- Gdyby Nissan e-NV200 miał o 300 km większy zasięg, byłby wspaniałym samochodem, lecz niestety maksymalnie na prądzie potrafi przejechać około 160 km i to tylko w sprzyjających warunkach, a to jak na dostawczaka zdecydowanie za mało
- Problematyczna jest wysoka cena e-NV200, której w Polsce nie obniżają żadne państwowe dotacje
- Nissan e-NV200 to na pewno samochód dostawczy przyszłości, trudno tylko powiedzieć, kiedy ona nastąpi
Nie chce mi się nawet wchodzić w kwestie, że ten model w Polsce jest napędzany węglem z konwencjonalnych elektrowni, bo to świadczy tylko na niekorzyść Polski, a nie Nissana. Drugorzędne znaczenie ma też jego gigantyczna cena – taka jak nasza 7-osobowa Evalia kosztuje brutto prawie 150 tys. zł (podstawowy furgon około 100 tys. zł), a to już poziom Volkswagena T6, którego w podstawowej wersji Caravelle można kupić za ok. 130 tys. zł brutto. Do tego Bus jest modelem zdecydowanie większym, bo NV200 to taki oldskulowy pod względem wielkości japoński dostawczak. Ale zostawmy tego typu rozważania na boku, bo przecież mówimy tu o ekologii, a więc zdrowiu naszych dzieci!
Rozumiem, że na takim etapie rozwoju aut elektrycznych, czyli dopóki są drogie, naturalnie powinny być dotowane przez rządy państw. Szczególnie gdy wprowadza się coraz bardziej wyśrubowane normy emisji spalin dla konwencjonalnych silników. Przykład Norwegii nasuwa się sam – tam w zeszłym roku już 52 procent nowych samochodów miały napęd elektryczny lub hybrydowy. Oczywiście, gdy uwzględni się tylko te elektryczne i hybrydy typu plug-in udział jest zdecydowanie mniejszy, ale nie zmienia to faktu, że dotowana cena czyni cuda. Przy założeniu, że e-NV200 byłby tańszy, wciąż pozostaje pytanie, czy ma on sens?
Nissan e-NV200 Evalia – Nissan w idealnym świecie
Gdy na świecie nie będzie już wojen, a polski rząd zacznie wspierać alternatywne źródła energii i dotować ekologiczne napędy, Nissan e-NV200 zacznie mieć większy sens niż w tej chwili. A może wcześniej nastąpić coś zupełnie innego – elektryczne auta staną się na tyle popularne, że ich cena drastycznie spadnie. No w sumie już się tak trochę stało. Kilka lat temu tyle samo co podstawowy furgon e-NV200 kosztował przecież mały miejski elektryczny samochodzik oferowany pod trzema markami – m.in. jako Mitsubishi i-MiEV. Niestety, dopóki ceny nie zrównają się z normalnymi modelami z konwencjonalnym napędem, chwalenie się niższymi kosztami serwisu nie przekona żadnego przedsiębiorcy (pytanie, z czego będą żyły warsztaty, jest tylko na pozór drugorzędne).
W przypadku e-NV200 jest moim zdaniem dużo większy problem, a mianowicie zasięg. Producent podaje, że Nissan potrafi przejechać ponad 160 km. Mój test pokazuje, że jest to realne, ale w sprzyjających warunkach. Na pewno nie wtedy, gdy na dworze jest zimno, a testowałem e-NV200 przy temperaturach zbliżonych do zera stopni. Nie pomaga również fakt załadowania tego dostawczaka – w tym wypadku siedmioma osobami, bo mamy tu do czynienia z wersją osobową. Ostatnią, ale może najważniejszą kwestią jest prędkość poruszania się autem – w korkach i dużym ruchu rzeczywiście energia elektryczna wyczerpuje się w tempie założonym przez producenta. Biada jednak temu, kto tym autem pojedzie na obwodnicę i zacznie jeździć z jakże ekstremalnymi prędkościami, oscylującymi w okolicach 90 km/h. Wtedy zasięg należy podzielić przez dwa.
Nissan e-NV200 Evalia – trzeba to mieć z tyłu głowy
Realnie, w warszawskim ruchu ulicznym wygląda to mniej więcej tak, że gdy już wyjedzie się z korka, wszyscy zaczynają cię wyprzedzać. Oczywistym jest bowiem, że jadąc autem, które po kilku minutach jazdy zaczyna wyświetlać zasięg poniżej 100 km, zaczyna się myśleć, o tym, jak by go tutaj naładować. Odległość 100 km to trochę taka rezerwa w konwencjonalnym samochodzie, tyle tylko, że stacje paliw w dużym mieście są co trzy kilometry! Oczywiście, nie odkrywam tu żadnej Ameryki, bo przecież każde auto elektryczne ma tego typu ograniczenia, ale pamiętajcie, że to nie jest pojazd do użytku prywatnego, a samochód dostawczy do pracy! Pomijam już nawet fakt, jak jeździ się służbowymi dostawczakami, bo gdy jadę Nissanem z prędkością 50 km/h przez centrum Warszawy, co chwilę wyprzedzają mnie białe Vito lub T5. No ale, 160 km w dostawczaku pokonuje się w kilka godzin, a potem przez kilka kolejnych trzeba e-NV200 ładować. Ma to sens wtedy, gdy potrzebujecie 7-osobowego samochodu na chwilę, a potem możecie go doładować i znowu chwilę nim pojeździć. Czyli nie ma to sensu! No, chyba że jeździcie po takiej hali (w tym wypadku to ś.p. FSO), na jakiej e-NV200 sfotografowałem i co chwilę możecie się pożytkować ładowaniem go z gniazdka.
