- Gelenda stabilniej i bardziej komfortowo pokonuje też nierówności – zarówno na asfalcie, jak i w terenie
- Stworzyć nową Gelendę, spełniającą nowoczesne normy i zarazem oczekiwania ortodoksyjnych klientów, nie jest łatwo
- Mimo rozbudowanego układu przeniesienia napędu oraz aerodynamiki rodem z kredensu (opory!) ten 2,5-tonowy kolos przyspiesza do „setki” w 5,9 s
To, że Mercedes klasy G pozostał wierny swoim ideałom, widać już na pierwszy rzut oka. Jest niepokornie kanciasty i choć w wielu szczegółach nowocześniejszy od poprzednika, to nadal dumnie wystawia na widok swoje wyłupiaste kierunkowskazy, zawiasy drzwi czy koło zapasowe. Przywiązanie do detali, które definiują jego charakter, także słychać: naciskasz kłódkę na pilocie i zamki otwierają się z łomotem przypominającym przeładowanie karabinu.
Podchodzisz bliżej, chwytasz za archaiczną klamkę, mocno naciskasz guzik wydający dobitny chrupot. Wdrapujesz się za kierownicę i zaciągasz płaskie drzwi, które wpadają w zamek z nietłumionym mechanicznym trzaskiem. „Dosiadanie” Gelendy to nadal prawdziwe doznanie nastrajające do przygody, nawet jeśli tylko wybierasz się na zakupy lub do pracy. A przyjemność obudzenia 422-konnego podwójnie doładowanego V8 jeszcze przed tobą. Dojdziemy do tego. Najpierw wnętrze.
Nie znajdziesz tu już łatwo zmywalnych plastikowych osłon przymocowanych widocznymi wkrętami, właściwie niczego, co przypominałoby o surowości pierwowzoru. Są za to: dwa wielkie ekrany, połacie miękkiej skóry, najnowsza mercedesowska kierownica z gładzikami, szlachetne obudowy głośników Burmestera, niezwykle komfortowe fotele z masażem, w których umoszczą się nawet bardzo wysocy kierowcy – w poprzedniku musieli siedzieć z niewygodnie zgiętą nogą.
A mimo to czuć, że siedzi się w Gelendzie: blisko płaskiej szyby czołowej, otoczonym płytkim i kanciastym kokpitem. Honorowe miejsce, w aluminiowej oprawie podświetlanych kratek nawiewu, zajmują duże przełączniki blokad mechanizmów różnicowych. Przed pasażerem: masywny pałąk, przydatny na wertepach. Między nim a kierowcą odczuwalnie więcej centymetrów i szerszy podłokietnik niż w poprzedniku. Pozostałe elementy obsługi pochodzą wprost z innych Mercedesów, choć spodziewaliśmy się systemu inforozrywki MBUX (z dotykowym ekranem i głosowym sterowaniem „Hej, Mercedes”). Ten jest jak w klasie E. Ma on swoje dziwactwa, ale skok technologiczny względem poprzednika i tak jest duży.
Silnik uruchamia się teraz przyciskiem – tego też jeszcze w klasie G nie było. Karoseria reaguje na to delikatnym zakołysaniem, do uszu dobiega kojący nerwy bulgot V8. Dziewięciostopniowy „automat” usługuje mu z największą atencją i nigdy nie pozwala sobie na choćby najmniejsze zawahanie lub zwłokę w zmianie biegu. Moc jest rozwijana z godnością i zadziwiająco efektywnie zamieniana w ruch. Mimo rozbudowanego układu przeniesienia napędu oraz aerodynamiki rodem z kredensu (opory!) ten 2,5-tonowy kolos przyspiesza do „setki” w 5,9 s!
Tyle że Gelenda szybka na prostej to nic nowego. Większe wrażenie robią maniery tego wozu w zakręcie. Hydraulicznie wspomaganą przekładnię ślimakowo-kulkową zastąpiono w nowej generacji klasy G układem elektromechanicznym i zębatką. Przy szybkim skręcie nadal oczywiście czuć, że jest to bardzo ciężki samochód (2540 kg wg naszych pomiarów), ale prowadzi się go o wiele przewidywalniej, pewniej i zwinniej niż dotąd. Duża też w tym zasługa nowego przedniego zawieszenia z podwójnymi wahaczami i przede wszystkim znacznie szerszego rozstawu kół. Układ kierowniczy reaguje bardziej bezpośrednio niż dotychczas.
Gelenda stabilniej i bardziej komfortowo pokonuje też nierówności – zarówno na asfalcie, jak i w terenie. Warto zamówić adaptacyjne zawieszenie za 7339 zł. W każdej sytuacji nadwozie mniej się buja. Oczywiście, w offroadzie klasa G nadal czuje się jak ryba w wodzie, ale podczas testu zauważyliśmy, że łatwiej jest spotkać Gelendę w centrum Warszawy niż na bezdrożach wokół niej. Pomijając wysokie spalanie, jest to niezłe auto do miasta.
Stara Gelenda była szokująco wąska jak na swój ogólny format, pozwalała się wciskać w miejsca parkingowe pomijane przez innych kierowców. Nowa jest o 12 cm szersza, ale pudełkowate nadwozie nadal ułatwia manewrowanie, a o wiele węższe i mniejsze niż w SUV-ach tego kalibru drzwi – godne opuszczanie auta. Tylko trzeba nimi zdrowo trzasnąć przy zamykaniu!
Mercedes G500 - to nam się podoba
Znacznie poprawione: precyzja prowadzenia, komfort amortyzacji i udogodnienia.
Mercedes G500 - to nam się nie podoba
Długa droga hamowania, wolno reagujące multimedia, duża śr. zawracania, stosunkowo mały bagażnik.
Mercedes G500 - nasza opinia
Stworzyć nową Gelendę, spełniającą nowoczesne normy i zarazem oczekiwania ortodoksyjnych klientów, nie jest łatwo, ale Mercedes odrobił lekcje. Nowe „G” jest mniej „analogowe”, zwinniejsze i bardziej komfortowe, ale zachowało wyjątkowy charakter.