- Nowy Hyundai Santa Fe jest tak dobrze wykończony, że pod tym względem nieśmiało zbliża się do klasy premium
- Koreańska marka zadbała o zastosowanie w tym samochodzie wielu systemów wspomagających kierowcę
- System multimedialny jest intuicyjny i zaprojektowany z głową, nie ma też problenu z parowaniem telefonów
Ogólnie koncern Kia/Hyundai jest ostatnio na fali wznoszącej. Weźmy taką Kię Stinger: ma styl, w wersji z napędem na tył i silnikiem V6 (dostępna np. w USA, ale nie u nas!) zaskakująco dobrze jeździ, a przy tym nie kosztuje jakoś szokująco dużo. Czy zamiast BMW 440i Gran Coupe wybrałbym właśnie Kię? Jeszcze nie, ale są na pewno tacy, którzy to zrobią. A teraz jeszcze ten Hyundai Santa Fe, który pod wieloma względami przebija modele producentów europejskich, nieśmiało pukając – przynajmniej jeśli chodzi o topową wersję wyposażenia, którą testowaliśmy! – do segmentu premium. Tak, to nie pomyłka, ani pijany zwid osoby piszącej te słowa.
Hyundai Santa Fe - bardzo blisko klasy premium
Ale po kolei. Każdy, kto przynajmniej na chwilę zajrzał do środka tego samochodu, był pod wrażeniem: od osoby na co dzień jeżdżącej Range Roverem Evoque po całe nasze gremium redakcyjne. Pikowana skóra, bardzo przyjemne materiały, przejrzyste zegary, wygodne fotele, indukcyjna ładowarka do telefonów to niemal kompletne wyposażenie – Santa Fe już przy pierwszym kontakcie obiecuje naprawdę dużo. Wszystko ładnie spasowane i na tyle dobrze zmontowane, że nawet ulubiony test dziennikarzy z YouTube’a, polegający na „uciskaniu” elementów konsoli środkowej, zakończył się pomyślnie: nie słychać żadnych trzasków ani skrzypnięć. Tylną kanapę można przesuwać wzdłuż, a wyświetlacz head up to prawdziwy... head up. Czyli taki, który wyświetla informacje na przedniej szybie, a nie na jakimś podłym kawałeczku plastiku wysuwającym się znad zegarów. Brawo.
Samochód urósł na długość w stosunku do poprzednika o 7 cm, a rozstaw osi wzrósł o 6,5 cm. Więcej miejsca jest zwłaszcza z tyłu, można mieć w opcji trzeci rząd siedzeń, ale – co ciekawe – nie będzie już wersji Grand. Bagażnik urósł o 40 l i teraz ma pojemność 625 l.
Hyundai Santa Fe - wygodnie za kierownicą
Zajmuję miejsce za kierownicą i spoglądam na (pół)elektroniczny zestaw zegarów (obrotomierz, wskazanie paliwa i temp. cieczy chłodzącej są analogowe), który trochę przypomina ten znany m.in. z Renault Talismana. Jest czytelny i przejrzysty, ale czy to już szczyt elegancji? Jeszcze nie, tak samo zresztą, jak sterczący pośrodku konsoli ekran multimediów – podobny można mieć też np. w i30 i tu wygląda chyba ciut za pospolicie. Przesadzam? Chyba nie, po prostu inne wysmakowane detale rozbudziły apetyt. Dobra wiadomość jest natomiast taka, że multimedia mają ładny i prosty interfejs, a parowanie telefonów i obsługa nawigacji przebiegają szybko oraz sprawnie.
Ruszam z miejsca. Wrażenie dobrej jakości pozostaje, gdyż silnika prawie nie słychać, ośmiobiegowa skrzynia automatyczna pracuje bardzo gładko i kulturalnie, a zawieszenie z dużą kulturą wybiera nierówności terenu. No i ta cisza: widać, że nad tym aspektem ktoś naprawdę popracował. Funkcjonalność? Prawie wzorowa. Prawie, bo np. kieszenie w drzwiach są na tyle wąskie, że nie da się tu zmieścić butelki 1,5 l. Santa Fe to wszak auto rodzinne, więc taka niedoróbka nieco dziwi. Podczas jazdy po nierównościach nie słychać niemal żadnych niepokojących dźwięków, co tylko potwierdza moje wcześniejsze spostrzeżenie, że samochód jest dobrze zmontowany.