A może jest to alternatywa dla dostaw w miejsca wyłączone z ruchu? Pamiętam, jak kilka lat temu krakowska straż miejska chwaliła się hybrydą, którą dostała w użytkowanie od Toyoty. Była wtedy mowa o tym, że będzie ona jeździła po rynku i nie zanieczyszczała. Co prawda nie wierzę, aby miejskim strażnikom nie odpalał się silnik spalinowy podczas jazdy w strefie Rynku Głównego, ale nie to jest tutaj najistotniejsze. Ta wyłączona z ruchu aut z konwencjonalnym napędem strefa ma jednak pewne wyłączenia np. dla dystrybucyjnych ciężarówek dostarczających śledzia i alkohol do okołorynkowych pubów i restauracji. Przecież można by je zastąpić małymi e-NV200! Tylko komuś musiałoby na tym zależeć.
Nissan e-NV200 Evalia – moment od zera
Po co więc istnieje taki pojazd jak e-NV200? Na pewno jest to pewnego rodzaju pokaz możliwości, który przy dobrych wiatrach będą w przyszłości miały sens. Co ciekawe Nissanem jeździ się całkiem nieźle, ale na niektóre rzeczy trzeba spojrzeć od nowa. Odkrywam to po wyłączeniu trybu Eco. W e-NV200 budzą się bowiem demony. Niby moment 254 Nm jest taki jakby w sam raz dla auta dostawczego, ale w przypadku elektryka dostępny jest on w całym zakresie obrotów elektrycznego silnika. A to oznacza, że mamy go tutaj od zera do 3008 obr./min. Oznacza to, że czasem Nissanem dość ciężko jest ruszyć. I nie myślę tu nawet o sytuacji, w której dezaktywowaliście system kontroli trakcji (co zdecydowanie odradzam), bo nawet z nim mały dostawczy Nissan dość żwawo pali gumę swoich niewielkich oponek. O ile traktujecie to jako świetną zabawę, nie mam z tym problemu. Gorzej, gdy przez przypadek wciśniecie gaz np. podczas jazdy po łuku. W tym ostatnim przypadku podsterowność, szczególnie na śliskiej nawierzchni, pojawi się momentalnie i może być niebezpieczna.
Jednak gdy już koła złapią przyczepność, sprint od świateł do świateł odbywa się tutaj dość szybko. Jasne, że cierpi na tym zasięg, ale jeśli macie ochotę na wyścigi między światłami to świetnie auto, pytanie tylko po co? Jeżdżąc e-NV200, zwróciłem uwagę jeszcze na jeden ciekawy element. Pamiętam, jak przed kilkoma laty miałem okazję pojeździć elektrycznym Renaultem Kangoo i jak denerwowały mnie odgłosy, które pod nieobecność dźwięku silnika Diesla emitował ten samochód. Podobnych doświadczeń spodziewałem się w e-NV200 i co ciekawe okazało się, że w ogóle ich tutaj nie doświadczyłem, bo ten model mimo ciszy panującej w kabinie podczas jazdy nie wydaje nieprzyjemnych dźwięków.
Bardzo pozytywnie ocenić należy wielkość wnętrza, bo mimo niewielkich wymiarów zewnętrznych, które pomagają w ruchu miejskim, w kabinie mamy do dyspozycji przestrzeń w czystej postaci. Może trochę tandetnie wykończoną, ale za to bardzo użyteczną i prostą w obsłudze – nie licząc może mechanizmu składania dwóch foteli trzeciego rzędu. Nie dziwi, że od pewnego czasu NV200 jest bardzo popularną taksówką w Nowym Jorku, ale w USA Nissan nie oferuje jego wersji elektrycznej, co też o czymś świadczy.
Podsumowując – podziwiam Nissana, za to, że wprowadził do oferty w Polsce e-NV200. Co prawda ten samochód nie ma żadnego sensu, ale z drugiej strony nie ma innej marki, która obok elektrycznego dostawczaka miała w swojej ofercie monstrum w stylu Gozilli Nismo za prawie 800 tys. zł. Nissanowi na pewno nie brakuje odwagi, szkoda tylko, że nie ma jeszcze w Polsce proekologicznego klimatu i pewnie długo go nie będzie. Zdecydowanie przydałby się także większy zasięg e-NV200, jeśli ten model ma mieć jakiś sens!
Errata: Po zrobieniu zdjęć i napisaniu tego tekstu rozchorowałem się, Nissan z zasięgiem 100 km stał na dworze (mróz w nocy sięgał minus 5 stopni). Gdy do niego wsiadłem, aby po trzech dniach pojechać do lekarza, zasięg na dzień dobry spadł do 83, a po kilometrze do 70! Temperatura wynosiła zero stopni. Pojechałem 15 km w jedną stronę, a gdy wróciłem od doktora miałem już tylko 20 km zasięgu. Wynika z tego, że z początkowej „stówki” po zrobieniu 30 zostało 20 km. Co gorsza, gdy podjechałem pod stację szybkiego ładowania niedaleko domu, okazało się, że na miejscach dla elektryków zaparkowane są spalinowe samochody i o ładowaniu nie może być mowy. Niestety ten model nie ma sensu w takich warunkach!
Nissan e-NV200 Evalia – dane techniczne:
Pojemność skokowa i rodzaj silnika | Silnik elektryczny |
Moc łączna | 109 KM przy 3008 obr./min |
Moment obrotowy łączny | 254 Nm/0-3008 obr./min |
Skrzynia biegów i napęd | Brak, napęd na przód |
Prędkość maksymalna | 123 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | b.d. |
Zasięg | 167 km (producent) |
Pojemność wnętrza | siedem osób |
Cena | 149 720 zł |