To początek czegoś ważnego dla Kii – marki, która w ostatnim czasie bez kompleksów porównuje się z uznanymi w Europie producentami samochodów, w tym i tych od modeli klasy premium. Dopiero co pokazano świetnie jeżdżącego crossovera Stonic, a teraz czas na kolejny samochód stworzony dla tych, którzy lubią prowadzić auta: limuzynę z napędem na tylne koła. Na dodatek taką, która w najmocniejszej wersji GT ma pod maską świetny silnik V6. W dzisiejszych czasach taka decyzja wymaga odwagi. Brawo dla Kii.
Kia Stinger – sportowe aspiracje
Ten flagowy Stinger napędzany jest jednostką 3.3 V6 o mocy 370 KM, a to stawia ją na równi z takimi modelami, jak BMW 440i Gran Coupe, czy też Audi S5 Sportback. Towarzystwo, którego nie ma co się wstydzić. Co więcej, ten szczególny Stinger na torze, o czym mogłem się przekonać podczas pierwszych jazd, sprawuje się znakomicie. O szczegółach jednak za chwilę.
A teraz moment na refleksję: czy taki wóz jak Stinger, marki znanej z Rio, Cee’da i Sportage’a, jest w stanie odciągnąć klientów od Alfy Romeo, Mercedesa, BMW bądź Audi? Wiecie co? To całkiem możliwe. To prawda, że Kia nie ma takiego wizerunku, jak niemiecka wielka trójka, ale ma za to kilka ważnych atutów. Po pierwsze Niemcy wiele stracili na aferze z silnikami Diesla, po drugie warto przypomnieć, że kilkadziesiąt lat temu obecność Audi w segmencie premium też nie była taka oczywista. Dzisiejszy status tej marki to skutek konsekwencji i udanych pomysłów. Kia wydaje się postępować w podobny sposób. Ma więc szansę na osiągnięcie swoich celów. No dobrze, wróćmy jednak do wrażeń z pierwszych jazd Stingerem.
Kia Stinger – nie tylko sport
Najwięcej emocji budzi oczywiście wspomniana już wersja GT, ale prawda jest taka, że w Europie pewnie nie będzie ona hitem sprzedaży. Owszem, V6 robi wrażenie, podobnie jak jego moc, ale więcej osób zdecyduje się na skromniejsze i tańsze warianty, które jednak również nie będą słabe. Na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, by tak jak w Mondeo stosować w Stingerze litrowy silnik z turbo, albo trzycylindrowy – jak w BMW serii 3. Tu najsłabsza jednostka ma dwa litry pojemności skokowej. Do wyboru są zatem 2,2-litrowy diesel oraz 2-litrowy silnik benzynowy. Pierwszy ma 200 KM, drugi zaś 255 KM. To wystarczy, by sprawnie poruszać się Stingerem, mimo że model ten nie należy do lekkich – waży co najmniej 1700 kg. Sporo.
Co ciekawe, równie przyjemnie jeździ się obiema „zwykłymi” wersjami Stingera. W standardzie mają 8-biegowy automat z hydrokinetyczną przekładnią, która zmienia biegi dość szybko i bez szarpnięć. Weźmy jednak poprawkę na to, że Stinger to auto ze sportowymi genami, więc spodziewamy się czegoś więcej. I tu Kia trochę mnie zawodzi, bo szczególnie w ręcznym trybie zmiany biegów skrzynia zastanawia się zbyt długo, np. podczas redukcji na torze wyścigowym. Brakuje mi też dźwięku, który towarzyszyłby zmianie biegów. Mamy go np. w Audi S4. Na trasie jest jednak lepiej. Automat dobrze dobiera przełożenia, a jego decyzje zależą od wybranego trybu jazdy – gdy stawiamy na komfort, szybciej włącza się wyższy bieg, ale jeżeli ważniejsze są osiągi, to dłużej pozostaniemy na przełożeniu gwarantującym dostęp do maksymalnego momentu obrotowego, który w przypadku diesla wynosi 440 Nm, a silnika benzynowego – 353 Nm. Krótko mówiąc, nie ma problemu z wyprzedzaniem, przyspieszaniem na trasie ani z podjazdami. W przypadku diesla mamy też jedną ciekawą opcję: napęd na cztery koła, który jest standardem w Stingerze 3.3 V6, ale tylko tym z kierownicą po lewej stronie.