Hyundai Santa Fe - to nie jest rakieta
Diesel 2.0/185 KM nie czyni z Santa Fe rakiety, ale to wcale nie wada, bo tym autem po prostu nie masz ochoty szybko jeździć. Dostojne toczenie się to jego naturalny talent i nie należy sobie ani innym kierowcom udowadniać, że jest inaczej. Dostajemy co prawda tryb „Sport”, ale korzystanie z niego nie ma najmniejszego sensu, bo dynamika dużo lepsza nie jest, a tylko rośnie spalanie. Średnio Hyundai zużył podczas testu ok. 9 l/100 km, co jak na tak ciężki samochód z napędem 4x4 nie jest słabym wynikiem. Zła wiadomość jest natomiast taka, że powyżej 130 km/h jazda powoli robi się nieekonomiczna – spalanie chwilowe na poziomie niemal 9 l/100 km – poza tym zaczyna być lekko słychać lusterka boczne. Uwaga: przy moim ustawieniu fotela (mam 180 cm wzrostu i lubię siedzieć daleko od kierownicy) słupek B tak skutecznie zasłaniał widoczność, że w sytuacji, gdy skręcałem w prawo i jednocześnie przecinałem ścieżkę rowerową, musiałem prosić żonę siedzącą obok o sprawdzenie, czy przypadkiem nie nadjeżdża cyklista.
Nowy Hyundai Santa Fe jest wręcz naszpikowany systemami wspomagającymi. Mamy więc i te mniej przydatne oraz irytujące – np. uzbrajający się cały czas na nowo system utrzymania pasa, który mało subtelnie szarpie kierownicą, gdy uzna, że kierowca jest ślepy i nie wie, co czyni – oraz takie, które potrafią zrobić różnicę. Mam tu na myśli zwłaszcza tę nowinkę, z której Hyundai jest taki dumny – otóż w chwili, gdy auto wykryje, że z tylnego rzędu siedzeń ktoś chce wysiąść, a czujniki jednocześnie zauważą, że z tyłu zbliża się inne auto, drzwi zostaną zaryglowane. I nikt nie wpadnie pod koła nadjeżdżającego pojazdu, cała rodzina przeżyje i będzie mogła wspólnie udać się na lody.
Hyundai Santa Fe - nie jest bez wad
Jeśli chodzi o drobne wady, nieco uprzykrzające codzienną eksploatację samochodu, to... kilka się znajdzie. Weźmy np. tylne klamki bez czujników układu bezkluczykowego. Chcesz otworzyć auto, a podchodzisz od tyłu? Musisz iść dalej, do przednich drzwi. Jasne, jeśli chodzi kompakty i klasę średnią, to tylne klamki z reguły nie mają funkcji „dotykowej” nawet w niemieckich auta klasy premium, ale już w tym segmencie mam chyba prawo takich udogodnień oczekiwać? No i te klamki – przycisk do zamykania/otwierania centralnego zamka ma formę guzika umieszczonego od wierzchniej strony uchwytu. Nie dało się zrobić tak, by zamek otwierał się po chwyceniu za klamkę tak, jak np. w BMW? Na tylnej klapie z kolei brakowało mi też przycisku do ryglowania centralnego zamka. Jest tam tylko jeden guzik – do elektrycznego opuszczania klapy, i jeśli chcę zamknąć bagażnik i odejść od auta, to aby zaryglować centralny zamek, muszę się pofatygować do przednich drzwi. Albo sięgnąć do kieszeni po pilota. Bez sensu.
To jednak wszystko detale, które nie mogą popsuć fantastycznego wrażenia, jakie robi nowy Santa Fe. Dostajemy kawał komfortowego i świetnie wykonanego auta z napędem na obie osie i pięcioletnią gwarancją. Ile ta przyjemność kosztuje? Dobre pytanie, bo tego nie wie na razie... sam Hyundai. Choć samochody są już dostępne do testów, to na razie cennika nie znamy. Gdy się pojawi, materiał uzupełnimy.
Hyundai Santa Fe 2.0 CRDi Aut. - dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 1995 cm3, R4, turbodiesel |
Moc | 185 KM przy 4000 obr./min |
Moment obrotowy | 400 Nm przy 1750-2750 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 8-biegowy automat, napęd 4x4 |
Prędkość maksymalna | 201 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 10 s |
Średnie zużycie paliwa | 6,2 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1895 kg |
Cena | nieustalona |