- Samochód zachowuje charakterystyczną stylistykę, ale usunięto z niego obecne dotąd mankamenty wynikające z odważnego wzornictwa
- Poprawiono widoczność do tyłu, co rewolucyjnie wpływa na bezpieczeństwo i komfort prowadzenia
- Wersja Plug-in umożliwia jazdę na prądzie na odległość ponad 60 km
- System odzyskiwania energii podczas jazdy miejskiej pozwala na łatwe sterowanie prędkością
Nie bez powodu napisałem "inżynierowie pracujący dla japońskiego producenta", a nie "Japończycy" – jest to bowiem ekipa zdecydowanie międzynarodowa, część z nich mogłem poznać już po jazdach. Szkoda, że nie przed nimi, ułatwiłoby to nieco zapoznanie się z samochodem na dystansie kilkudziesięciu kilometrów. Niemniej pewne wnioski nasunęły się same i od razu, a zatem...
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Nowa Toyota C-HR: wreszcie widać prawy pas za autem
Nowy C-HR zdecydowanie nawiązuje odważną stylistyką do poprzednika, niemniej jest to inny samochód. Dojrzalszy. Kto jeździł "schodzącym" C-HR-em, ten wie, że charakterystyczne wzornictwo tylnej części nadwozia z wysoko umieszczoną klamką drzwi miało swoją cenę. Choćby taką, że kierowca, który chciał się upewnić, czy w martwym polu lusterka, na prawym pasie, nie "czai się" jakiś pojazd, ten natrafiał wzrokiem na szeroki tylny słupek, który zasłania wszystko. MIkroskopijny "lufcik" sąsiadujący z modułem klamki nie zmieniał dokładnie nic, kierowca tego zgrabnego autka musiał się więc przyzwyczaić i nauczyć, że w kwestii orientacji, co znajduje się tuż za nim na prawym pasie, ma do dyspozycji jedynie lusterko i własną pamięć. Masz się orientować w przestrzeni i tyle. W nowym C-HR-ze zerkasz przez ramię i... widzisz, co trzeba. Widok do tyłu w nowej wersji tego auta jest poprawiony wręcz rewolucyjnie.
Nowa Toyota C-HR: warto ją naładować
Wersja Plug-in ma baterię pozwalającą w dobrych warunkach przejechać na prądzie ponad 60 km. Mniejsza jednak o zasięg – jazda na prądzie daje ciszę i dodatkowy "ciąg". Mały C-HR Plug-in, nawet jeśli dość ciężki, jedzie lekko i – przyciśnięty trochę bardziej na zakręcie, nawet poza poziom komfortu opon, które zaczynają wydawać głośny pisk – pozostaje stabilny i cieszy ciszą panującą we wnętrzu. Dodajmy, że takie przeciążenia, na jakie można sobie pozwolić na torze, na zwykłej drodze w praktyce nie występują, a w każdym razie nikt rozsądny nie doprowadza do nich z premedytacją. Podsumowując: auto stabilnie skręca, ma moc, a przekładnia bezstopniowa aktualnej generacji japońskiej hybrydy nie generuje żadnych nieprzyjemnych dźwięków. Przynajmniej wtedy, gdy jedziemy w trybie EV, wspierającym się napędem spalinowym jedynie w ostateczności.
Nowa Toyota C-HR: a w środku to prawie...
Nowy C-HR ma nowe multimedia, które stopniowo trafiają do kolejnych modeli Toyoty i w nieznacznie zmodyfikowanej wersji także Lexusa. To, co kiedyś było bolączką modeli japońskiej marki, dziś jest zaletą: obsługa jest prosta, logiczna, czytelna, a ekran schludny. Również złego słowa nie można powiedzieć o wirtualnym kokpicie – jest estetyczny, czytelny, konfigurowalny.
