- Nawet jeśli Ghost jest wyrazem minimalizmu, o który prosili właściciele poprzedniej generacji, to nadal efekt osiąga maksymalny
- Obcowanie z wartą 2,34 mln zł limuzyną powoduje... sensoryczne uniesienia
- Podczas jazdy, do uszu podróżujących dociera tylko precyzyjnie skomponowany „dźwięk ciszy”
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Zasnęlibyście, gdybyście wiedzieli, że w waszym garażu nocuje najnowsza limuzyna Rolls-Royce’a i kluczyk do obudzenia jej macie pod ręką? Jest na to pewien sposób – jeździć do upadłego. Mimo że nie pierwszy raz miałem zaszczyt z tą marką, odwlekałem moment powiedzenia Ghostowi „dobranoc” tak długo, jak tylko byłem w stanie. Kiedy wiesz, że masz nieco ponad dobę, by się nacieszyć czymś tak wyjątkowym, starasz się wykorzystać ten czas do cna. Odsypiasz to „poświęcenie” potem przez kilka dni, a gdy wreszcie próbujesz sobie przypomnieć te wrażenia, to zaczynasz wątpić, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę...
Na widok Ghosta na ulicach Warszawy niektórzy kierowcy i mijani przechodnie reagują tak, jakby zobaczyli coś nierzeczywistego. Podróżując tą zjawiskową limuzyną, nie da się przemknąć niezauważonym. I nawet jeśli Rolls-Royce twierdzi, że nowy Ghost jest wyrazem minimalizmu, o który prosili właściciele poprzednika, to efekt nadal osiąga maksymalny.
Urzekło mnie, że choć obie generacje tej mniejszej z limuzyn marki mają wspólne tylko znaczki i ukryte w drzwiach parasolki, to jednak wiele jest... jak dawniej. Kunszt wykonania, perfekcyjna prostota form oraz wrażenie wspaniałej harmonii są niepodrabialnie rolls-royce’owe. Obcowanie powoduje sensoryczne uniesienia: muskanie wszystkiego, co skórzane. Gładzenie bogato fornirowanych powierzchni. Mizianie niewiarygodnie miękkich i grubych dywaników z wełny jagnięcej. Naciskanie masywnych guzików.
Przełączniki klimatyzacji pozwalają tylko na regulację „cieplej-zimniej” i stopnia intensywności, a nie na ustawianie konkretnej temperatury – tak było zawsze i tak ma być. Na znajdującym się po lewej od kierownicy klasycznym panelu regulacji oświetlenia gości teraz także starter silnika – to nowość. Znaczącą innowacją jest ekran w miejscu analogowych zegarów, który takowe imituje – aż szkoda. Poza tym w kokpicie frapuje mnie też brak ruchomej osłony ekranu.
Rolls-Royce Ghost – dwa gwiazdozbiory
Bardziej typowe dla marki podejście do spraw można podziwiać po drugiej stronie deski rozdzielczej – misternie iluminowany napis „Ghost” na rozgwieżdżonym tle. Odpowiedzialni za ten element poświęcili ponoć dwa lata, by uzyskać pożądany efekt. Nie obyło się bez użycia... lasera, którym wycina się w maskownicy 90 tys. mikroskopijnych otworów tworzących 850 gwiazd, a za wszystkim tkwią 152 LED-y. Kosmos.
Drugi imponujący gwiazdozbiór znajduje się bezpośrednio nad głowami pokładowych gości – nie wiem, czy takie było życzenie klientów, ale teraz można tu co jakiś czas dostrzec także spadające gwiazdy. Co sobie pomyślisz – spełni się w następnym Ghoście. Tak sobie wyobrażam badania focusowe w tej marce...
Prośbą, którą wyrażali właściciele Ghostów i którą w pełni rozumiem, było uczynienie tego wielkiego wozu łatwiejszego w prowadzeniu. Nie żeby tak bardzo się liczyli z losem swoich szoferów – często ich wcale nie mają. I podobno nawet ci, którzy na co dzień dają się wozić, w weekendy sami lubią siąść za kierownicą swojego Rolls-Royce’a.
