswagen ID.3 czy Toyota Mirai, ale są też takie, które bazują na swojej tradycji – jak Aston Martin DBX i Land Rover Defender. Powstaje pytanie, czy nowe, elektrycznie napędzane samochody spowodują, że stracimy pasję do samochodów? Jeśli komuś przychodzą do głowy takie wątpliwości, niech spojrzy na pierwsze auto na naszej liście – Audi e-tron GT.
Ostatnio Audi nie powodziło się najlepiej. W rankingu sprzedaży samochodów spadło na ostatnią pozycję w wielkiej trójce niemieckich producentów samochodów segmentu premium – za Mercedesa i BMW. Owszem, diesle stały się przyjaźniejsze środowisku, ale cień afery Dieselgate ciągnie się nieubłaganie za marką z Grupy Volkswagena.
Wszystko źle? Nie! Na pochwałę zasługuje na pewno główny stylista Marc Lichte, obecnie jeden z najlepszych designerów w branży. Gdy ostatnio pokazywał nam w Monachium elektryczne modele, które zadebiutują w 2020 r., przed jednym z nich prawie padliśmy na kolana – e-tron GT. Płaski jak naleśnik (1,38 m wysokości), z szerokimi tylnymi błotnikami, jak dawne Audi Quattro Waltera Röhrla, długie na 4,96 m, choć tej długości po nim nie widać. E-tron GT dzieli bazę techniczną z Porsche Taycanem, co znaczy: 590 elektrycznych KM, 800-woltowy układ szybkiego ładowania i ponad 400 km zasięgu. Sportowy e-tron w seryjnej wersji ma zadebiutować pod koniec roku.
W wyobraźni stawiamy go obok Modelu S Tesli i zastanawiamy się, czy projekt i wykonanie „made in Germany” wystarczą, żeby pokonać 10-letni amerykański model kultowej już marki Elona Muska. Może to właśnie pora, żeby zła passa Audi minęła.
Nadeszły czasy, w których nawet motoryzacyjna arystokracja produkuje SUV-y. Wcześniej Lamborghini, Bentley, Maserati, teraz dołącza Aston Martin.
Pierwszy SUV brytyjskiej marki sportowych aut premium – DBX – staruje w doborowym gronie. O ile pod względem dynamiki jazdy bliższy jest raczej Porsche, to w kwestii luksusu goni Bentleya. Za to stylistycznie startuje w swojej własnej klasie. Płaskie nadwozie, spektakularny tył, oryginalny przód – wszystko razem wywołuje zachwyt i budzi emocje. To SUV dla estetów. Wnętrze przemawia tym samym językiem designu – zamaszyste linie, harmonijne proporcje, najszlachetniejsze materiały. Do tego zaskakująco dużo miejsca (bagażnik ma pojemność 632 l) – DBX jest więc również praktyczny.
Technicznie Aston plasuje się także w ekstraklasie. Zaawansowanie zawieszenie, wspomagany dwiema turbosprężarkami silnik 4.0 V8 od AMG, moc 550 KM, moment obrotowy 700 Nm. Do „setki” ten super-SUV przyspiesza w 4,5 s, prędkość maksymalna to 291 km/h.
Wyjątkowa marka, dobry design, kosztowne materiały, technika na najwyższym poziomie – to wszystko nie może być tanie. Auto będzie kosztować w Polsce ponad milion złotych. Jesteśmy przekonani, że chętnych nie zabraknie.
Wszystkie te samochody elektryczne, vany, trzycylindrowe silniki, napęd na przednie koła muszą być jak zły sen entuzjasty BMW. Monachijski producent budzi tyle emocji przede wszystkim dlatego, że rezygnuje z cech, za które fani tę markę pokochali.
Jednak w marcu ma się pojawić model, który ukoi trochę skołatane dusze. M2 CS z dumą prezentuje wszystkie tradycyjne wartości BMW. Kompaktowe jak „trójka” z lat 90. XX w., napęd na tył, z przodu 6-cylindrowiec i jako CS (Competition Sport) wzmocnione do 450 KM. BMW nie zadowala się jednak tylko podkręceniem ciśnienia powietrza doładowującego, lecz także poddaje karbonowej diecie swój najmniejszy model M. Pokrywa silnika, dach i okładziny drzwi są wykonane z lekkiego włókna węglowego. Dzięki temu CS jest o 42 kg lżejszy, co dodatkowo sprzyja radości z jazdy. Semi-slicki na kutych alufelgach zapewniają doskonałą przyczepność.
W kwestii ceny BMW straciło trochę kontakt z rzeczywistością. Ekstremalne M2 kosztuje od 441 000 zł, co sprawi, że dla większości fanów pozostanie jedynie pięknym snem.