Kia Stinger – trzy kwadranse na torze
Najpierw garść statystyk dotyczących osiągów. Stinger z dieslem przyspiesza do setki w 7,6 s i może jechać 230 km/h, auto z benzyniakiem rozpędzi się do 100 km/h w 6 s i pojedzie 240 km/h. Całkiem przyzwoicie. Korzystne są też ceny tych wersji: 179 900 zł za diesla i 149 900 zł za auto na benzynę. Importer twierdzi, że najwięcej sprzeda się Stingerów w tej podstawowej wersji. Na koniec zostaje 3.3 V6. Jego 370 koni i 510 Nm wystarczy, by smukłą limuzynę Kii rozpędzić do 100 km/h w zaledwie 4,9 s. Przyspieszanie skończy się zaś przy 270 km/h. To poziom sportowych modeli Audi po zdjęciu ogranicznika. Nie ma się czego wstydzić, może oprócz marnego klangu silnika, który i tak w części wytwarzany jest sztucznie i dobiega z pokładowych głośników. Zresztą, od V6 jeszcze gorzej brzmi 4-cylindrowa „dwulitrówka”, która pewnie będzie stanowić trzon sprzedaży.
Kia nie powinna za to mieć kompleksów na torze wyścigowym, o czym przekonałem się, spędzając kilkanaście minut za kierownicą Stingera GT na niewielkim torze zlokalizowanym na Majorce. Trzeba tu wyjaśnić, że Stinger GT ma w standardzie zawieszenie z amortyzatorami o zmiennym stopniu tłumienia i oczywiście korzystałem z jego zalet, a konkretnie z trybów Sport i Sport +. W trybach sportowych zawieszenie nie robi się jednak sztywne jak w wozie drabiniastym. Stingerem, po wybraniu tych ustawień, da się spokojnie jeździć po zwykłych drogach. Sprawdza się jednak również na torze. Dzięki zmodyfikowanemu podwoziu z Hyundaia Genesisa G80 Coupe Stinger podczas sportowej jazdy jest zwinny i stabilny. Nawet nie czuje się, że auto jest tak ciężkie i że spora część tej masy przypada na przód. I tak, może i Stinger nie jest idealnym wozem na dni otwarte na torach, ale potrafi dostarczyć dużo frajdy z jazdy – choćby na krętej drodze. Szkoda tylko, że wersja V6 ma napęd 4x4 w standardzie.
Kia Stinger – wartości rodzinne
Nowa Kia jest samochodem nie tylko sportowym, ale też użytecznym. Jej wnętrze jest przestronne, choć skierowane do kierowcy o określonych wymaganiach. Siedzisko umieszczone jest nisko, więc entuzjaści SUV-ów i crossoverów będą tym na pewno zawiedzeni. Po drugie, linia okien przebiega dość wysoko i z tyłu, i z przodu. Kabina Stingera ma otaczać kierowcę i pasażerów niczym kokon, a nie każdemu to się spodoba. Dziś jest moda na duże okna i przeszklone dachy. Po trzecie w końcu, w Stingerze najważniejszy jest styl. Jemu podporządkowano np. bagażnik, którego objętość to zaledwie 406 litrów. Ograniczają ją oczywiście także elementy tylnego zawieszenia oraz podzespoły odpowiedzialne za przeniesienie napędu na tył.
Ze Stingerem, jeśli mowa o konfrontacji z Audi, BMW i Mercedesem, są jeszcze dwa problemy: jakość i technologie. Tworzywa zastosowanie w kabinie Kii są dobrej jakości, ale jednak odległej od standardu BMW czy Audi. Za to świetna jest skóra, którą obszyto fotele i niektóre fragmenty kokpitu: jest miękka i przyjemna w dotyku. W Stingerze brakuje zaś bardziej przemyślanego systemu multimedialnego. Ten zbudowany na 8-calowym dotykowy ekranie już nieco trąci myszką. Przydałyby się choćby wygodne pokrętło i zestaw podstawowych przycisków do wybierania podstawowych funkcji. Na przykład takie jak iDrive z BMW.
Kia Stinger – czy warto ją kupić?
Stinger nie kosztuje mało, ale też nie jest to auto, dzięki któremu sprzedaż Kii ruszy z kopyta. To model wizerunkowy, na dodatek bardzo udany. Wróżę zatem Stingerowi sukces rynkowy tym bardziej że w Polsce jego ceny zaczynają się od 149 900 zł za całkiem dobrze wyposażoną wersję, która na dodatek bardzo dobrze jeździ i ma napęd na tył. I nawet umie chwilkę podriftować.
Kia Stinger 3.3 V6 – dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | 3342 cm3, V6, turbo benz. |
Moc | 370 KM przy 6000 obr./min |
Moment obrotowy | 510 Nm przy 1300-4500 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | 8-biegowy automat, napęd na tył |
Prędkość maksymalna | 270 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 4,9 s |
Średnie zużycie paliwa | 9,9 l/100 km (producent) |
Masa własna | 1780 kg |
Cena | od 234 900 zł |