Citroën C4 Picasso od lat jest w ścisłej czołówce vanów w Polsce. Ten segment wbrew europejskim trendom, „SUV-okracji” i ujemnemu przyrostowi naturalnemu wciąż zyskuje u nas na popularności – w zeszłym roku urósł o 18,5 proc. i osiągnął wolumen 26,7 tys. szt. (dane wg Samaru). To już wystarczający powód, żeby przyjrzeć się francuskiemu „dzieciowozowi” bliżej. Co prawda, na razie w naszej redakcji przypada statystycznie na redaktora tylko 1,54 dziecka, ale kto wie – może Picasso natchnie tych bezdzietnych do założenia rodziny. Albo wręcz przeciwnie. Vany przydają się przecież nie tylko ojcom i matkom.
W przypadku konfiguracji C4 Picasso trochę zaszaleliśmy. Poszliśmy od razu „w Granda”, którego ceny zaczynają się od 79 990 zł – o 8000 zł więcej niż kosztuje o 17 cm krótszy bazowy model. Dzięki temu mogliśmy zamówić 6. i 7. fotel za 2000 zł. Nie ograniczyliśmy się też przy wyborze wersji silnikowej i wyposażeniowej: postawiliśmy na topowego diesla 2.0/150 KM BlueHDi (min. 101 990 zł) z automatyczną skrzynią biegów (dopłata 6000 zł), najwyższym wyposażeniem Shine i kilkoma opcjami. Kropką nad i jest efektowny lakier Lazuli Blue. Konfigurator podliczył nasze zachcianki i wyszło 134 290 zł. Biorąc pod uwagę to, ile zażądaliby konkurenci za podobnie skonfigurowane auto, za Citroëna wcale nie zapłacilibyśmy tak dużo.
Wyposażony w: adaptacyjny tempomat, komplet asystentów kierowcy, elektrycznie sterowaną klapę i panoramiczną szybę van nie może stać i nudzić się na redakcyjnym parkingu. Już w pierwszym tygodniu stażu u nas wyruszył więc w trasę w Dolomity. Na pokładzie: 4 osoby, sprzęt narciarski i bagaż. Postanowiliśmy jechać bez „trumny” i złożyć jeden z foteli środkowego rzędu, żeby pomieścić deski, ale ta przestrzeń przydała się też na umieszczenie toreb z butami narciarskimi. Bagażnik robi wrażenie większego, niż jest w rzeczywistości. Roleta musiała zostać w garażu, bo pod podłogą nie przewidziano na nią żadnego schowka.
Grając w „bagażowego tetrisa”, dwukrotnie uderzyłem się o... klosze świateł wystające po bokach klapy – powinna otwierać się wyżej. Ostatecznie jednak się z nią przeprosiłem, bo elektryczny mechanizm domykania poradził sobie z dociśnięciem miękkiego bagażu i zaryglowaniem zamka – zuch! W wielu innych autach klapa nie domyka się, gdy napotka choćby najmniejszy opór. Pewnie ma to sens – może się spalić silnik, uszkodzić bagaż itd. Ale niech rzuci kamieniem ten, kto zawsze domyka klapę za pierwszym razem w takiej sytuacji. No właśnie!
Grand C4 Picasso ma w papierach 804 kg ładowności i w trakcie trwania testu na długim dystansie na pewno zweryfikujemy tę wartość, bo z naszego doświadczenia wynika, że francuscy producenci mają tendencję do przeceniania danych dotyczących masy. Nasza czwórka narciarzy ważyła z ekwipunkiem ok. połowę tego, co Citroën pozwala zabrać na pokład, i takie obciążenie nie robiło na silniku żadnego wrażenia. Przy 140 km/h w kabinie było nadspodziewanie cicho, natomiast tam, gdzie warunki na to pozwalały, bez problemu rozpędzaliśmy się do 190 km/h i jeszcze można było w kabinie rozmawiać bez przekrzykiwania się.
Przy takim stylu jazdy 150-konne 2.0 BlueHDi zużyło 8,1 l/100 km, natomiast po podliczeniu całej wycieczki (3350 km) średnie spalanie wyniosło 7,6 l/100 km. Imponujące! Lżejsza noga spokojnie pozwoliłaby jeszcze z litr zaoszczędzić. Z naszych pierwszych obserwacji wynika też, że komputer pokładowy podaje wartości bardzo bliskie tym, które wychodzą z zatankowanych litrów i przejechanych kilometrów. Szkoda, że zbiornik mieści tylko 55 l.
Zawieszenie Picasso pracuje pod obciążeniem bardziej komfortowo i harmonijnie niż na pusto. Na autostradzie auto przyjemnie płynie i dopóki nie ma bocznych podmuchów wiatru, nic nie zakłóca zen kierowcy. Ale niestety, „Grand” jest na nie podatny, a kontrowanie mało precyzyjnym i dającym słabe wyczucie układem kierowniczym też nie należy do przyjemnych. Niemieccy konkurenci dają w takich sytuacjach poczucie lepszej kontroli. Nie wymagamy, żeby vanem jeździło się zwinnie i sportowo, ale do galaretowatego prowadzenia „C4-ki” trzeba się po prostu przyzwyczaić i na górskich serpentynach wyluzować, zwolnić i podziwiać widoki przez zachodzącą na dach szybę czołową, która w pełni zasługuje na miano panoramicznej.
Na górskich odcinkach punkty zbierała też automatyczna skrzynia. Przytomnie reaguje na kick-down, na zjazdach mądrze redukuje bieg, wspierając hamowanie silnikiem, natomiast na podjazdach też pozwala długo trzymać niskie przełożenie. Z łopatek do manualnej zmiany praktycznie nie musieliśmy korzystać. Na płaskim zdarza jej się jednak na pierwszych trzech biegach delikatnie poszarpywać.
Po tygodniu jazdy wciąż nie potrafiłem „na ślepo” obsłużyć wszystkich 12 przycisków i 4 pokręteł na kierownicy. Regulacja klimy na ekranie dotykowym, na którym obsługuje się wszystkie funkcje, zawsze będzie irytować, bo odwraca uwagę od prowadzenia. Przekonałem się też, że fotele wyglądają na wygodniejsze, niż są w rzeczywistości. Zamiast pseudomasażu wolałbym porządne podparcie lędźwi z 2-osiową regulacją i taką samą funkcję w zagłówku. Schowek między fotelami mieści podręczny prowiant, ale już uchwyty na napoje okazują się zbyt płytkie – 0,5-litrowe butelki potrafią wypaść i wtoczyć się pod pedały.
Citroen Grand C4 Picasso - to nam się podoba
Mocny, elastyczny i oszczędny silnik, panoramiczny widok do przodu, przytomny „automat”, komfortowo pracujące zawieszenie pod obciążeniem.
Citroen Grand C4 Picasso - to nam się nie podoba
Utrudniona obsługa klimatyzacji, kierownica przeładowana przyciskami, rozlazłe prowadzenie, stosunkowo niewielki zbiornik paliwa.
Citroen Grand C4 Picasso - nasza opinia
W ciągu miesiąca pokonaliśmy naszym Citroënem już blisko 6 tys. km, a pod koniec testu chcemy na liczniku mieć 40 tys. km. Auto sprawdziło się podczas wypadu narciarskiego, teraz przed nim majówki, a potem wakacje i opinie dzieciaków. Na mnie auto zrobiło wrażenie elastycznym, oszczędnym silnikiem i komfortem jazdy na autostradzie.