Producenci uwielbiają eksplorować niszę, a zadwolajacy producenta sukces francuskiej marki DS sprawia, że inni też chcą uszczknąć coś z szybko rosnącego rynku aut klasy premium. Z niemieckimi markami, przynajmniej w Europie, raczej nikt nie wygra, ale powalczyć o te kilka procent zawsze warto. Dlatego Ford stworzył swój „sub-brand” Vignale. Teraz można zamówić już aż cztery modele tej marki: Kugę, Edge’a, Mondeo i opisywanego tutaj S-Maxa. To model z tego grona.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoFord S-Max Vignale – idzie wbrew trendom
Jako jedyny z całej czwórki ten sportowy minivan nie ma realnej konkurencji na rynku. I niech nikt nie mówi, że jest przeciez BMW serii 2 Active Tourer. Nie, ta "beekmka" jest mniejsza, bliższa C-Maxowi. Oczywiście unikalność S-Maxa Vignale można spuentować w szyderczy sposób: a mianowicie, że nikt inny nie robi takiego sportowego minivana, bo po prostu na takie wozy nie ma dziś popytu. Wszyscy sięgają po SUV-y. Nie jest to jednak prawda, bo Ford sprzedaje na tyle dużo S-Maxów, że powstała już druga generacja tego modelu. I wiecie co? Osobiście bardzo lubię S-Maxa. Z kilku powodów. Po pierwsze, to minivan, a zatem kupując go postępujemy niejako wbrew trendom. Może to trochę hipsterskie, ale lubię iść wbrew stadnemu odruchowi. A S-Max to wyraźna deklaracja, że moda na SUV-y nic a nic nas nie obchodzi.
Po drugie, to samochód, który przeczy zasadzie, że jeśli coś jest do wszystkiego, to w rzeczywistości jest do niczego. S-Max może z powodzeniem pełnić rolę rodzinnego busiku i w komfortowych warunkach dowieźć do wakacyjnego celu rodzinę wraz z dużą ilością pakunków, lecz z drugiej strony – jeśli mamy odpowiednio mocny wariant – potrafi dostarczyć sportowych wrażeń z dynamicznego prowadzenia. Zawieszenie, choć ustawione kompromisowo, doskonale sprawdza się w obu wspomnianych sytuacjach.
Ford S-Max Vignale – duża moc, ale bez uszczerbku dla budżetu
Decydując się na zakup S-Maxa Vignale możemy przebierać w silnikach jak w ulęgałkach, ale optymalną zdaje się wariant z 2-litrowym dieslem o mocy 180 KM. Można powiedzieć, że to samochód o dobrych osiągach, bo do setki rozpędza się w mniej niż 10 sekund. Ale to parametr ważny, gdy uwielbiamy wyścigi od świateł do świateł. Ważniejszy jest jednak moment obrotowy, który wynosi aż 400 Nm. Sporo. I to wystarczy, by 2-tonowy pojazd (masa auta, pasażerów i bagażu) przyspieszał z łatwością startującej rakiety balistycznej. No dobrze, może przesadzam z tym porównaniem, ale nie widać, by 180-konny S-Max z dieslem męczył się na trasie, gdy np. trzeba wyprzedzić.
Szkoda tylko, że nie da się tego samego powiedzieć o 6-biegowym automacie Powershift, który nie jest idealny. Czasem zbyt długo zastanawia się nad zmianą przełożenia, a w innej sytuacji robi to bez potrzeby. Są sytuacje, gdy lepiej wybrać ręczny tryb zmiany biegów. Cóż, pewnie zaraz pod moim adresem posypie się fala krytyki, ale stwierdzam, że volkswagenowskie DSG nadal jest nie do pobicia, a kupując S-Maxa, raczej postawiłbym na 6-biegową, ręczną skrzynię.
Ważnym atutem testowane wersji jest fakt, że auto naprawdę nie pali dużo jak na pojazd, który może zmieścić na pokładzie siedem osób i bagaże. Oczywiście podana przez Forda średnia równa 5,4 l/100 km to wyssana z palca bujda dla naiwnych, ale na trasie da się uzyskać rezultat około 8 l/100 km, to oznacza, że na stację benzynową trzeba będzie zjeżdżać mniej-więcej co 800 km. Zbiornik paliwa ma 70 litrów pojemności. Jest sporo i bardzo dobrze, bo przecież S-Max to auto długodystansowe.
Ford S-Max Vignale – czy rzeczywiście premium?
Przedstawiciele Forda przekonują, że to naprawdę prestiżowa wersja. A co jest tego przejawem? Ot, choćby dedykowany serwis consierge. Potrzebujemy pomocy na trasie? Wystarczy zadzwonić. Nasz opiekun pomoże odnaleźć ciekawe miejsce albo poda pomocną dłoń w razie awarii lub stłuczki. To jednak ciut za mało, by za auto płacić prawie 175 tys. zł. Co zatem otrzymujemy poza dostępnym w każdej chwili przedstawicielem Forda?
Przede wszystkim trochę dodatkowego wyposażenia, które ma za zadanie zbliżyć S-Maxa do klasy premium. W standardzie mamy przykładowo lakier metalizowany, czy też skórzaną tapicerkę. Mamy też świetnie wykończoną górną część kokpitu – łącznie ze skórą zdobioną efektownym przeszyciami. Szkoda tylko, że na dole pozostały plastiki jak w zwykłym S-Maksie: twarde, podatne na zarysowania. W aucie za takie pieniądze to nie uchodzi.
Z drugiej strony miło, że w standardzie jest dobrej klasy skóra pokrywająca doskonale ukształtowane fotele wyposażone w elektryczne sterowanie. Szkoda zaś, że za funkcję masażu trzeba dorzucić 3,3 tys. zł. Zresztą, w ogóle dziwią mnie niektóre opcje wymagające dopłaty. Postojowe ogrzewanie za 5 tys. zł lub dach panoramiczny za 3,9 tys. zł są w porządku. Nie każdy musi mieć te rzeczy na pokładzie swoje S-Maxa. Lecz jeśli mówimy o aucie z bardzo bogatym wyposażeniem, to dlaczego trzeba dorzucić 750 zł za relingi dachowe, 650 zł za podgrzewaną kierownicę, 400 zł za rolety w tylnych drzwiach, 500 zł za gniazdko 230 V, czy też głupie 150 zł za siatkę mocującą bagaże i tyle samo za stoliki na oparciach przednich siedzeń. Dziwne, prawda? I dlaczego nawigacja nie jest w standardzie, tylko kosztuje kosmiczne 6 tys. zł?
Ford S-Max Vignale – warto go kupić?
Szczerze? To zależy. Jeśli dla kogoś pieniądze są sprawą drugorzędną, a chce mieć świetnego minivana – czemu nie? Vignale jest lepiej wykończony niż zwykły S-Max, a to pewnie spodoba się wymagającym klientom. Z drugiej strony zwykła wersja S-Maxa jeździ równie dobrze, a jest zdecydowanie tańsza. Na tyle, że nawet dla osób korzystających z leasingu ta różnica znajdzie wyraźne odzwierciedlenie w wysokości miesięcznych rat.
Dane techniczne Ford S-max Vignale 2.0 TDCi 180 KM, Powershift:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 1997 cm3, R4, turbodiesel |
Moc | 180 KM przy 3500 obr./min |
Moment obrotowy | 340 Nm przy 2000-2500 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 6-biegowy automat, napęd na przód |
Prędkość maksymalna | 208 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 9,5 s |
Średnie zużycie paliwa | 5,4 l/100 km |
Masa własna | 1734 kg |
Cena | od 174 350 zł |