Rolls-Royce Ghost – właściciel nie zawsze siedzi z tyłu
Ghost zyskał zatem możliwość napędu wszystkich kół, jak i skręcania nimi. Pozwala sobą dyrygować w cudownie relaksujący sposób, zupełnie naturalny, nie daje jednak kierowcy poczucia prowadzenia auta zwyczajnego bądź też zwyczajnie wielkiego. Jego 5,55 m długości nigdy nie kurczy się w magicznie elektroniczny sposób, jak to bywa w niektórych nowoczesnych limuzynach. Z fotela kierowcy ma się wrażenie, jakby 3 metry przypadały na samą maskę. Nie ma tu czegoś takiego, jak sportowy tryb pracy podzespołów – można co najwyżej przyciskiem „LOW” nakazać skrzyni biegów utrzymywanie niższych przełożeń.
Generalnie jednak zaawansowana elektronika zawczasu adaptuje, co należy. Skrzyni biegów podpowiedzi dostarcza system nawigacji, a zawieszeniu – 2 kamery rozpoznające nierówności nawierzchni do prędkości 100 km/h. W przednich kolumnach znalazły się innowacyjne masowe tłumiki drgań. Komfort jazdy jest błogi, bez dwóch zdań. Jednak wbrew temu, czego się spodziewałem, zawieszenie wcale nie odcina tak zupełnie od tego, na co natrafi pod kołami. Takie wrażenie mogłoby zaburzyć poczucie kontroli nad autem, gdy prowadzi się je z zaangażowaniem.
Rolls-Royce Ghost – nie cisza, a jej „dźwięk”
Z podobnego powodu Rolls-Royce zrezygnował z totalnej izolacji kabiny od zewnętrznych hałasów – ponoć to byłoby zbyt... upiorne. Zamiast tego tak zaprojektowano wygłuszenia i skomponowano źródła hałasu, by do uszu podróżujących docierało coś na wzór... dźwięku ciszy. Częstotliwość słyszalna, ale niedrażniąca. Tak, by silnik taktownie mógł zasygnalizować swoją obecność, gdy kierowca sobie tego zażyczy.
Skoro właściciel też chce czerpać przyjemność z prowadzenia, Ghost nie mógł stracić monumentalnego V12. Co wydaje się niemal abstrakcyjne w obecnych czasach, jego pojemność jeszcze zwiększono – z 6,6 do 6,75 l. 850 Nm napierających na wał już przy 1600 obr. daje wrażenia... niemal jak w elektryku. Tu jednak wysiłek konstrukcyjny, by osiągnąć tę niesamowitą płynność i niestrudzoność pracy napędu, jest nieporównywalnie większy – trochę jak z zegarkami kwarcowymi i mechanicznymi. Nie czuć nawet zmian biegów, oszałamia tylko potęga tego mechanicznego arcydzieła. Dlatego Ghosta wolę prowadzić, niż być nim wiezionym.
Rolls-Royce Ghost – kto nie prowadzi, ten pije szampana. Albo jedzie na szczepienie...
Kanapa kusi nie tylko arcywygodą – to tu chłodzi się szampan. Sącząc bąbelki, ma się już wszelkie warunki do tego, by rozpływać się nad misternością, utopijnością i harmonią tego wozu. Albo można po prostu odpłynąć, opierając głowę o mięciusieńki jasiek, zatapiając stopy w mięsistych dywanikach, i dać się wymasować. Pomysł, by tu spać, chodził mi po głowie...
Nazajutrz, tuż przed zwrotem auta, udaje mi się jeszcze zrobić rundę honorową z moją babcią i odwieźć ją na szczepienie. Miewa się świetnie, ale nadal wszystkim opowiada o swoim spotkaniu z Ghostem. A rozmówcy się na nią dziwnie patrzą...
Rolls-Royce Ghost – nasza opinia
Mógłbym przysiąc na babcię, że krótkie spotkanie z Ghostem mi się nie przyśniło. To, jak on jeździ, jak traktuje swoich gości i jakie wrażenie robi na mijanych osobach, jest jednak trochę nierealne – dlatego wolę takich deklaracji nie składać. Niby to tylko samochód, ale z drugiej strony nikt, kto ma z nim styczność, nie jest w stanie tak go traktować. To zjawisko.
