Jak wynika z danych opublikowanych w "Berliner Morgenpost", w Niemczech w sumie (dane na 1 listopada) znajduje się 25 376 ogólnodostępnych stacji ładowania, co przekłada się na 49 207 osobnych stanowisk do "tankowania" prądu. Dużo, powiecie, my możemy o takich wynikach na razie pomarzyć. I owszem, możemy. Niemców niepokoi jednak co innego – jak się bowiem okazuje, spośród 10 796 gmin aż w 6516 nie uświadczymy żadnego ogólnodostępnego słupka.

Najgorzej w zestawieniu wypada Nadrenia Palatynat (Rheinland-Pfalz). W tym w landzie aż w 1962 spośród 2302 gmin nie ma publicznej stacji ładowania. Niewiele lepsza sytuacja panuje w bogatej przecież Bawarii – tu w 994 na 2056 gmin jak dotąd nie postawiono publicznego słupka. Dane z pozostałych wybranych landów wyglądają następująco: Szlezwik-Holsztyn (Schleswig-Holstein) brak w 859 gminach na 1106, w Dolnej Saksonii brak stacji w 527 na 944 gminy, w Turyngii brak w 491 na 633 gminy, Brandenburgia – brak w 279 na 417 gminy. Na drugiej stronie bieguna znajduje się – jako chlubny wyjątek – Nadrenia Północna-Westfalia, bo tu stacji ładowania brakuje tylko w 8 na 396 gminy.

Sytuację zdążyli już skrytykować politycy z lewej strony sceny politycznej. No bo jak rewolucja elektryczna ma się udać, skoro elektryków nie ma jak ładować "na mieście"? Właśnie. Problem braku ogólnodostępnych stacji ładownia dotyczy głównie gmin wiejskich – politycy postulują w związku z tym, by zamiast pompować miliardy euro w dotacje do zakupu nowych elektryków, to przynajmniej część tej kwoty przeznaczyć na poprawę infrastruktury.

Ładowanie formularza...