Wystarczyło przejechać zaledwie kilkanaście kilometrów, by trafić na szyderców. „Oto podróbka hybrydy” - to pierwszy złośliwy komentarz. I ostatni. Bo każdy kto miał następnie okazję bliżej poznać testowy egzemplarz Hyundai Ioniq zmieniał zdanie. Z naciskiem na każdy, bo wśród szyderców byli również tacy, którzy brzydzą się hybrydami.
Nie zabrakło oczywiście zarzutów, że w czasach gdy w salonach jest już dostępna czwarta generacja najpopularniejszej hybrydy świata, czyli Toyoty Prius, koreańska marka dopiero wprowadza do sprzedaży swoją pierwszą hybrydę. Aż się prosi o porównanie do rynku telewizorów. Gdy na całym świecie niepodzielnie rządziły marki japońskie takie jak Panasonic czy Sony nikt na poważnie nie traktował pierwszych prób podboju przez GoldStar (późniejsze LG) czy Samsunga. I to był błąd. Teraz to Koreańczycy zdominowali rynek elektroniki konsumenckiej, a japońskiej konkurencji pozostała gorycz porażki.
Naśladowanie konkurencji
Trudno wprawdzie oczekiwać, że podobna historia dokona się na motoryzacyjnym polu. Niemniej trzeba przyznać, że Hyundai bardzo porządnie przygotował się do debiutu swojej hybrydy. Bo Ioniq da się polubić. I to szczególnie za to, że wyeliminowano w nim cechy, które wciąż najbardziej doskwierają w konkurencji.
Przepis na hybrydę jest podobny. Hyundai nawet nie próbuje dokonywać rewolucji. Pod maską zmieszczono czterocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 1.6 i mocy 105 KM. Pracuje w cyklu Atkinsona (rozwiązanie brytyjskiego inżyniera, które opracowano i opatentowano w 1882 roku!), co w dużym skrócie oznacza zmodyfikowany cykl czterosuwowy i dłuższy czas otwarcia zaworów dolotowych. Przeciętnemu kierowcy może się co najwyżej kojarzyć z tym, że technologię zapomniano na ponad 100 lat. Dopiero w 1997 pojawiła się na skalę masową w pierwszej Toyocie Prius. Hyundai zastosował ją niemal 20 lat później.
Czy mocy jest pod dostatkiem?
Wróćmy jednak do przepisu na hybrydę. W Ioniq jest oczywiście także silnik elektryczny o mocy 43,5 KM, pakiet litowo-jonowych akumulatorów polimerowych (tak jak w nowoczesnych smartfonach) oraz skrzynia biegów DCT - zupełnie inna niż w konkurencji. W miejsce znienawidzonej bezstopniowej przekładni CVT jest 6 stopniowa dwusprzęgłowa skrzynia automatyczna. Co to oznacza dla użytkownika? Koniec z charakterystycznym wyciem podczas przyspieszania, co zniechęciło niejednego kierowcę do idei hybryd. Nawet gdy przysłowiowo dociśniemy gaz do dechy, to w kabinie nie słychać charakterystycznego wycia i nikt z pasażerów nie będzie narzekał na dokuczliwy hałas. Silnik oczywiście staje się wyraźnie głośniejszy, ale brzmienie jest zupełnie inne niż w hybrydowych Toyotach. Nawet teściowa się nie zorientuje, że gwałtowanie przyśpieszamy. Bo o czymś takim nie ma mowy. Zamiast dociśnięcia do fotela po prostu płynnie zwiększamy prędkość. Tyle i aż tyle.
Oczywiście zaraz pojawi się pytanie: czy 105 KM silnika benzynowego i 43,5 KM to nie za mało jak na samochód, który waży 1370 kg? Wbrew pozorom nie. Nawet gdy na pokład zmieściliśmy czterech ciężkich sportowców amatorów zwiększając masę o 400 kg to wyprzedzanie wciąż nie było powodem do stresu. A rozpędzanie do prędkości powyżej dopuszczalnych limitów na autostradzie nie stanowiło problemu. Wszystko ma swoją cenę. Przy mało subtelnym traktowaniu pedału gazu i jeździe autostradami i drogami ekspresowymi uzyskaliśmy średnią 6,4 l. W mieście 2 litry mniej. W przedświątecznych korkach nie udało się zaś uzyskać obiecywanego przez producenta poziomu 3,4 l/100 km. Jednak to co udało się osiągnąć w trakcie testu to i tak bardzo dobry wynik. Jestem przekonany, że większość właścicieli Ioniq będzie również zadowolona.