Rolls-Royce Ghost – dane techniczne i cena
Silnik | benz. biturbo, V12 |
Pojemność skokowa | 6749 cm3 |
Moc | 571 przy 5000 obr./min |
Moment obrotowy | 850 Nm przy 1600 obr./min |
Napęd | 4x4 |
Skrzynia biegów | aut. 8b |
Długość/szerokość (z lusterkami)/wysokość | 5546/2148/1571 mm |
Bagażnik | 500 l |
Średnie spalanie wg WLTP | 15,7 l/100 km |
Emisja CO2 | 343 g/km |
Cena testowanego egzemplarza | ok. 2,34 mln zł |
Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy firmie Echo Investment, deweloperowi projektu Browary Warszawskie.
Nawet jeśli Ghost jest wyrazem minimalizmu, o który prosili właściciele poprzedniej generacji, to nadal efekt osiąga maksymalny.
Jeszcze więcej czasu razem? Przez 30 godzin z Ghostem pospałem może ze 4... 4,5?
Zawsze w poziomie: łożyskowane emblematy z obciążnikami (OK, tak naprawdę to trochę sobie „dyndają”).
Zawsze na miejscu: „Spirit of Ecstasy” unosząca się nad podświetlanym grillem.
Zawsze na miękko: nieziemsko przyjemne dywaniki z wełny jagnięcej.
Zawsze w gotowości: flety do szampana i lodówka z 2 trybami chłodzenia.
Zawsze więcej niż „wystarczająco”, jak niegdyś Rolls-Royce zwykł podawać moc swoich maszyn: 571 KM i 850 Nm. To nie jednostka, lecz monument jedwabistości.
Nigdzie nie przemknie niezauważony: Ghost jest pozbawiony zbędnych ozdobników, ale ma niesamowitą prezencję.
23:37, 12. godzina za kierownicą. Ghost mnie pochłonął, pośpię na emeryturze. Albo na tylnej kanapie...
Perfekcyjna prostota to rękodzieło, kształty i przełączniki, które niemal nie zmieniają się od lat. Udogodnienia idą jednak z duchem czasu.
To można było załatwić ekranem... ale RR wolał 2 lata doskonalić podświetlenie i przenikalność lakieru fortepianowego, by uzyskać idealny efekt.
A to już załatwiono ekranem: instrumenty są okrągłe, z chromowanymi pierścieniami, ale wirtualne. Rytm serca tradycjonalisty uspokaja widok wskaźnika rezerwy mocy.
Starter silnika przeniesiono na lewą stronę od kierownicy, na panel, który w tym kształcie funkcjonuje od dziesięcioleci.
Przełączniki klimatyzacji pozwalają tylko na regulację „cieplej-zimniej” i stopnia intensywności, a nie na ustawianie konkretnej temperatury – tak było zawsze i tak ma być.
Ponoć szoferzy czasem pozwalają właścicielom też poprowadzić. A ci, jak już raz spróbują...
Warto mieć życzenie w zanadrzu: gości pokładu otaczają gwiazdy i czasem któraś z nich spadnie.
Parasole dopasowane do kolorystyki wozu i osuszane w ogrzewanych schowkach w drzwiach.
Doskonale funkcjonująca automatyka drzwi czyni wsiadanie przeżyciem – łatwo przeoczyć piękną tabliczkę z numerem.
Błogość. A to nawet nie jest ta typowo szoferska limuzyna w ofercie. Są jeszcze Ghost Extended (z wydłużonym rozstawem osi) i Phantom oraz Phantom Extended, które dają jeszcze więcej swobód na tylnej kanapie.
Techniczne gadżety dyskretnie poukrywane. Masywne stoliki po rozłożeniu anektują wcale niemało przestrzeni na kolana.
Walizki mają niewiele gorzej niż pasażerowie – oświetlenie jak w dobrej garderobie, wykładzina niczym w eleganckiej sypialni...
Co nieco jest z BMW. Ale to, co przejęto, tego nie da się zrobić lepiej. Piktogram na przycisku zamykania klapy bagażnika wyraźnie przedstawia sylwetkę RR. Fajnie!