Zaprojektowanie i wyprodukowanie następcy samochodu o statusie legendy musi być prawdziwym horrorem. Niebezpieczeństwo porażki jest olbrzymie. W przypadku nowego Land Rovera Defendera operację można jednak uznać za udaną. Zaprezentowany kilka miesięcy temu model (który do sprzedaży wejdzie wiosną) z małymi, prawie pionowymi szybami, prostymi rysami „twarzy” i charakterystycznymi oknami dachowymi budzi wyraźne skojarzenia z produkowanym od 1947 roku słynnym poprzednikiem. Nie naśladuje go jednak bezkrytycznie, lecz odnajduje własną drogę.
Defender bardzo potrzebował tej zmiany. Na przekór swojemu kultowi stary model był na koniec już tylko cieniem samego siebie. Podobnie jak Gelenda Mercedesa, niegdysiejszy obieżyświat stał się ekskluzywnym produktem lifestylowym dla zamożnych mieszkańców miast. A jego właściciel największą przygodę przeżywał w nim wtedy, gdy wyposażony w offroadowe akcesoria upolował miejsce parkingowe pod ulubioną knajpą.
Nowa generacja Defendera dopasowuje się do swoich użytkowników – stała się bardziej ucywilizowana, miejska, przyjaźniejsza środowisku i oszczędniejsza w zużyciu paliwa. Da się nią także osiągnąć znacznie wyższe prędkości niż poprzednikiem. Auto zyskało na komforcie, można w nim teraz wygodnie usiąść. Wysoko, trochę tak, jak w SUV--ie. W terenie pozostaje jednak prawdziwym Defenderem, który swoich modnych kolegów zostawia w tyle, pokazując stylowe światła.
Teslę Cybertrucka i Opla Corsę dzieli przepaść, jedynym co bezdyskusyjnie łączy oba samochody jest czysto elektryczny napęd. O ile Tesla innych samochodów niż elektryczne nie robi, o tyle Corsa-e rozpoczyna u Opla na dobre erę elektromobilności. Wcześniej była Ampera, ale ona miała jednak dodatkowo silnik spalinowy.
Ceny Corsy-e zaczynają się od 124 490 zł, co sprawia, że bazowy model mieści się w limicie pozwalającym na otrzymanie państwowej dotacji z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Przypomnijmy, że maksymalne dofinansowanie to 37 500 zł, dzięki czemu elektryczną Corsę będzie można kupić w cenie dobrze wyposażonego auta kompaktowego z silnikiem spalinowym.
Dane techniczne odpowiadają wymogom nowoczesnej elektromobilności. Akumulator 50 kWh oznacza zasięg do 330 km, a szybkie ładowanie do 100 kW ma być możliwe.
Ciekawi jesteśmy poza tym, jak Opel sobie poradzi na rynku w konkurencji z Volkswagenem. Corsa-e mogłaby znaleźć dla siebie miejsce między e-Up-em a ID.3. Wszystkie modele mogą otrzymać państwowe wsparcie.
W marcu w Genewie mieliśmy okazję wsiąść do tego samochodu. Polestar 2 to pierwszy czysto elektryczny model nowej marki Volvo, której szefem jest niemiecki projektant Thomas Ingelath, wcześniej wiceprezes Volvo, odpowiedzialny za design samochodów.
Polestar więc szwedzką marką, ale samochody przyjeżdżają z Chin, gdzie jest fabryka. Niestety Polestar nie planuje w najbliższej przyszłości wejść na polski rynek.
Model Polestar 2 może służyć jako pojazd rodzinny, miejsca w nim jest dość nawet na urlopowe wojaże. Bagażnik pomieści też wystarczająco duży ładunek. „Crossoverowate” wymiary – 4,6 m długości, 1,48 m wysokości – są w porządku. Design to jak zawsze kwestia gustu, ale nam się podoba. Pierwsze samochody trafią do europejskich klientów wiosną. First Edition kosztuje w Niemczech 58 000 euro i za te pieniądze ma na pokładzie wszystko, co trzeba.
Akumulator 78 kWh powinien wg WLTP wystarczyć na przejechanie 500 km. Zasięg oczywiście mocno zależy od stylu jazdy, ale na 300 km można liczyć bez problemu. Elektryczne 408 KM przyspieszają samochód do „setki” w 4,7 s. Polestar jest oczywiście połączony z internetem, smartfon służy za kluczyk, a wnętrze wykonano z materiałów przyjaznych środowisku. Jesteśmy ciekawi, jak nowy szwedzko-chiński elektryk rzeczywiście jeździ.