Elektrycznie w mieście i trasie
W codziennej jeździe trudno wyczuć kiedy aktywny jest napęd elektryczny. Przy spokojnym traktowaniu pedału gazu i nieco podkręconym radiu trudno usłyszeć dźwięk silnika. I gdyby nie mała zielona kontrolka EV na desce rozdzielczej lub prosta grafika na ekranie w konsoli mało kto na pokładzie odgadnie w jakim trybie się poruszamy. Znamienne, że w trybie elektrycznym możemy jeździć nie tylko w korkach, ale także podczas jazdy na drodze ekspresowej. Nawet przy prędkości 100 km/h wystarczy odpuścić pedał gazu, by uruchomić tryb EV. Niemniej trzeba się przyzwyczaić na delikatnie szarpnięcie, gdy próbujemy energicznie ruszyć spod świateł. Przyzwyczajenia wymaga również traktowanie hamulców, gdyż początkowo nie łatwo o płynne, delikatne hamowanie podczas dojazdu do sygnalizacji świetlnej, miejsca parkingowego czy bramy garażowej. I jeszcze jedna uwaga odnośnie hamulców: ręcznego nie znajdziecie pod ręką, tylko pod nogą – z lewej strony.
Powodów do zadowolenia jest więcej. Hybrydowy Hyundai zapewni bowiem przyjemność także podczas prowadzenia. W niczym nie przypomina rozbujanego kutra na pełnym morzu albo przeładowanej ciężarówki. Łatwiej o skojarzenia z popularnymi modelami Forda - przynajmniej w kwestii komfortu resorowania. Zawieszenie jest stosunkowo sztywne i twarde, jednakże wciąż daje poczucie komfortu nie tylko gdy przejeżdżamy po progach zwalniających. Gdy przy odrobinie szczęścia (o co nietrudno w okolicach Białegostoku, Siedlec i Warszawy) traficie na stary brukowany odcinek drogi zapomniany przez gminę, powiat, województwo czy nawet Unię Europejską to przejazd nim będzie bardziej przyjemny niż można się spodziewać. Z precyzją prowadzenia jest również dobrze, choć nie idealnie. Ioniq bowiem potrafi więcej niż wiele aut na rynku amerykańskim – równie gładko pokonuje zakręty jak długie proste. Co więcej: aż kusi, by ten sam łuk pokonywać za każdym razem nieco szybciej. Niemniej gwałtowne ominięcie przeszkody nie zapewni nam jazdy jak po szynach.
To nie jest mały, ciasny samochód
Ioniq to model kompaktowy. I to całkiem spory. Pod względem długości nadwozia równa się niemal z i30 w wersji Wagon (różnica 15 mm). Ma jednak większy rozstaw osi (różnica 50 mm). Starczy zatem miejsca na wygodną podróż dla czterech rosłych osób. Wbrew pozorom za kierowcą o wzroście 180 cm bez trudu zmieści się równie rosły pasażer. Będzie co najwyżej narzekał na twarde obicie fotela, gdy nieopatrznie uderzy w nie kolanem. Twardych plastików zresztą nie brakuje w kabinie. Niestety trzeba przywyknąć do tego, że nawet przy cenie ok 100 000 zł wnętrze będzie wykonane z tworzyw przeciętnej jakości. Nie inaczej jest u pozostałej hybrydowej konkurencji.
Każdy z pasażerów spokojnie zmieści swój bagaż (np. walizki mieszczące się w limicie bagażu podręcznego w samolocie). Z tyłu bowiem wygospodarowano sporą przestrzeń o pojemności 443 l. To w zupełności wystarczy, jakkolwiek w porównaniu z i30 Wagon bagażnik Ioniq jest o prawie 90 l mniejszy. Na szczęście jest dość ustawny, więc łatwo będzie racjonalnie wykorzystać miejsce. Z jednym wyjątkiem: przewożenie długich przedmiotów (np. nart) i czterech dorosłych osób będzie dość trudne. Choć w oparciu kanapy zmieszczono rozkładany podłokietnik to zapomniano o otworze do bagażnika. By zatem przewieźć narty trzeba będzie złożyć część oparcia – szkoda.