Materiały wykończeniowe są bardzo w porządku – przyjemne w dotyku, eleganckie, tak samo jak skórzana kierownica, której trudno coś zarzucić (potem dowiem się, że jest to wysokiej jakości "skóra wegańska", czyli wcale nie skóra, to materiał udający skórę w taki sposób, że można się pomylić, a nawet go preferować). Fajny jest joystick na tunelu środkowym. To wszystko kojarzy się, jeśli chodzi o jakość, z małymi autami klasy premium, choćby takim małym... Lexusem. Przynajmniej jeśli chodzi o przednie siedzenia.
Nowa Toyota C-HR: na autostradzie napęd staje się słyszalny
Aktualna generacja napędu hybrydowego Toyoty sprawia dużo przyjemności podczas jazdy miejskiej m.in. za sprawą dobrze skonfigurowanego, wydajnego systemu odzyskiwania energii (hamowania silnikiem elektrycznym). W trybie maksymalnego automatycznego "odzysku" sterowanie prędkością odbywa się praktycznie wyłącznie za pomocą pedału gazu: naciskasz – przyspiesza; odejmujesz – zwalnia. Na autostradzie, zwłaszcza po opróżnieniu baterii, zapoznajemy się jednak z pracą spalinowej części napędu. I trzeba powiedzieć, że nie jest źle, ale w tej kwestii nie można mówić o premium: po wciśnięciu gazu do oporu wyraźnie słychać silnik pracujący we w miarę stałym, korzystnym dla siebie zakresie obrotów. Trzeba się przyzwyczaić albo nie szaleć na autostradzie.
Nowa Toyota C-HR ma szklany dach bez przesłony
Testowy egzemplarz C-HR-a wyposażono w szklany, panoramiczny dach, który jednak nie ma tradycyjnej zasłonki wysuwanej ręcznie czy elektrycznie. Okazuje się – tym producent pochwalił się później – że pomysł z wyposażeniem C-HR-a w szklany dach wcale nie był łatwy do realizacji. Problemem okazał się brak miejsca – te trzy-cztery centymetry, które zabiera przesłonka, to jest ta przestrzeń nad głową, której by zabrakło. Zdecydowano się na zastąpienie przesłony/rolety szkłem, które filtruje ciepło, promienie UV i wszystko inne co trzeba w takim zakresie, że nic nie trzeba zasłaniać. Faktem jest, że jazdy próbne odbywały się w warunkach dość upalnych, było chyba dobrze powyżej 30 stopni Celsjusza. W tych warunkach klima nie wyła, słońce nie przeszkadzało, wewnątrz panował miły chłód. Wygląda na to, że realizacja wspomnianej koncepcji się powiodła. Bonusem jest oszczędność aż 5 kg masy auta – tyle ważyłaby przesłona dachu, której nie ma.
Nowa Toyota C-HR: auto dla siedzących z przodu
C-HR to auto, które ma świetnie zaprojektowane miejsca dla kierowcy i pasażera siedzącego z przodu, ma przyzwoity bagażnik, natomiast "tylny" pasażer musi znać swoje miejsce w szeregu, zresztą być może wcale go tam nie będzie. Przy komfortowym ustawieniu fotela kierowcy dla osoby o wzroście 180 cm za tym fotelem wydaje się, że nikt się już nie zmieści. Okazuje się, że nie jest aż tak źle, niemniej C-HR zdecydowanie promuje siedzących z przodu. Z przodu cieszy oczy fajne wzornictwo, ciekawe oświetlenie, miejsca jest w sam raz i wydaje się, że pomyślano tu o wszystkim. Z tyłu jest za to raczej ciemno, mniej ciekawie. I choć niższy pasażer przez okna w nowej Toyocie C-HR widzi znacznie, znacznie więcej niż to było w starszym modelu, to trzeba powiedzieć to jasno: priorytetem przy konstruowaniu auta był komfort na przednich siedzeniach, nie na tylnych.