My, dziennikarze motoryzacyjni, mamy jedną niewątpliwą przewagę nad pozostałymi kierowcami. Podczas gdy większość z nich mówi o elektromobilności (i jej wadach), my tymi samochodami przejechaliśmy już setki kilometrów, dzięki czemu zdążyliśmy poznać ich rzeczywiste zalety i wady.
Dlatego cieszymy się z dwóch nowych elektrycznych Volkswagenów. Pierwszego – ID.3 – już znamy, pojawi się na drogach w czerwcu. Drugi – ID.4 – zostanie zaprezentowany w kwietniu. Ich wspólna cecha: oba rozprawiają się z wadami obecnych elektryków. Przy kompaktowych wymiarach zewnętrznych mają olbrzymie wnętrze, uzbrojone w nowoczesne technologie nadają się do codziennego użytku, dzięki zasięgowi do 500 km nawet na dłuższych trasach. Akumulatory dają się szybko naładować (żeby zwiększyć zasięg o 100 km wystarczy 5 minut).
Ceny nowych elektrycznych Volkswagenów mają nie być wyższe niż Golfa TDI (ID.3) i Tiguana (ID.4). Jest nawet szansa, że cena podstawowego ID.3 zmieści się w limicie rządowych dopłat do samochodów elektrycznych. Jeśli jeszcze infrastruktura ulegnie poprawie i zwiększy się liczba stacji szybkiego ładowania, to znacznie trudniej będzie znaleźć racjonalne argumenty przeciwko elektromobilności. Oczekujemy za to wiele radości z jazdy – samochody z silnikami elektrycznymi są bardzo dynamiczne. Spodziewamy się też mniejszego hałasu i niższych emisji gazów cieplarnianych w miastach.
Czy naprawdę mogli to zrobić? Po 67 latach zmienić koncepcję napędu? Odpowiedź jest jasna: tak, proszę Państwa! Dzięki tej zmianie weteran i ikona amerykańskiego segmentu samochodów sportowych awansuje do wyższej klasy. Corvette w ósmej już odsłonie ma silnik, który nie brzęczy bezpośrednio przed kierowcą i pasażerem, a tuż za ich plecami. I wyczuwa się to bardziej intensywnie. Umieszczona centralnie jednostka V8 poprawia równowagę sportowego coupé i zapewnia mu więcej zadziornego charakteru.
C8 nie ma już także znanych z poprzednika resorów piórowych w tylnym zawieszeniu. Zamiast nich zastosowano nowoczesny układ wielowahaczowy. Co ważne, nie całkiem zarzucono tradycję. Nadal w Corvette znajdziemy zdejmowany dach targa oraz silnik small block o pojemności 6,2 l. Teraz w podstawowej wersji osiąga on moc 502 KM i pozwala na przyspieszenie do „setki” w mniej niż 3 sekundy oraz osiąganie maksymalnej prędkości 312 km/h! Motor współpracuje z dwusprzęgłową automatyczną skrzynią 8-biegową, którą można obsługiwać również ręcznie za pomocą manetek znajdujących się przy kierownicy. Moment trafia na tylne koła. Zachęceni?
W Ameryce już oszaleli na punkcie tego modelu, ale trudno się dziwić, gdy ceny C8 zaczynają się tam od 60 000 dolarów.
Najnowsza generacja czeskiego bestsellera niebawem trafi na rynek. Mieliśmy okazję już ją poznać i trzeba przyznać, że robi bardzo dobre pierwsze wrażenie. To co nas cieszy jeszcze bardziej, to fakt, że nie będziemy musieli długo czekać na jej topową odmianę RS. Praktyczne mamusie i tatusiowie ceniący radość z jazdy mogą już zacierać ręce z zachwytem, bo takiej Octavii jeszcze w palecie Škody nigdy wcześniej nie było.
Nowe kombi RS dostanie turbodoładowany 2-litrowy silnik o mocy około 300 KM, który zapewni nie tylko wzorowe osiągi, lecz także umiarkowane zużycie paliwa, gdy komuś przyjdzie do głowy łagodnie obchodzić się z pedałem gazu. Mając do dyspozycji przestronne wnętrze i nawet 1700 l przestrzeni bagażowej (640 l przy normalnym ustawieniu oparć tylnej kanapy), możecie być spokojni o zajmowanie czołowych pozycji nie tylko pod supermarketem. Tym bardziej że aktywne zawieszenie z układem dynamicznej kontroli amortyzacji DCC zadba o to, by auto dopasowało się do każdej sytuacji.
Wielu osobom mogą przypaść do gustu raczej powściągliwa stylistyka nadwozia i kompletne wyposażenie, odpowiadające zarówno za komfort, jak i bezpieczeństwo. Dzięki temu Octavia RS ma szansę okazać się idealnym GTI.
