Kiedy ksenony pojawiły się na rynku, producenci reklamowali je jako znacznie trwalsze od standardowych żarówek. Brzmiało to prawie tak, jakby te montowane fabrycznie miały wystarczać do końca życia auta. Teraz już wiemy, że to nieprawda.
Lampy ksenonowe w optymalnych warunkach wytrzymują ok. 3 tys. godzin pracy – świetny wynik w porównaniu z normalnymi żarówkami halogenowymi, które przepalają się już po kilkuset godzinach. Mimo to producenci świetnie zarabiają na wymianie ksenonów. Najpopularniejsze są lampy D1S oraz D2S, często stosowane są też D3S i D4S.
Litera „D” w nazwie to skrót od „Discharge” (ang. wyładowanie). Oznacza to, że w tym przypadku źródłem światła nie jest żarnik, lecz wyładowanie elektryczne w malusieńkiej bańce wypełnionej gazem. Między elektrodami lampy panuje napięcie sięgające nawet 35 tys. woltów! To ze względu na to wysokie napięcie producenci aut zalecają, żeby prace przy światłach ksenonowych wykonywali wykwalifikowani mechanicy.
Na szczęście jednak nikt nie każe robić tego w ASO. Ceny ksenonów w autoryzowanych serwisach potrafią być oszałamiające. Na wolnym rynku można to zrobić z reguły znacznie taniej. Warto jednak się zastanowić, czy te oszczędności nie uzyskuje się kosztem bezpieczeństwa.
W naszym teście postanowiliśmy sprawdzić jakość lamp D2S. Na miejsce badań wybraliśmy laboratorium oświetlenia firmy Dekra w Arnheim. Wśród przetestowanych lamp były wyroby najbardziej renomowanych marek, czyli Philipsa i Osrama (po trzy modele – od standardowych, przez „niebieskie”, aż po wersje premium).
Sprawdziliśmy również, jak świecą produkty mniej popularnych marek (General Electric, Cartechnic) oraz zupełnie nieznanych, takich jak: Alpha Lights, Kiwitecc, Super Vision czy Limastar. Wszystkie, z wyjątkiem lamp Super Vision, mają europejską homologację, czyli przynajmniej w teorii powinny spełniać obowiązujące wymogi. Podkreślmy – w teorii!
Z naszych testów wynika, że oferowane głównie w internecie ksenony Kiwitecc i Limastar nie spełniają norm! Jedyną dobrą informacją w przypadku tych lamp jest to, że dają tak mało światła, że przynajmniej nie mogą oślepiać osób jadących z przeciwka. Co ciekawe, takich problemów nie sprawiają też najlepiej świecące Osramy Night Breakery, które w punkcie pomiarowym, znajdującym się na wysokości oczu kierowcy auta jadącego z naprzeciwka, osiągają wartość 439 kandeli, podczas gdy maksymalna dopuszczalna wartość to 625 kandeli.
Z testu jednoznacznie wynika, że reklamowe obietnice na opakowaniach typu „o 70 proc. więcej światła” nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości, chyba że producenci renomowanych lamp za punkt odniesienia przyjmują najtańsze niemarkowe ksenony.