Nowa Toyota C-HR: dziesiątki gadżetów i pomysłów
W nowym modelu projektanci "zaszyli" mnóstwo mniejszych i większych rozwiązań wpływających na odbiór – pozytywny odbiór – samochodu. Nie wszystkie zresztą widzimy od razu. To wspomniany brak przesłonki szklanego dachu, ale też np. oświetlony spoiler, na którym wyświetla się nazwa marki i modelu. Okazuje się, że ten napis wyświetla się w trybie "powitalnym": widoczny jest na postoju, ale podczas jazdy gaśnie. Wynika to z przepisów, które zabraniają używania niesymetrycznego oświetlenia.
Z innych ciekawych rozwiązań warto wspomnieć o klamkach, które zasadniczo są schowane w drzwiach, licują się z ich powierzchnią. Wysuwają się automatycznie, gdy jest taka potrzeba. To wreszcie brak wycieraczki tylnej – aerodynamika tylnej części nadwozia C-HR-a pozwala nie umieszczać tego urządzenia – szyba ma i tak pozostać czysta.
Albo np. oprogramowanie napędu, które współpracuje z nawigacją pokładową, aby tak gospodarować energią elektryczną, by przez zakorkowane miasto jechać na prądzie, a na autostradzie ją oszczędzać – świetny pomysł, prawda?
To, czego zauważyć nie można, ale niektórzy być może docenią, to seria zabiegów mających uczynić auto bardziej przyjaznym dla środowiska. To wykorzystanie butelek PET w produkcji materiałów tapicerskich, to wykorzystanie tworzyw, które nie są malowane, ale mają "wmieszany" barwnik, to wspomniana już "wegańska skóra". To, że inżynierowie bardzo się starali, to widać. Ale ile trzeba za to zapłacić?
Nowa Toyota C-HR: ile to kosztuje?
Jak wspomniałem, jakość wykończenia wysokiej wersji Toyoty C-HR skojarzyła mi się w pierwszej chwili z samochodami bratniej marki premium – z Lexusem. Niestety, cena też mi się tak kojarzy...
Oto bowiem najtańszą wersję C-HR-a z napędem 1.8 Hybrid wyceniono na 139 tys. 900 zł. Nieco wyższa wersja Style z silnikiem 2.0 Hybrid kosztuje "już od" 165 tys. 900 zł. Natomiast wersja Style z napędem Plug-in, która bardzo mi się podoba z racji tego, jak jeździ, zaczyna się od 189 tys. 900 zł. To oznacza, że sama dopłata do wersji Plug-in wynosi 24 tys. zł. To się nigdy nie zwróci, taką wersję trzeba potraktować jako świadomy wybór osoby, którą na to stać i która lubi.
Czy warto? Moim zdaniem, zwłaszcza w przypadku Plug-ina, nie warto pytać o wersję "od". Jeśli mamy już wydać 190 tys. zł na w sumie nieduży samochód, warto dopłacić i cieszyć się kompletnym wyposażeniem: szklanym dachem, lepszymi reflektorami, elektroniką mającą za nas "oczy dookoła głowy" itp. Potrzeba będzie na to jakieś 230 tys. zł, czyli dużo, no ale będzie to auto zrobione w standardzie "prawie premium".
Nowa Toyota C-HR Plug-in Hybrid: dane techniczne
Silnik: typ/cylindry/zawory | benz./R4/16 |
Ustawienie silnika | poprzecznie z przodu |
Pojemność skokowa | 1987 cm3 |
Moc maksymalna silnika spalinowego/elektrycznego | 152 KM przy 6000 obr./min./163 KM |
Maks. moment obrotowy silnika spalinowego/elektrycznego | 190 Nm przy4400-5200 obr./min./208 Nm |
Maksymalna moc systemowa | 223 KM |
Skrzynia biegów/napęd | przekładnia bezstopniowa/przedni |
0-100 km/h; prędkość maks. | 7,3 s/180 km/h |
Zużycie wg WLTP (95 okt.) | 0,8-0,9 l/100 km |
Emisja CO2 wg WLTP | 19-20 g/km |
Poj. bagażnika/zbiornika paliwa | 607/50 l poj. LPG 40 l netto |