Czy czekamy na nowe Porsche 911 GT3? Oczywiście, że nie. Z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, niestety, nie stać nas na nie. Po drugie, jego codzienna funkcjonalność jest, powiedzmy sobie szczerze, mocno ograniczona. Nie oznacza to jednak, że będziemy mieli jakiekolwiek opory w krzyczeniu ze szczęścia, kiedy nowe GT3 serii 992 przejedzie obok nas. A będzie się z czego cieszyć! 9000 obrotów czterolitrowego „wolnossaka” z pewnością zadziała na wszystkie zmysły. Oczywiste jest to, że ta najbardziej rasowa wersja spośród wszystkich 911 powinna trafić do klientów nie tylko o określonych zasobach, lecz także z odpowiednimi umiejętnościami. Tym bardziej że Porsche w programie GT3 potrafi robić rzeczy, o których wielu producentów sportowych samochodów może tylko pomarzyć. Pojazd prawdopodobnie pojawi się na rynku latem, plotka głosi, że będzie mieć moc prawie 550 KM i kosztować 160 000 euro. Pewnie tak, jak poprzednicy, sprzeda się na pniu. Ale w sumie nie ma się czemu dziwić...
Na małych samochodach nie zarabia się tyle, co na dużych, dlatego wiele firm woli sprzedawać auta w odpowiednim rozmiarze. Stąd też plan Forda na wprowadzenie do europejskiej oferty SUV-a w formacie XXL. Explorer, przynajmniej w kategoriach obowiązujących na Starym Kontynencie, to prawdziwy gigant. Ma ponad 5 m długości, przestronne wnętrze z miejscem dla 7 osób i bagażnik o pojemności dochodzącej do 2274 l.
Każdy, kto jednak myśli, że pod maską znajdzie solidne V8 o pojemności 5 l, będzie rozczarowany. Auto trafi do nas bowiem tylko w hybrydowej odmianie plug-in z turbodoładowanym sześciocylindrowym silnikiem 3-litrowym. Pocieszeniem może być to, że rozwija on moc 450 KM, a do tego moment obrotowy 825 Nm, który trafi na obie osie za pośrednictwem 10-stopniowej skrzyni automatycznej. Auto waży 2,5 tony, a w trybie elektrycznym może przejechać do 48 km. Obiecująco zapowiadają się jego osiągi: do „setki” ma przyspieszać w 6 s, a maksymalna prędkość to 230 km/h. Deklarowane zużycie paliwa to 2,9 l/100 km, ale oczywiście, na pierwszych 100 km. Polska cena jest jeszcze tajemnicą. W Niemczech Explorer kosztuje od 76 000 euro.
Biedne ogniwa paliwowe! Niewiele stacji tankowania wodoru, zbyt mało samochodów w ofercie i o dość dyskusyjnej stylistyce – to jak dotąd skutecznie powstrzymywało amatorów ekologicznej jazdy przed większym zainteresowaniem się tym segmentem. Ale teraz wreszcie to ma szansę się zmienić. O ile bowiem pierwsza generacja Toyoty Mirai budziła, nazwijmy to delikatnie, mieszane uczucia, o tyle druga – pojawi się na rynku pod koniec tego roku – wreszcie jest modelem, który może budzić pożądanie. To klasyczny reprezentacyjny sedan o nowoczesnych, pełnych elegancji liniach sylwetki, których nie powstydziłaby się żadna inna Toyota z tradycyjnym napędem. Unowocześniony napęd zaoferuje nie tylko wyższą moc – około 180 KM (poprzednik miał 150 KM) – i lepsze osiągi, lecz także zasięg na poziomie ponad 800 km, a to wynik jak na razie nieosiągalny dla modeli czysto elektrycznych.
Co ważne, druga generacja Miraia oficjalnie będzie sprzedawana na polskim rynku. Cena jeszcze nie jest znana. Prognozy mówią o około 75 000 euro, czyli 320 000 zł. To poziom zbliżony do elektrycznych SUV-ów typu Audi e-tron czy Mercedes EQC. Nieoficjalnie wiemy, że zainteresowanie zakupem kilkudziesięciu egzemplarzy nowego modelu wyraziła jedna z warszawskich korporacji taksówkowych. Za wzrostem popularności aut z ogniwami paliwowymi musi jednak iść rozwój infrastruktury sieci tankowania wodoru. O ile w Europie Zachodniej nabiera to właściwego tempa, o tyle w Polsce, niestety, nadal jest w powijakach. W 2021 roku takich obiektów ma być raptem kilka.