Wyposażenie – nawet podstawowe wystarczy
Nawet najtańsza wersja Ioniq (Business) jest wyposażona na tyle dobrze, że bez większego żalu można zrezygnować z droższych odmian Premium czy Platinum. Bez względu na odmianę otrzymujemy taki sam komplet poduszek powietrznych (przednie, boczne, kolanowe, kurtyny), kontrolę trakcji, asystent ruszania pod górę, tempomat, czujnik deszczu czy dwustrefową klimatyzację. Dopłaty wymagają takie opcje jak m.in. elektrycznie podgrzewane siedzenia przednie i tylne, kluczyk zbliżeniowy, automatycznie ściemniające lusterko, tylne światła LED, 17 calowe felgi czy chromowane elementy nadwozia. Tylko w droższych wersjach dostępne są dodatkowe systemy monitorowania martwego pola oraz ostrzegania o ruchu poprzecznym (ułatwia wyjazd z miejsc o ograniczonej widoczności). Podobnie jest w przypadku zestawu wskaźników z większym 7 calowym wyświetlaczem (zamiast odmiany 4,2”). A to nie koniec opcji. Nie wspomnieliśmy jeszcze o multimediach.
Lepiej niż w Seacie, Skodzie czy Toyocie
Opcjonalny system multimedialny (nawigacja z cyfrowym radiem DAB+) to mocna strona Ioniq. Hyundai zadbał bowiem lepiej o swoich klientów niż chociażby Toyota. Radio z 7 calowym ekranem dotykowym zawiera nie tylko całkiem udaną nawigację ale także rozszerzone opcje łączności. Bardzo dobrze sprawdza się tryb Android Auto oraz Apple CarPlay. Łączność ze smartfonem nawiązywana jest nieco szybciej niż nawet w nowych jednostkach multimedialnych stosowanych w całej grupie VW (Audi, Seat, Skoda, VW). I tak jak we wszystkich samochodach z Android Auto oraz CarPlay lepiej funkcjonuje nawigacja Google. Szybkość lokalizacji pozycji oraz wyświetlania mapy jest znacznie lepsza niż w Apple Maps. Pod tym względem nawet najnowszy iPhone 7 ustępuje kilkuletniemu smartfonowi z systemem Android.
W Ioniq jest nawet funkcja Wi-Fi, by udostępnić połączenie internetowe przez samochodowy router czy telefon. Internet przyda się do odbioru aktualizowanych na bieżąco informacji o utrudnieniach w ruchu drogowych (dostarczane przez TomTom), prognozy pogody oraz wyszukiwania adresów w trybie online. Funkcja wyszukiwania przydaje się na co dzień, gdyż świetnie uzupełnia braki w mapie. Gorzej wypada system informacji o korkach, gdyż pod względem ilości komunikatów niczym nie różni się od darmowego TMC. Lepiej zatem skorzystać z nawigacji Google, która ma bardzo dobre dane o natężeniu ruchu na drogach.
Infinity i ładowanie bezprzewodowe
Godną polecenia opcją jest system nagłośnienia Inifinity. Złożony z 8 głośników (przednie, tylne, centralny oraz subwoofer) i osobnego wzmacniacza zapewnia całkiem niezłą jakość dźwięku. Brzmienie jest zrównoważone i dość przyjemne dla ucha (szczególnie głośniki wysokotonowe nie grają zbyt agresywnie). Mimo dużego 20 cm głośnika niskotonowego w bagażniku, tony niskie nie przytłaczają słuchaczy. Bas jest kontrolowany na tyle dobrze, że nikogo nie zagłuszymy prawdziwym łomotem jak w przypadku bardzo mocnych systemów car audio instalowanych przez miłośników zawodów dB Drag Racing.
Szkoda, że zrezygnowano z odtwarzacza płyt CD. Muzykę można zatem słuchać z pamięci USB (tylko jedno gniazdo do komunikacji z radiem) albo z telefonu lub innego sprzętu podłączonego do gniazda AUX. Co ważne naszą komórkę możemy doładować bezprzewodowo. Miejsce do ładowania indukcyjnego znajduje się w dolnej części konsoli tuż obok gniazd USB i AUX. Wystarczy tylko położyć kompatybilny telefon, a ładowanie rozpocznie się automatycznie (wówczas zaświeci się także dioda z logo standardu Qi). Wystarczyło 30 minut, by baterię w smartfonie Microsoft Lumia 950 doładować o niecałe 20 proc i to bez nadmiernego nagrzewania urządzenia.
Podsumowanie
Hyuandai Ioniq to udany samochód. I dobra alternatywa dla innych hybryd na rynku. Już podstawowa wersja za 99 000 zł jest na tyle dobrze wyposażona, że nie trzeba inwestować więcej. Co ważne: Ioniq sprawdzi się nie tylko w mieście, ale także i w dłuższych trasach, więc może z powodzeniem pełnić rolę głównego samochodu w niedużej rodzinie. Jeśli dodać korzystne warunki gwarancji (m.in. 8 lat lub 200 000 km na akumulator), to nowy hybrydowy Hyundai staje się nie tylko dobrą inwestycją jako nowy samochód, ale z czasem także jako używany.