• Klasyczne samochody coraz częściej są przerabiane w Wielkiej Brytanii. Niestety koszt takiej przeróbki to minimum 20 tysięcy funtów, czyli ponad 100 tysięcy złotych
  • Przeróbka auta spalinowego na elektryczny, to najlepsze wyjście dla planety. Nie wytwarza się dodatkowego CO2 na produkcję auta, a stare samochody spalinowe stają się ekologiczne.
  • Części wykorzystywane do przeróbek są pobierane z samochodów dawców, których układy napędowe są sprawne, ale po wypadkach wylądowały na złomie.
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Klasyczne samochody imponują przez swój wygląd, rozwiązania techniczne, komfort, a często także dźwiękiem i jednostkami napędowymi. Są jednak firmy, które ostatni element wykluczają, zastępując go cichym i bezemisyjnym silnikiem elektrycznym.

Z pewnością fani konwencjonalnej motoryzacji, a szczególnie tej klasycznej łapią się za głowę, jednak jest wiele osób, które chętnie zamieniają swoje klasyki na nowoczesne samochody, których wygląd został w swojej epoce, a napęd jest z dzisiejszych czasów.

Wyspiarze przerabiają klasyki na elektryki

Dużo takich przeróbek robi się w Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonują takie firmy jak London Electric Cars, czy też Lunaz. Pierwsza z nich umożliwia przyjechanie swoim autem spalinowym, a wyjechanie już elektrycznym.

Przykładowo firma chwali się, że Mini Morris przekształcony na elektryczny jest świetnym samochodem do miasta, gdzie jego zasięg starcza na około 100-110 km zasięgu, przy czym jest też możliwość jego zwiększenia. Kolejną zaletą może być możliwość ładowania auta z własnego gniazdka no i oczywiście niskie koszty eksploatacji. Trzeba jednak dodać, że cena za taką konwersję to minimum 20 tysięcy funtów, czyli ponad 100 tysięcy złotych. W przyszłości chcą jednak zmniejszyć tę kwotę do 5 tysięcy funtów. Przeróbka trwa od 3 do 6 miesięcy.

Skąd biorą części? Pochodzą one zazwyczaj z rozbitych pojazdów elektrycznych, takich jak Tesla i Nissan Leaf, które firmy ubezpieczeniowe spisały na straty, ale mają sprawne silniki i akumulatory.

W Polsce również znajdują się ludzie, którzy decydują się na konwersję takich samochodów. Całkiem niedawno mówiliśmy o eMaluchu, którego właściciel zdecydował się umieścić w nim silnik elektryczny, razem z bateriami z Volkswagena. Zasięg wynosił około 150 km. W jego przypadku dojazdy miały być darmowe, a cała konwersja kosztowała około 6 tysięcy złotych.

Najbardziej ekologiczne wyjście

Według wykonawców takich przeróbek, pod kątem ekologii są to same zalety, w końcu bierze się samochód, który na drogach jest już wiele lat, a następne może już przemierzać, nie zadając krzywdy planecie. Finansowane przez rząd Zjednoczonego Królestwa Zemo Partnership twierdzi, że samochód elektryczny wytwarza około 18 ton CO2 podczas swojego życia, z czego 46%, to koszty produkcji. Samochód spalinowy to z kolei 24 tony podczas całego okresu użytkowania.

Może być to zatem także świetne rozwiązanie dla wielu samochodów, które już są na złomowiskach na przykład z powodu uszkodzonego silnika. Takie auto, choć mogłoby jeszcze służyć, zostaje porzucone. Nie każdy jednak chce jeździć starym samochodem po "recyklingu", przy okazji tracąc opcje, które są dostępne w każdym nowym aucie. Z drugiej strony stałe problemy z produkcją aut powodują, że dla niektórych może być to niezłe wyjście, tym bardziej że przynajmniej w Wielkiej Brytanii rząd przygląda się temu procesowi i zastanawia czy nie wprowadzić dodatkowych dofinansowań na konwersję napędu ze spalinowego na elektryczny.

Dla bogatych

Coraz częściej jednak spotyka się informacje o tym, że ktoś zmienia w swoim klasycznym samochodzie napęd na elektryczny. Są to jednak zazwyczaj osoby bogate, które stać na bardzo wysokie koszty. W takich konwersjach specjalizuje się Lunaz, który niedawno ogłosił, że będzie sprzedawał Astona Martina DB6 z napędem elektrycznym. W przeszłości firma zdołała już stworzyć elektrycznego klasycznego Bentleya, czy Jaguara.

Jednak pytanie, czy osoby, które decydują się na taką konwersję, jeżdżą tymi samochodami na co dzień. Auta klasyczne służą bowiem raczej na dojazdy na zloty, czy też przyjemne niedzielne przejażdżki. Według Departamentu Transportu Wielkiej Brytanii roczna odległość pokonywana przez zabytkowe samochody to mniej niż 0,25 proc. całkowitego przebiegu pojazdów silnikowych w tym kraju. Zatem konwersja nawet wszystkich klasycznych aut jest kroplą w morzu.

Poza tym wielu właścicieli takich aut po prostu uważa, że wymiana silnika z konwencjonalnego na elektryczny jest jak okaleczenie, po którym wartościowy klasyk staje się tylko starym samochodem.

Takie eksperymenty mogą jednak za pewien czas sprawić, że właściciele swoich niekoniecznie starych, ale używanych aut będą mogli sobie pozwolić na wymianę silnika na elektryczny i wcale nie będzie to drenowało kieszeni, ani ograniczało funkcjonalności auta.