- Hyundai oficjalnie zaprezentował w Polsce elektryczny model Ioniq 5 N i przekonuje, że samochód fantastycznie prowadzi się po krętych odcinkach, idealnie nadaje się do driftu i prowadzi się świetnie po krętych odcinkach
- Kierowca ma do dyspozycji moc nieco ponad 600 KM, ale dzięki specjalnemu trybowi może ją zwiększyć o dodatkowe kilkadziesiąt koni mechanicznych
- Ioniq 5 N wykorzystuje napęd na cztery koła i został zaprojektowany tak, aby umożliwiał driftowanie
Masa własna pomiędzy 2200 i 2300 kg to dla zwykłego samochodu osobowego wartość bardzo duża. W przypadku aut elektrycznych już tak nie szokuje. A tyle ma ważyć najnowszy Hyundai Ioniq 5 N, który już wkrótce zawita również na polski rynek. Bliżej wprowadzenia tego modelu do oferty poznamy dokładne dane techniczne pojazdu i wtedy też będzie można sprecyzować, ile faktycznie waży koreańska nowość.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Hyundai Ioniq 5 N — auto, które robi wrażenie samymi danymi technicznymi
Bądźmy jednak szczerzy. Przy masie przekraczającej 2,2 t, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt kilogramów nie robi większej różnicy, o ile dysponujemy odpowiednim zapasem mocy. A tej najnowszemu Ioniqowi 5 N z pewnością nie brakuje. Jego silniki elektryczne generują moc 609 KM i to wcale nie jest kres ich możliwości. W trybie N Grin Boost silniki mogą osiągać 21 000 obr./min i dostarczać 650 KM. Nic zatem dziwnego, że jak żaden inny seryjny Hyundai Ioniq 5 N może pochwalić się przyspieszeniem od 0 do 100 km/h wynoszącym zaledwie 3,4 s.
Cała ta moc na nic by się zdała, gdyby nie dopracowano pozostałych elementów układu napędowego, zawieszenia i układu kierowniczego. Najnowszy Ioniq 5 N wykorzystuje napęd na cztery koła, ale i tak więcej mocy trafia na tylną oś. Oprócz tego samochód pozwala wybrać tryb drift, dzięki któremu Hyundai może konkurować z wieloma modelami spalinowymi. Rzekomo ma być od nich nawet lepszy, ale to też czas pokaże.
Hyundai Ioniq 5 N — sportowy duch w genach
Nie trzeba natomiast czekać na produkcyjne modele, żeby przekonać się, jak wiele zmian zawitało do wnętrza pojazdu. Jedną z najważniejszych, która rzuca się w oczy już w chwilę po otworzeniu przednich drzwi, są kubełkowe fotele. Te wciąż należą do rzadkości w samochodach elektrycznych i potwierdzają sportowe aspiracje Ioniqa 5 N. Uwagę zwracają także dodatkowe przyciski na kierownicy, nieobecne w "cywilnej" wersji Ioniqa 5. Na zewnątrz widoczne różnice to przede wszystkim unikatowe kolory lakieru i specjalne wzory felg, a to, czego nie widać, to nieco niższy prześwit podwozia.
Przeczytaj także: Widziałem nowego Hyundaia Santa Fe. Wiem, że warto na niego czekać
Energia niezbędna do zasilania silników elektrycznych gromadzona jest w akumulatorach o łącznej pojemności 84 kWh. Te zbudowane są w standardzie 800 V, co ma pozwalać w krótkim czasie naładować baterie, korzystając z najszybszych ładowarek. Ponadto układ bateryjny przystosowany jest do wytrzymywania obciążeń termicznych towarzyszących podczas sportowej jazdy.
Hyundai Ioniq 5 N — najtańsze 600 KM na rynku?
Ciekawostką są również hamulce. Z przodu znajdziemy 4-tłoczkowe konstrukcje. Ale te nie zawsze będą miały co robić. System rekuperacji jest podobno tak skuteczny, że odzyskuje energię podczas mocnego hamowania z większą mocą, niż są ładowane niektóre samochody elektryczne. Być może to klucz do sukcesu, aby nawet podczas ekstremalnej jazdy akumulator nie wyczerpał się zbyt szybko.
Przeczytaj także: Dodge Durango żegna się z legendarnym silnikiem. To ostatni dzwonek, żeby kupić model z V-8 HEMI
Wisienką na torcie pozostają rozwiązania, które mają dawać kierowcy doznania rodem z konstrukcji spalinowych. Hyundai Ioniq 5 N potrafi imitować pracę 8-biegowej przekładni dwusprzęgłowej. A to nie wszystko w dziedzinie imitacji. Najnowsze dzieło Koreańczyków potrafi także odwzorowywać dźwięki, w tym dwusilnikowego samolotu odrzutowego.
Gdyby ktoś już teraz był zainteresowany zakupem Ioniqa 5 N, mam dobrą wiadomość. Samochód trafi wkrótce do sprzedaży, a pierwsze egzemplarze mają pojawić się w kwietniu lub maju br. Cena? Wyjściowo będzie to niecałe 370 tys. zł, co wskazuje na to, że będzie to najtańsze 609 koni mechanicznych na rynku, a w trybie boost nawet 650 KM.